Polityka żyje awanturą, my – życzliwością i dobrocią

Polityka żyje awanturą, my – życzliwością i dobrocią

Polska stała się krajem par excellence wyznaniowym. W którym jednocześnie problem praw i równości płci – pod każdym względem – jest całkowicie zakłamany Z prof. Wiktorem Osiatyńskim rozmawiają Jan Ordyński i Robert Walenciak – Panie profesorze, oto ostatnie pańskie wypowiedzi – mówi pan o narkotykach, o prawach kobiet. Czy te tematy stanowią clou współczesnej debaty? Czy są najistotniejsze i symptomatyczne dla problemów współczesnej Polski? – Nie są symptomatyczne dla problemów współczesnej Polski, ale stanowią ważną część moich zainteresowań. Ponieważ interesuję się prawami człowieka. – W Polsce to już démodé… – Prawa człowieka w systemie autorytarnym, totalitarnym dotyczyły wszystkich. W tym systemie każdy mógł stać się jego ofiarą, wobec tego obrońcy praw człowieka bronili potencjalnie każdego. Prawa człowieka w państwach autorytarnych to ważna rzecz! A w demokracji? W demokracji większość ludzi nie stanie się ofiarą systemu. Ofiarami systemu staną się niemal wyłącznie ci, którzy skoczą mu do oczu, a jeszcze bardziej ci, którzy są ignorowani jako nieważni, trwale zmarginalizowani i pozbawieni praw. Niby równość, niby demokracja… – I z tego powodu w demokracji prawa człowieka mało interesują szeroką publiczność? – Z tego powodu w demokracji tak naprawdę walka o prawa człowieka jest walką o prawa gejów, prostytutek, ludzi, którzy mogą wejść w konflikt z prawem, użytkowników narkotyków, wtedy kiedy ich prawa są naruszane. A nasze ustawodawstwo i praktyka powodują rażące naruszanie ich praw! No i oczywiście prawa mniejszości. Mniejszości etnicznych, religijnych, no i takiej mniejszości niezwykle nieszczęśliwej, jaką są kobiety. – To jest połowiczność, a nie mniejszość. – W tym sensie jest to mniejszość, że to jest słabsza część społeczeństwa, nawet jeżeli jest większością. Mówi się o osobach wykluczonych – a moim zdaniem kobiety z udziału w podejmowaniu decyzji są wykluczone w sposób trwały. Nie tyle poprzez prawo, co poprzez praktykę. Oraz system selekcji do polityki, który jest oparty na testosteronie. – Bardzo się pan zaangażował w sprawę praw kobiet… – To wynika z tego, że Polska stała się krajem par excellence wyznaniowym. Że stała się krajem ideologicznym, w którym jednocześnie problem praw i równości płci – pod każdym względem, czy to praw reprodukcyjnych, czy innych praw – jest całkowicie zakłamany. – Niechęć do prawdziwej emancypacji kobiet – czy nie jest to efekt wpływów Kościoła? – Nie wiem, czy Kościół katolicki jest głównym sprawcą… Choć faktem jest, że Kościół ma reakcyjny, wsteczny stosunek do kobiet. Widziałem na własne oczy, jak budowano sanktuarium w Radomiu, ówczesny biskup był dumny, że kobiety przychodzą na klęczkach do pracy i harują, w czasie gdy ich mężowie są pod budką z piwem. Widziałem, jaki jest stosunek księży do kobiet – one mają służyć. Gotować, sprzątać i być używane do seksu przez mężów. Ale Kościół nie jest aż tak bardzo winien zapyziałości i ciemnocie polskiego życia publicznego… – A kto? – Ci politycy, którzy chcą się pod Kościół podwiesić. To oni popchnęli Kościół tak bardzo w prawo… W efekcie niby jest równość, niby są równe prawa, niby jest demokracja i kobiety w parlamencie. Niby! Co ciekawe, wiele pań, które dostały się do parlamentu, wypowiada się przeciwko prawu kobiet… – Łącznie z pełnomocniczką ds. równego statusu, panią Radziszewską. – Nie tylko, nawet pani Lena Kolarska-Bobińska, kiedy dostała się do Parlamentu Europejskiego – już jest przeciw parytetom… Dlaczego trzeba nam kobiet – A przypomnijmy, chodzi o to, żeby partie na swych listach wystawiały równą liczbę kobiet i mężczyzn. I nie chodzi tu o to, żeby było w Sejmie 230 mężczyzn i 230 kobiet, tylko żeby na listach wyborczych było po równo. A wyborcy wybiorą. – Tak jest, chodzi o to, żeby na listach wyborczych był zachowany parytet. Chociaż ja uważam, że powinno być tak, żeby w Sejmie było po 230, a w Senacie po 50. Ze względu na to, że płeć to jedyna cecha nieprzekraczalna, jedyna cecha trwała. I że te obie części społeczeństwa są identyczne pod względem prawnym, natomiast obdarzone są nieco odmiennym spojrzeniem na rzeczywistość, odmiennym wyczuleniem. W ciałach podejmujących decyzje dotyczące wyboru celów i wartości powinno więc być po równo. – A nie jest to furtka do innych parytetów: ci ze wsi i ci z miasta, wierzący i niewierzący… – Te podziały zawsze można zmienić. Można wyjść z wiary albo zostać wierzącym. Natomiast

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 37/2009

Kategorie: Wywiady