Naród nie może zginąć – rozmowa z prof. Andrzejem Werblanem

Bez wywalczenia przez Gomułkę znacznej autonomii w stosunkach z Moskwą Gierkowskie otwarcie na Zachód byłoby niemożliwe Prof. Andrzej Werblan – historyk, wieloletni członek władz PZPR, w latach 1971-1982 wicemarszałek Sejmu, autor licznych prac dotyczących dziejów Polski Ludowej. Panie profesorze, niejeden może panu zarzucić, że na radzieckich czołgach wjechał pan do Polski, sprowadzając do niej komunizm. – Rzeczywiście, do Polski wracałem – z Syberii – w randze młodszego oficera w 1. Brygadzie Pancernej 1. Armii Wojska Polskiego, ale w tej armii słowo komunizm było zakazane. Ze względów taktycznych, by nie odstraszać. – Nie sprowadzałbym tego do taktyki. Myślę, że rzeczywiste perspektywy też nie były jasne – dla nikogo. Hilary Minc, o czym dowiedziałem się wiele lat później z archiwaliów, w dyskusji wśród byłych członków KPP pod koniec 1943 r. temat, czy w Polsce ma być socjalizm, czy nie, uciął, mówiąc: „Towarzysz Stalin to rozstrzygnął, ma być demokracja, a nie żaden socjalizm. I nie ma co dyskutować”. Zresztą z żołnierzami nikt nie rozmawiał o socjalizmie czy komunizmie. Wszystko sprowadzało się do słowa demokracja. I to się utrzymało chyba do 1947 r. W 1946 r. służyłem w Głównym Inspektoracie Wojsk Pancernych w Modlinie, w którym było kilkunastu przedwojennych oficerów. Z jednym z nich się zaprzyjaźniłem. Latem tego roku wstąpiłem do PPS, co w wojsku było tępione, bo formalnie miało ono być bezpartyjne. Zdziwił się, ale przyznał, że zapisał się do PPR. Kiedy zapytałem dlaczego, powiedział: „Słuchaj, PPS głosi, że chce budować socjalizm, a PPR jest tylko za demokracją. Socjalizm mi się nie podoba, wobec tego wstąpiłem do PPR”. Dlaczego nie wstąpił pan do PSL? – Ruch ludowy był mi daleki. Poza tym uważałem, że taka Polska, jaka się wyłaniała, jest w tych warunkach jedyną możliwą i opozycja wobec niej, ku czemu zmierzało PSL, wydawała mi się ryzykowna dla kraju. I wreszcie, co najważniejsze, byłem zauroczony politycznie publikacjami Juliana Hochfelda. Głównie jego książką „My socjaliści”, z podtytułem „Ze stanowiska socjalistycznego realizmu”. Te poglądy do mnie trafiały i dlatego wstąpiłem do PPS, co zresztą spowodowało, że pod koniec 1946 r. zdecydowałem się odejść z wojska. Szczęśliwie dla mnie. Procesy i Realpolitik Dlaczego tak wielu inteligentów i intelektualistów nie tylko poparło powojenny ład, ale wręcz czynnie zaangażowało się w budowę nowego porządku, nierzadko po stronie PPR? – Zaważyły na tym trauma II wojny światowej i wiele okoliczności z nią związanych. Rozczarowanie polityką rządu emigracyjnego, która zakończyła się totalnym niepowodzeniem. Szok po dramacie powstania warszawskiego. Dość istotnym czynnikiem było też zafascynowanie wojennym sukcesem Związku Radzieckiego. A nie hasła budowy innej Polski, innego społeczeństwa? – To chciałem wymienić jako kolejny czynnik. II wojna światowa, podobnie jak I wojna, skłaniała do lewicowego myślenia. Powszechne było rozczarowanie istniejącym przed wojną porządkiem, oczekiwanie zmian. Wszystkie ówczesne partie głosiły ich potrzebę, nikt się nie opowiadał za powrotem sanacyjnego modelu ustrojowego. Myślę jednak, że głównym czynnikiem dla inteligencji była Realpolitik, przekonanie, że tylko coś pośredniego między kapitalizmem a socjalizmem jest możliwe w tej sytuacji geopolitycznej, jaka wytworzyła się po Jałcie. Inteligencja musiała mieć inne wyobrażenie demokracji niż Stalin czy PPR. Musiała wiedzieć choćby o aresztowaniach, procesach. – Procesy stalinowskie zaczęły się trochę później, po 1948 r., i oczywiście przerażały i odpychały, nie tylko inteligencję. Wcześniej procesów politycznych też było dużo, nawet więcej, ale wpisywały się w walkę z podziemiem, ofiary były po obu stronach, mniej więcej po równo. Z podziemiem solidaryzowała się mniejszość społeczeństwa, stopniowo kurcząca się. Aleksander Gieysztor opisał rozmowę z prof. Tadeuszem Manteufflem z lata 1945 r. Obaj wywodzili się z Biura Informacji i Propagandy KG AK. Gieysztor otrzymał od prezesa powstającej właśnie podziemnej organizacji Wolność i Niezawisłość płk. Jana Rzepeckiego propozycję kierowania w niej czymś na kształt BIP i powiedział o tym Manteufflowi, z którym zaczęli odbudowywać Wydział Historyczny UW. Ten zdenerwowany rzekł: „Powiedz pan Rzepeckiemu, że my teraz nie robimy konspiracji ani powstania. My teraz robimy uniwersytet”. W książce „Stalinizm w Polsce” pisze pan, że był w zespole doradczym Bieruta. – Pod koniec 1954 r. Franciszek Mazur, zdaje się, wpadł na pomysł, że należy zorganizować