17-18/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Media

W internetowej klatce – rozmowa z prof. Maciejem Mrozowskim

Ludziom się wydaje, że internet jest wolny, swobodny, ale pozostaje się w klatce, tylko jest ona większa Dr hab. Maciej Mrozowski – medioznawca, wykłada w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej i na Uniwersytecie Warszawskim. Członek International Institute of Communication w Londynie i Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Studiował również w łódzkiej Filmówce. Autor książki „Media masowe: władza, rozrywka i biznes”. Rozmawia Sylwia Szwed Według badań Etnomedia aż 700 tys. gospodarstw domowych w Polsce nie ma telewizora. To jeszcze za mało, żeby mówić o śmierci telewizji, ale wyraźnie jest ona w odwrocie. – Do tej pory żadne medium nie umarło. Chociaż nowe media spychają stare na bok, bo każde nowe medium się rozpycha. Internet jest rewelacyjny, bo rozpychając się, przyswaja stare media. Mówi: książko, nie giń, ty będziesz u mnie. Jestem wielkim mecenasem, u mnie są komnaty, w których zmieści się literatura kryminalna, piękna itp. Telewizja zniszczyła trochę kino, bo mówiła człowiekowi: nie wychodź z domu, nie przemęczaj się, wszystko obejrzysz u mnie. Teraz telewizja przechodzi do sieci. Internet zwiększa wieloprzekazowość, czyli multimedialność. DYKTATURA RĘKI A co z osobami, które nie korzystają z internetu? – Ja korzystam z internetu, ale telewizję wolę oglądać na ekranie telewizora, w dużym pokoju. To są dla mnie osobne media i oglądanie jej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Retro na głosy i kabaret

Dziś pojawić się na Eurowizji to raczej obciach niż nobilitacja Anita Lipnicka – piosenkarka, autorka tekstów i muzyki. Nagrane przez nią płyty, solowe, jak również z Johnem Porterem i zespołem Varius Manx, sprzedały się w ponaddwumilionowym nakładzie. Zdobywczyni Fryderyków, najważniejszej polskiej nagrody muzycznej, do której była wielokrotnie nominowana. Arkadiusz Lipnicki – artysta kabaretowy występujący w Grupie Rafała Kmity. Założyciel zespołu Voice Band, pracuje także jako lektor i konferansjer. W dorobku ma również niewielkie role filmowe i serialowe. W programie „Szymon Majewski Show” wcielał się w Romana Giertycha. Anita i Arkadiusz nagrali płytę „W siódmym niebie”, która właśnie trafiła do sklepów muzycznych. Rozmawia Paweł Dybicz Czy płyta „W siódmym niebie” to prowokacja skierowana do waszych miłośników, słuchaczy i widzów? Anita: – Nie mieliśmy takiego zamysłu. Płyta jest efektem długoletniego marzenia Arka, którego, jako jego siostra, zachęciłam, by wreszcie je zrealizował. I tak, po wspólnych przemyśleniach i działaniach, mamy album „W siódmym niebie” i satysfakcję, że co najmniej jedna osoba spełniła swoje marzenie. Arek: – Kogo mielibyśmy prowokować i do czego? Anita: – Których i czyich słuchaczy, bo pochodzimy z różnych muzycznych środowisk. Właśnie dlatego, że zburzyliście wasz wizerunek, szczególnie pani

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Pierwsza połówka Beczały

W kraju tenor pojawia się rzadko – wystąpił tu zaledwie trzy razy, kolekcjonuje natomiast sukcesy zagraniczne, jak ostatnio w nowojorskiej MET W 2009 r. pisaliśmy w „Przeglądzie”, że najbliższe miesiące będą kluczowe w karierze Piotra Beczały. 42-letni wówczas śpiewak trafił na wyjątkową szansę. W ostatniej chwili zastąpił na scenie nowojorskiej Metropolitan Opera przeziębionego meksykańskiego gwiazdora Rolanda Villazona, który musiał zrezygnować ze śpiewania w „Łucji z Lammermooru”. Beczała spił wtedy całą śmietankę. Po pierwsze, wystąpił w towarzystwie partnerki Villazona, zjawiskowej Anny Netrebko. Po drugie, dzięki transmisji na żywo i w technologii HD zobaczył go i usłyszał cały świat. Po trzecie i najważniejsze – spodobał się. Owacja dla Polaka przeszła oczekiwania – była nawet dłuższa niż dla pięknej Anny. Być najlepszym Dziś tenor ma prawie 46 lat i kolejne sukcesy, a jego kariera pokazuje, że jest świadomy wszystkich uwarunkowań międzynarodowej sceny i wie, że niczego nie należy robić na chybcika. Kilka dni temu śpiewał w MET już nie w zastępstwie, ale zgodnie z wcześniejszym planem, i wypadł jeszcze lepiej. – Beczała mimo już osiągniętego mistrzostwa i klasy światowej wciąż się rozwija. Przecież rolę w „Manon” przygotował specjalnie na zamówienie MET. Po przedstawieniu kupiłem trzy renomowane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Rozdzielenie Polaków i Ukraińców musiało nastąpić – rozmowa z prof. Andrzejem Leonem Sową

