07/2010

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Saperzy kontra powódź

Gdyby nie pomoc wojska, zima sparaliżowałaby kraj. Jak będzie, gdy ruszą lody? Kiedy zawiodą wszystkie inne środki i trzeba podjąć specjalistyczne prace, wtedy wkracza wojsko. – Zaczęliśmy pomagać już w pierwszych dniach tego roku – mówi gen. Janusz Lalka, szef wojsk inżynieryjnych w Polsce. Saperzy są podczas tej zimy najbardziej zapracowanym rodzajem wojsk. Gdy 4 stycznia wezbrał Bug, odcinając od świata wioskę Bużyska, która zamieniła się w wyspę, niezbędna okazała się wojskowa amfibia. Tylko ona mogła pokonać przeszło 200-metrowy odcinek drogi zalanej wodą, na której szybko wytworzyła się kilkucentymetrowa pokrywa lodowa. Wieś liczy zaledwie 50 mieszkańców, więc amfibia – czyli pływający transporter gąsienicowy PTS, zabierający 80 osób albo 10 ton ładunku i mogący radzić sobie z falami sięgającymi 4 stopni w skali Beauforta – mogła ich wszystkich ewakuować na stały ląd jednym kursem. Mieszkańcy nie chcieli jednak opuścić domów. Ośmiu żołnierzy z 2. Mazowieckiej Brygady Saperów wraz z amfibią zostało zatem na miejscu, wożąc dzieci do szkoły, a dorosłych do pracy. W Mościcach Dolnych, jakieś 100 km na południowy wschód, ewakuacja była już konieczna. Ich koledzy wywieźli więc z gospodarstw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Żyć za wszelką cenę… – rozmowa z dr Weroniką Chańską

Tylko pacjent może ocenić, jak wiele bólu i cierpienia gotów jest znieść i czy uważa, że przedłużenie życia warte jest tego cierpienia Dr Weronika Chańska (ur. w 1976 r.) – w 2007 r. doktoryzowała się na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie rozprawy „Filozofia i etyka jakości życia w medycynie współczesnej”. Obecnie pracuje jako adiunkt w Zakładzie Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ. W zeszłym roku w monograficznej serii Fundacji na rzecz Nauki Polskiej ukazała się jej książka „Nieszczęsny dar życia”. – Dawniej wszystko było mniej skomplikowane. Większość ludzi uważała, że decyzje o ich śmierci zapadają gdzieś w niebiosach, bo życie jest darem od Boga, ma absolutną wartość, godność i nienaruszalność. Człowiek został stworzony na boskie podobieństwo i jego życie zależy wyłącznie od Stwórcy. Tylko Bóg może decydować o dniu naszej śmierci. Etycy medyczni nie byli potrzebni. – Być może rzeczywiście tak było, choć trzeba pamiętać, że zawsze istnieli ludzie, którzy nie podzielali przekonania o istnieniu Boga i nie wierzyli, że wszystko, co nam się przydarza, jest wyrazem Jego woli. Ci mówili raczej o naturze lub losie, które kierują biegiem zdarzeń. To prawda, że dawniej łatwiej było się ludziom pogodzić ze śmiercią, gdyż stanowiła ona naturalną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Na drodze do Berlina

Walki o Wał Pomorski były najtrudniejszą batalią, jaką przyszło stoczyć żołnierzom 1. Armii Wojska Polskiego Rozmowa z prof. Edwardem Pawłowskim, pracownikiem Akademii Podlaskiej w Siedlcach, specjalizującym się w historii II wojny światowej, autorem wielu książek z zakresu historii wojskowości, w tym monografii pt. „Wał Pomorski”. Panie profesorze, dlaczego bitwa o Wał Pomorski miała tak duże znaczenie? – Można mówić o dwóch podstawowych czynnikach. Pierwszy – oczywiście militarny. Pozostawanie Niemców na Pomorzu hamowało posuwanie się wojsk radzieckich i polskich na zachód. Wiadomo, że radziecka armia chciała jak najszybciej zająć Berlin. Wał Pomorski i twierdza kołobrzeska miały istotne znaczenie dla powstrzymania Armii Czerwonej w wyścigu do stolicy III Rzeszy. Dlatego Niemcy nie składali broni na widok Rosjan i Polaków. Bronili niemal każdego zajmowanego przez nich kilometra. Pamiętajmy, że Pomorze było ich Heimatem. Poza tym osłaniali nie tylko wycofujące się dywizje III Rzeszy, ale i ludność cywilną, która często w bezładzie uciekała z Prus i Pomorza. I to jest drugi czynnik. Mówi się Wał Pomorski, czyli w domyśle jakieś umocnienia, fortyfikacje. Jak by pan je scharakteryzował? Jak były one mocne? Kiedy je wznoszono? Sama nazwa Wał Pomorski (nazywany też Pozycją Pomorską),

