16/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Historia

Staropolski antyklerykalizm

Nie dajmy sobie wmówić, że antyklerykalizm był wyłącznie dziedzictwem PRL, skoro jego historyczna metryka sięga XV w., jeśli nie wcześniej Krytyka nagannych obyczajów kleru należała do ulubionych tematów staropolskiej satyry i moralistyki tworzonej piórami zarówno mieszczan, jak i szlachty. Nie tylko zresztą u nas zarzucano duchowieństwu, zwłaszcza zakonnemu, chciwość na dobra doczesne, niemoralne prowadzenie się czy nadmierną wystawność w strojach i obyczajach. Najłatwiej byłoby mnożenie podobnych zarzutów złożyć na karb postępów reformacji, jakie miały miejsce w XVI stuleciu, czy oświeceniowej krytyki Kościoła oraz józefinizmu, który tak bardzo dał się we znaki Kościołowi w dobie oświecenia. Do wcale opasłej antologii antyklerykalizmu w nowożytnej Europie (jeśli taka kiedykolwiek się ukaże) wejdą jednak nie tylko teksty pisane przez różnej maści protestantów czy libertynów spod znaku Woltera, ale również utwory najbardziej prawowiernych katolików, którym najsurowszy trybunał inkwizycyjny nie byłby w stanie zarzucić herezji. (…) Antyklerykalizm był swego rodzaju samograjem; to, co wybitny historyk polski, Ludwik Kubala, napisał kiedyś na temat literatury z czasów renesansu, a mianowicie, że stanowi ona swoisty rejestr zarzutów pod adresem kleru, można śmiało rozciągnąć i na wiek XVII. Celowała w nich tzw. literatura sowizdrzalska, w znacznym stopniu anonimowa. „Ośmielasz się ograbiać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Co w ostatnim 20-leciu zmieniło się w mentalności Polaków?

Prof. Krystyna Skarżyńska, psychologia polityki, psychologia społeczna, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej Zmieniły się nasze relacje z ludźmi, więcej jest w nich materializmu i egocentryzmu, mniej przyjacielskości. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce i ci, którzy potrafili to zrobić, zyskali. Jednak słabsi, mniej zaradni, ci, którym nie starcza siły ani zdrowia i są mniej przebojowi, stracili. Taka sytuacja jest mało korzystna dla społeczeństwa, które przypomina plątaninę interesów. Ludzie nie działają w ramach szerszej wspólnoty, lecz każdy broni swego, wspiera tylko swoją grupę zawodową. Niski jest współczynnik aktywności, co oznacza, że nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim. Są wśród nas małe wyspy, w których aż wrze od aktywności, ale są to małe środowiska. To wszystko zaś rozpływa się w oceanie społecznej obojętności. Michał Syska, Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a Szczególnie w młodszym pokoleniu widać dziś dużo mniej entuzjazmu dla gospodarki wolnorynkowej w stosunku do tego, co było na początku transformacji ustrojowej. To kwestia pokoleniowa. Podejście osób starszych zależy od tego, jak poradziły sobie z transformacją. Ci, którzy stali się jej beneficjentami, mają inny stosunek, ale nawet w starszym pokoleniu trafiają się rozczarowani, którzy widzą, że nie spełniły się ich oczekiwania, a przyszłość ich dzieci będzie jeszcze trudniejsza. Rozczarowanie transformacją

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Nowa Zelandia kontra Finlandia