Akcji „Wisła” nie można porównywać do zbrodni zakładającej wyniszczenie ludności ukraińskiej. Trzeba ją traktować tylko jako sposób działania państwa w obronie wyższych celów Prof. Andrzej Leon Sowa – pracownik Katedry Najnowszej Historii Polski na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Wcześniej był zatrudniony na Uniwersytecie Jagiellońskim. Habilitował się rozprawą „Stosunki polsko-ukraińskie 1939-1947”. Zajmuje się dziejami I Rzeczypospolitej (XVIII w.) oraz historią XX w. Wraz z prof. Czesławem Brzozą napisał „Historię Polski 1918-1945”. Teraz na rynek księgarski trafiła jego „Historia polityczna Polski 1944-1991”. Rozmawia Paweł Dybicz Panie profesorze, czy akcja „Wisła” była konsekwencją zbrodni wołyńskich? – Bezpośrednio nie, bo Ukraińcy mieszkający na zachód od Bugu i Sanu nie dokonywali tych zbrodni. To samo można powiedzieć o osobach z tamtejszego kierownictwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – oni wywodzili się z Galicji, nie z Wołynia. Jedyne, co było wspólne, łączące zbrodnie wołyńskie z akcją „Wisła”, to fakt, że i tam, i tu mieszkali Ukraińcy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w okresie II wojny światowej od 1939 r. w społeczeństwie polskim ugruntował się negatywny obraz Ukraińca. Na wschód od Bugu i Sanu mieszkało kilkaset tysięcy Polaków, którzy w różny sposób, z okrutnym mordem najbliższych włącznie, doświadczyli nieprzyjaznego traktowania, wrogiego stosunku Ukraińców. Na terenach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Cieszmy się z Euro – rozmowa z dr hab. Zbigniewem Dziubińskim

Sukces poprawia naszą samoocenę, podsyca dumę narodową. On nas integruje Dr hab. Zbigniew Dziubiński – socjolog sportu, profesor Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, kierownik Zakładu Socjologii, autor i współautor książek: „Socjologia kultury fizycznej”, „Kultura fizyczna w społeczeństwie nowoczesnym”, „Sport a agresja”, „Humanistyczne aspekty sportu i turystyki”, członek kadry narodowej i olimpijskiej w kajakarstwie klasycznym. Rozmawia Krzysztof Pilawski Co pan poczuł, gdy zaprojektowany przez Nike odcisk piłki udający orła na koszulkach kadry na Euro poległ w walce z symbolem zgodnym z ustawą? – Odczułem wielkie zadowolenie. Jestem przywiązany do polskiej tradycji i polskich symboli. Jako były reprezentant nie wyobrażam sobie, żeby można było rywalizować bez orzełka na piersi. Poprzez niego dokonuje się proces identyfikacji z pewną zbiorowością. Orzeł to symboliczny wymiar polskiej tożsamości. Zawalczyli o orzełka Firma Nike do tego symbolu odniosła się bez szacunku, w przeciwieństwie do własnego logo, które umieściła na koszulkach bez żadnej stylizacji. Jak pan to tłumaczy? – Żyjemy w epoce globalizacji. Światem rządzą wielkie korporacje, które wykorzystują każdą okazję do mnożenia zysków. Mieliśmy próbę podporządkowania interesów państwa narodowego interesom międzynarodowej korporacji? – Tak jest. Ale nie ma czemu się dziwić. Mamy wielki międzynarodowy rynek z przepływem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Najdroższa kampania świata