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nie ma Polski bez kabaretu

Elita to kabaret słowa. Nie musiał się na scenę przebierać za nikogo ani wyprawiać błazeńskich sztuczek Jerzy Skoczylas, Leszek Niedzielski i Stanisław Szelc, satyrycy wrocławskiej Elity Rozmawia Waldemar Piasecki Korespondencja z Nowego Jorku – Dlaczego o polskim kabarecie rozmawiamy w Nowym Jorku? Stanisław Szelc (SS): – Ponieważ jest zjawiskiem ponadnarodowym i ponadpaństwowym… Jerzy Skoczylas (JS): – … a Nowy Jork jest stolicą Polski na wychodźstwie… Leszek Niedzielski (LN): – … o co zaciekle walczy z Chicago. – Wnosząc z tłumów na waszych występach, faktycznie tu też jest Polska… JS: – Polska jest wszędzie. LN: – A jak Polska, to kabaret. SS: – Koło się zamyka. – Pamiętacie swój pierwszy przyjazd do Stanów? LN: – Tego nie da się zapomnieć nigdy… SS: – Był rok 1981 i zaprosił nas do Chicago właściciel firmy wysyłkowej Polamer, Walter Kotaba. Występowaliśmy przez sześć tygodni, od piątku do niedzieli, w klubie polonijnym. Zarabialiśmy za występ wielokrotność miesięcznych zarobków w Polsce, wynoszących wtedy… 8 dol. Mieliśmy poczucie finansowego sukcesu i zawodowego spełnienia zarazem. W pozostałe dni chłonęliśmy Amerykę. JS: – Pierwszego dnia, po wyjściu pierwszy raz samodzielnie na ulicę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Rozum Staśka

Kolejny etap nękania gen. Jaruzelskiego przez prawicowe media i trzeciorzędnych historyków mimo woli przywołuje wspomnienie dowcipu, jaki opowiadaliśmy sobie w początkach stanu wojennego. Podobno na jakimś murze w jakimś mieście miał się pojawić wykonany kredą czy też farbą napis następującej treści: „Generale, być może historia cię doceni, póki co, ja cię pier… – Stasiek”. Obojętne, że ten mur z tym napisem miał być to w Gdańsku, to w Katowicach, to w Warszawie. Nie ma też znaczenia, że na własne oczy nikt go nie widział, choć wielu znało takich, którzy przysięgali, że go widzieli. Ten, jak byśmy dziś powiedzieli „wirtualny” (w 1981 r. jeszcze nikt nie znał tego słowa) napis zawierający Staśkową myśl oddawał nasze nastroje, a przy okazji zawierał myśl głęboką. Byliśmy wściekli na Generała, że kubłem zimnej wody stanu wojennego brutalnie zbudził nas ze snu o wolności. Stąd to „póki co…”, a nie jakaś ostateczna ocena. Na nią było, także ze względów emocjonalnych, za wcześnie. Co więcej, myśl Staśkowa zakładała, że ocena stanu wojennego i samego Generała dokonana przez historię może być inna niż ta nasza doraźna. Po blisko 30 latach od tamtych wydarzeń czas na nieco głębszą refleksję niż doraźne odczucie mitycznego Staśka.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pozwólcie mi odejść