Narzekamy na polskie spory, a tu doszło do małej wojny dyplomatycznej między Nową Zelandią a Finlandią. Opozycyjni politycy w Wellington oświadczyli, że ich „nieudolny” rząd powinien brać przykład z Finlandii. Wtedy rozsierdzony nowozelandzki minister komunikacji Gerry Brownlee zagrzmiał, że Finlandia z trudem może wyżywić swych obywateli, daje im mizerne wykształcenie i nie zapewnia szacunku kobietom, a na domiar złego liczba samobójstw w tym kraju jest wysoka. Oburzeni fińscy internauci zażądali przeprosin, telewizja w Helsinkach kpiła bezlitośnie z ministra i jego ojczyzny. Szef fińskiej dyplomacji Erkki Tuomioja zaproponował, by zaprosić nowozelandzkiego polityka, ponieważ „ten człowiek prawdopodobnie nawet nie wie, gdzie leży Finlandia”. Dobrze, że oba kraje daleko, może uda się uniknąć rękoczynów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Zawiane procenty

Przy okazji XIV Forum Energetyki Wiatrowej nasze lobby wiatrakowe przygotowało listę paradoksów i mitów dotyczących energii odnawialnej, które należy obalić. Jednym z nich jest pogląd, że w Polsce słabo wieje. „Wiatrakowcy” powołują się na badania wskazujące, że korzystne warunki wiatrowe panują na dwóch trzecich terytorium Polski i są zbliżone do niemieckich, a jak wiadomo, Niemcy to lider w produkcji energii z wiatru. Zwolennicy tej gałęzi zapędzili się jeszcze dalej, bo nie tylko pominęli w prognozach nasze ambicje energetyczne związane ze złożami gazu łupkowego, lecz także pogrążyli plany w zakresie energii jądrowej. Otóż według przewidywań Ministerstwa Gospodarki w 2030 r. energetyka wiatrowa będzie wytwarzać w Polsce 13% energii, a dwie elektrownie atomowe, które zbudujemy za 110 mld zł, tylko 12%. I kto tu jest silniejszy?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Duża maturka

Kolejne ekipy ministerialne powołują swoich ekspertów i na nowo budują podstawę programową Dziesiątki projektów, niemal tyle samo decyzji, a forma matury wciąż ułomna, o czym przypominają dyskusje i zewsząd płynące narzekania. Maturę krytykują i zgłaszają pomysły jej naprawy nauczyciele, rodzice, naukowcy, dziennikarze, administratorzy i kierownicy oświaty, czasem ponarzekają abiturienci, ale kto by ich tam brał poważnie. Tyle słów i krzątaniny na darmo. Warto więc postawić pytanie, dlaczego. Czyżbyśmy natknęli się na problem tak wieloaspektowy, że nierozwiązywalny? Tymczasem odpowiedź jest względnie prosta – oto narzucono maturze dwie sprzeczne funkcje: diagnostyczną i prognostyczną. Matura ma zbadać, czego, ile i jak uczniowie się nauczyli, i określić, jak będą sobie radzić na danym kierunku studiów. Innymi słowy, zdiagnozować efekty 12-letniej nauki i prognozować prawdopodobieństwo sukcesu na studiach. Jednoczesne wywiązanie się z obu zadań za pomocą tego samego zestawu narzędzi, czyli testów dostosowanych do podstawy programowej, jest niemożliwe. A skoro tak, to rozwiązanie podstawowego kłopotu z maturą jest względnie proste, bo aby usunąć wspomnianą sprzeczność, wystarczy obarczyć maturę wyłącznie pierwszą funkcją – diagnostyczną. Matura o studencie nie świadczy Dziś jest tak, że matura ze względu na zadanie dokonania diagnozy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Dlaczego nie wierzą władzy?

Nad grobami trzeba milczeć. Zawsze. Nie może więc być pobłażania dla awanturników, którzy trumien chcą używać dla ambicji politycznych. Jakie trzeba mieć zasady, by w rocznicę tragicznej śmierci ofiar katastrofy smoleńskiej demonstrować, niosąc plakaty z szubienicami i wyzywając przeciwników od zdrajców i zbrodniarzy? Wiele może być sposobów obchodzenia tej tragedii. Ale ten, który pokazało PiS, mylące żałobę z wiecowymi wrzaskami, prowokuje do bardzo ostrych ocen. I słów, których chciałoby się uniknąć. Choćby z poczucia wstydu za sprawców tych wydarzeń. Niestety, im bardziej jedni milczą, tym więcej agresji i szczucia jest z drugiej strony. „Solidarni w żałobie” – taki tytuł daliśmy na pierwszej stronie „Przeglądu” 10 kwietnia 2010 r. Kilka godzin po katastrofie. Tak wtedy myśleliśmy, mimo głębokich różnic, jakie nas dzieliły z obozem prawicy. Podobnie myślały wówczas miliony Polaków. Czy ten nastrój, a zwłaszcza tę solidarność, można było utrzymać na lata? Można było. Tak myślałem, bo nie przyszło mi do głowy, że ten wspólnotowy nastrój rozbiją ci, którzy najbardziej powinni go pielęgnować. Jeśli nie z czysto ludzkich powodów, to z kalkulacji politycznej. Bo przecież solidarność w żałobie wynosiła ich zmarłych liderów wysoko ponad faktyczne dokonania. Niestety, po ledwo dwóch latach doraźna kalkulacja prezesa PiS sprawiła, że z trumien próbuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kapitan z dżojstikiem

Przepłynąć Ren 110-metrowym statkiem to dopiero uniwersytet dla marynarza W Polsce żegluga śródlądowa zanika. Po Wiśle pływa coraz mniej barek, mimo że kilometr dobrej drogi wodnej kosztuje mniej niż kilometr autostrady. Przy autostradzie nikt nie chce mieszkać, nad wodą zaś chce prawie każdy. Te walory docenili mieszkańcy Holandii, Belgii, Szwajcarii i Niemiec, czyli wszyscy, którzy mieszkają nad ruchliwym, żeglownym Renem. To tutaj żegluga śródlądowa jest najbardziej rozpropagowana w Europie. Wielkie statki, wiozące węgiel lub kontenery z Rotterdamu do Szwajcarii, są bardzo ważne dla rozwoju gospodarki w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Holandii. Statki, nazywane przez niektórych barkami (choć wcale już ich nie przypominają), przeciskają się z towarem przez wąskie kanały niemieckie. Marynarz śródlądowy Aby zostać marynarzem śródlądowym, trzeba mieć odpowiednie dokumenty. W moim przypadku wszystkie dokumenty marynarza morskiego wyrobiłem w Akademii Morskiej w Gdyni. Bez długich, pięcioletnich studiów można zdobywać krok po kroku uprawnienia zawodu marynarza. W tym celu należy na samym początku przejść szkolenia z indywidualnych technik ratunkowych, ochrony przeciwpożarowej, elementów zasad udzielania pierwszej pomocy medycznej, bezpieczeństwa własnego i odpowiedzialności wspólnej. Ponadto trzeba zdać egzamin z języka angielskiego na poziomie średnio zaawansowanym.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Niespodziewany powrót Sarko?

We francuskich wyborach prezydenckich wszystko jest możliwe „Ratunku, wraca Sarkozy!”, bije na alarm tygodnik „Le Nouvel Observateur”. Po zamachach w Tuluzie obecny prezydent złapał wiatr w żagle. Kandydat socjalistów François Hollande prowadzi kampanię niemrawo, ale dysponuje większymi rezerwami politycznymi niż obecny gospodarz Pałacu Elizejskiego. W wyborach we Francji wszystko jest możliwe. Według ostatnich sondaży, przeprowadzonych przez instytut Ipsos-Logica, w pierwszej turze, która odbędzie się 22 kwietnia, Sarkozy zdobędzie 29% głosów, podczas gdy Hollande – 28,5%. W drugiej turze (6 maja) zatriumfuje natomiast kandydat socjalistów różnicą aż 10 punktów. Sondaże agencji Ifop Fiducial przewidują zwycięstwo obecnego prezydenta w pierwszej turze z poparciem 28,5% (dla Hollande’a – 27%). 6 maja wygra jednak socjalista sześcioma punktami. Ale jak naprawdę rozwinie się sytuacja – nie wiadomo. „Dynamika przeniosła się do obozu Sarkozy’ego”, stwierdził „Le Nouvel Observateur”. Ekonomiczna mizeria Jeszcze do niedawna wydawało się, że Hollande odniesie pewne zwycięstwo. Podczas spotkań i wieców obywatele mówili mu otwarcie: „Oczywiście chcemy, żeby pan został prezydentem, ale jeszcze bardziej pragniemy pozbyć się Sarkozy’ego”. Obecny szef państwa nie dotrzymał obietnic złożonych podczas kampanii w 2007 r. Wtedy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Co można zrobić z osierdzia