Prawie połowa Polaków uważa, że lekarze powinni spełniać wolę nieuleczalnie chorych, którzy domagają się skrócenia swoich cierpień, dwie trzecie jest za legalizacją eutanazji W cieniu burzliwej debaty poświęconej dylematom etycznym zapłodnienia in vitro pozostaje kwestia tzw. testamentu życia. Prawna regulacja, której celem jest decyzja o naszym życiu na wypadek niemocy wyrażenia woli, jakie zabiegi i metody leczenia mogą podjąć lekarze w razie utraty przez nas świadomości. Do najtrudniejszych aspektów testamentu życia, wzbudzających ogromne kontrowersje, należy zagadnienie wyrażenia i realizacji zgody na przerwanie uporczywego leczenia i zakończenie życia chorego. Prace nad przyjęciem stosownych przepisów w ramach ratyfikacji przez Polskę konwencji bioetycznej Rady Europy prowadził powołany przez premiera Donalda Tuska zespół bioetyczny pod kierownictwem posła Jarosława Gowina. – Zespół, którym kierowałem, zakończył prace i złożył projekt u marszałka Sejmu – mówi Jarosław Gowin. Sprawa wciąż jest nierozwiązana, od prawie roku zapadła nad nią cisza, a wiele osób dopomina się o prawo do decydowania o losie własnym i najbliższych oraz do godnej śmierci. Prawie połowa pytanych w ubiegłym roku przez CBOS uważa, że lekarze powinni spełniać wolę cierpiących, nieuleczalnie chorych ludzi, którzy domagają się podania im środków powodujących śmierć, jeszcze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Bez togi

Przez sześć lat sędzia Luigi Tosti odmawiał orzekania, walcząc o usunięcie krzyży z sal sądowych. Usunięto jego. Ze stanu sędziowskiego Małgorzata Brączyk Korespondencja z Neapolu Zanim najwyższy organ dyscyplinarny włoskiego wymiaru sprawiedliwości wydał wyrok usuwający go ze stanu sędziowskiego, Luigi Tosti wyrecytował z pamięci słowa Giordana Bruna wypowiedziane przed skazaniem go na stos: „Być może bardziej drżycie wy, którzy macie ogłosić ten wyrok, aniżeli ja, który mam go usłyszeć”. Komentując skazujące go orzeczenie, sędzia znów odwołał się do słów niepokornego filozofa z Noli, twierdząc, że nie zaprzestanie batalii, bo tak mu nakazuje jego świadomość. Indagowany przez dziennikarzy przyznał jednak, że nie spodziewał się tak drastycznej decyzji, ale po zastanowieniu doszedł do wniosku, że nie mogła być inna w państwie będącym kolonią Watykanu. Strajk przeciw krzyżowi Luigi Tosti rozpoczął walkę o usunięcie krzyży z sal sądowych w 2004 r., odmawiając w sądzie w Camerino prowadzenia procesu z powodu wiszącego na ścianie krucyfiksu. Symbole chrześcijaństwa są obecne we włoskich trybunałach i sądach od 1926 r., kiedy został wydany specjalny dekret, kwestia ta jest również poruszona w zawartym w 1929 r. i odnowionym w 1984 r. konkordacie laterańskim, regulującym stosunki między państwem włoskim i Watykanem. Jako że żaden przedstawiciel jurystów nigdy nie protestował przeciwko temu stanowi rzeczy, zachowanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ateny toną w długach