Od jednego dawcy pobiera się nawet 200 różnych tkanek, które zostaną przeszczepione chorym na całym świecie Od kiedy w 2000 r. naukowcy opisali ludzki genom, banki tkanek rozwijają się dynamicznie. Lekarze gromadzą materiał biologiczny potrzebny do transplantacji, transfuzji, diagnostyki i pracy laboratoriów kryminalistycznych oraz prowadzą badania naukowe. W wyniku eksperymentów na tkankach i komórkach zdeponowanych w tych placówkach powstało kilkanaście nowych leków stosowanych w przeszczepach i leczeniu urazów ortopedycznych. Kilka sporych sukcesów w tej dziedzinie odnieśli również Polacy. Na świecie działa ponad 1,2 tys. banków tkanek, największe znajdują się w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii, w Chinach i Szwecji. Są finansowane przez rządy, fundacje i prywatne firmy, a ich zadaniem jest m.in. gromadzenie, przetwarzanie, sterylizacja, przechowywanie i dystrybucja tkanek. Lekarze pobierają ze zwłok nie tylko serce, wątrobę, trzustkę czy nerki, lecz także kości, zastawki serca, rogówki, skórę, żyły, tętnice i wiązadła. – Od jednego potencjalnego dawcy można pobrać nawet 200 różnych tkanek, które następnie zostaną przeszczepione chorym na całym świecie – mówi Artur Kamiński z Krajowego Centrum Bankowania Tkanek i Komórek w Warszawie. Pobrane tkanki przechodzą badania wirusologiczne, są odkażane, cięte, sterylizowane radiacyjnie i zamrażane w temperaturze minus 200 stopni

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Jak budowano „Pekin” w Warszawie

60 lat temu podpisano umowę o budowie Pałacu Kultury i Nauki W większości folderów reklamujących polską stolicę zajmuje czołowe miejsce. Nie zagroził mu nawet Stadion Narodowy, z którego obecne władze próbują uczynić symbol nowoczesnego miasta. Zagraniczne biura podróży już dawno zrozumiały, że turystów przyciąga to, co nieznane. Pałac Kultury i Nauki. Dla jednych – znak powojennego zniewolenia kraju przez Związek Radziecki, dla drugich – dowód witalności polskiej stolicy. A dla całych pokoleń – symbol Warszawy. Właśnie mija 60 lat od podpisania umowy o jego budowie. Trudno wyrokować, w jakich okolicznościach podjęto decyzję o postawieniu wieżowca. Podczas spotkania rządu tymczasowego RP z Józefem Stalinem w Moskwie 22 stycznia 1945 r. radziecki przywódca sam miał zaoferować pomoc w odbudowie stolicy. „Marszałek Stalin uważa, że Warszawa powinna być jak najszybciej odbudowana i ze swej strony pragnie przyjść nam z – jak najbardziej pomocną – pomocą”, relacjonował rozmowy prezydent Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut. Zgodnie z obietnicą ZSRR zobowiązał się dostarczyć Warszawie trolejbusy, domki fińskie oraz ciężarówki do wywożenia gruzu. O monumentalnej budowli nikt jednak nie mówił. Powstanie PKiN wcale nie musiało być przesądzone. Jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.