Grecki kryzys finansowy zagraża stabilności eurolandu Sytuacja finansowa Grecji jest krytyczna. Hellada ma największy dług publiczny w Unii Europejskiej, jest najsłabszym ogniwem strefy euro. Budżet państwowy tego kraju znalazł się pod ścisłym nadzorem Brukseli. Socjalistyczny premier Georgios Papandreu zapowiedział drastyczny program oszczędności. Ostre protesty społeczne są nieuniknione. Krążą pogłoski, że rząd Grecji zabiega o pieniądze nawet w Chinach. Spekulanci giełdowi bezlitośnie wykorzystują tę sytuację. Istnieją obawy, że kłopoty Aten ponownie pogłębią kryzys gospodarczy w Europie. Deficyt budżetowy Grecji wynosi aż 12,7% produktu krajowego brutto, czyli jest ponad cztery razy wyższy, niż dopuszczają przyjęte dla eurolandu normy. Dług publiczny sięga 300 mld euro, czyli około 113% PKB. Komentatorzy dyskutują nawet o tym, czy Grecja zostanie usunięta ze strefy euro lub opuści ją „dobrowolnie”. Do tego z pewnością nie dojdzie, zgodnie z traktatami europejskimi kraj członkowski UE może zrezygnować z euro tylko wtedy, gdy wyjdzie z Unii. Bruksela nie dopuści do takiej kompromitacji Wspólnoty. Ale te informacje pokazują, jak trudne są problemy Hellady. Komentatorzy i politycy podkreślają, że Grecy przez lata żyli ponad stan. Więcej konsumowali, niż udało im się wyprodukować. Było to możliwe dzięki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Obywatele czy marionetki?

Ostatnie tygodnie, kiedy media traktowały start w wyborach lub rezygnację z kandydowania Donalda Tuska jako wiadomość wpływającą na globalną politykę, świadczą o miałkości życia publicznego w Polsce. Nie tylko dlatego, że Donald Tusk, człowiek bez wyrazu, bez określonych poglądów, bez charyzmy i co tu dużo mówić, bez jakiejkolwiek wizji politycznej, stał się nagle w oczach mediów gigantem polskiej polityki. Skarlenie sfery publicznej w Polsce potwierdza również to, że poza komisjami śledczymi oraz nudnymi jak flaki z olejem przedbiegami do kampanii prezydenckiej żadne inne wydarzenia nie mogły zyskać rangi ważnych spraw społecznych w Polsce. Możliwe jest to w kraju, w którym ludzie już kompletnie nie interesują się sprawami publicznymi i zamykają się ze swoimi problemami w prywatnej skorupie. W interesującej książce prof. Henryka Domańskiego pt. „Europejskie społeczeństwa” można wyraźnie dostrzec różnicę jakościową dzielącą społeczeństwo polskie od społeczeństw Europy Zachodniej – nie chodzi tutaj wcale o zapóźnienia gospodarcze i biedę ekonomiczną, ale właśnie o apatię społeczną, wycofanie się z życia obywatelskiego oraz obojętność wobec świata zewnętrznego. Autor prezentuje dane z międzynarodowych badań realizowanych w krajach europejskich metodą sondażową oraz poddaje je analizom. Brak zaufania społecznego staje się powoli znakiem firmowym Polaków w Europie. Pod względem braku zaufania możemy konkurować –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Miś III

W aferze hazardowej nic nie jest dziś tak oczywiste jak w październiku 2009 roku Motto: Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach. (z filmu „Miś”) Dziennikarze opisujący aferę hazardową są zgodni. Przesłuchania Grzegorza Schetyny, Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego przebiegły gładko i niczego nie wniosły do sprawy. W pamięci zostaną nam „aksamitny przeciek”, którego jakoby – zdaniem posła Arłukowicza – dopuścił się premier, oraz pytanie marszałka Stefaniuka skierowane do Jarosława Kaczyńskiego: „Czy gra pan w golfa?”. Ten jakże skromny urobek komisji uprawnia komentatorów do stawiania tezy, iż winna ona szybko zakończyć prace. Ostatnie tygodnie dowiodły, że główny kierunek poszukiwań – czyli kto był źródłem przecieku o akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego – wyprowadził komisję na manowce. Po pierwsze, dlatego że trudno o dowody winy. Po drugie, mało który widz rozumie sens stawianych przez posłów pytań. Tymczasem media łakną krwi. Stacje telewizyjne nie po to transmitują spektakl, by wiało nudą. Starcia w komisji winny być ostre, zwroty akcji dynamiczne, a lobbyści branży hazardowej rzuceni tłuszczy na pożarcie! Dziennikarze z dnia na dzień żyją nadzieją – jeśli Donald Tusk zawiódł, to może Sobiesiak coś powie? A jeśli nie on, to Rosół już na pewno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.