Zanim w listopadzie Amerykanie wybiorą Kongres i prezydenta, koszty kampanii wyborczej osiągną pułap 7 mld dolarów Wbrew temu, co chciałby myśleć Rick Santorum, który niespodziewanie zrezygnował z dalszej walki o nominację prezydencką, to nie on odegrał najważniejszą rolę w republikańskich prawyborach. Co więcej, człowiekiem, który wywarł na nie największy wpływ, nie był nawet żaden kandydat. Był nim mało znany miliarder z Las Vegas, Sheldon Adelson. Co takiego zrobił Adelson? Otóż w styczniu wypisał czek na 5 mln dol. i przekazał go byłemu spikerowi Izby Reprezentantów Newtowi Gingrichowi. Tym sposobem jego kampania wyborcza, cierpiąca na chroniczny brak pieniędzy, a w efekcie brak ludzi chcących dla niego pracować, została skutecznie reanimowana, a on sam wrócił do walki o republikańską nominację prezydencką. Gdy po kilku tygodniach pieniądze znowu się skończyły i nie udało mu się przekonać innych potencjalnych wyborców do wspierania jego wysiłków datkami, na ratunek Gingrichowi przyszła żona Adelsona, Miriam, która przekazała byłemu kongresmenowi z Georgii kolejne 5 mln dol. Łącznie Sheldon Adelson, jego żona oraz dzieci zasilili fundusze wyborcze byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów kwotą ok. 15 mln dol., co wystarczyło na trzy miesiące rozpaczliwych starań o nominację prezydencką. Mimo pokaźnych zastrzyków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czy bać się salafitów?

W Niemczech radykalni muzułmanie rozdają Koran i grożą dziennikarzom „Człowiek, który nie służy Allahowi, jest jak zwierzę i powinien od razu poszukać sobie psychiatry. Ludzie kierujący się zasadami chrześcijańskiej Biblii trafią nie do raju, ale prosto do piekła. Wyznawcy Chrystusa i żydzi będą cierpieć męki piekielne, jeśli nie nawrócą się na islam. Na Sądzie Ostatecznym zobaczycie, że miałem rację”, grzmi Ibrahim Abou Nagie, muzułmański kaznodzieja działający w Kolonii. Prowadzi on w Niemczech akcję rozdawania Koranu. Zamierza rozprowadzić wśród obywateli 25 mln egzemplarzy świętej księgi wyznawców Proroka, przetłumaczonej na niemiecki. Akcja nazwana „Lies!” („Czytaj!”) rozpoczęła się w październiku 2011 r. Prowadzono ją nawet w Wielkanoc. Podobno rozdano już 300 tys. sztuk, wydanych starannie, w ciemnoniebieskiej okładce ze złotymi napisami. Na stronie internetowej grupy Die wahre Religion (Prawdziwa religia), która organizuje akcję, można przeczytać, że Koran powinien się znaleźć w każdym domu w Niemczech, w Szwajcarii i Austrii. Zagrożony pokój religijny Koraniczna inicjatywa wywołuje w Niemczech konsternację i niepokój. Katolicki biskup sufragan Hamburga, Hans-Jochen Jaschke, uznał, że masowe rozdawnictwo Koranu może zagrozić pokojowi religijnemu, podsyca bowiem nieufność i budzi agresję. Rainer Wendt, szef związku zawodowego policjantów, żądał, aby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Kaszubskie STOP dla łupków

Mieszkańcy kolejnych gmin protestują przeciwko wydobyciu gazu łupkowego. Dlaczego władza z nimi nie rozmawia? „Gaz łupkowy – nie ma mowy, my cenimy rozwój zdrowy”, „Nie ciesz się, głupku, z tego gazu z łupków”, „Szczelinowaniu hydraulicznemu STOP” – to tylko niektóre hasła z transparentów obywatelskiej pikiety, która odbyła się w ostatnią sobotę marca w Klukowej Hucie. Nikt nami nie steruje Mimo przenikliwego zimna na parkingu naprzeciw kościoła zebrało się ok. 100 osób z kilku kaszubskich gmin: Sulęczyna, Przywidza, Stężycy. Są też protestujący z Mierzeszyna, Niezabyszewa i Pomyska na ziemi bytowskiej oraz 11 osób z samego Bytowa. Jak zapewniają organizatorzy, przyjechali też ludzie z Kociewia i Mazur. Między zebranymi wiele młodzieży, jakaś dziewczyna przyszła w masce i zielonym kombinezonie symbolizującym degradację środowiska. Atmosfera jest napięta. – Nam każe się oszczędzać wodę, a tutaj na jeden-dwa odwierty pójdzie jej tyle, ile zużyłaby gmina przez rok – mówi ktoś, a inny dodaje: – Nie jesteśmy „Polaczkami”, tylko „Polaczków” się oszukuje. NIE dla krajobrazu Kaszub z wieżami! Mamy dość decydowania za naszymi plecami. Dlaczego pomija się prawa społeczności lokalnych? Wolno formuje się pochód pilotowany przez policję. Na jego czele w pomarańczowej przeciwdeszczowej pelerynie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nagonka za poglądy

Nauczycielka z Opolszczyzny skrytykowała piosenkę „Urodziłem się w Polsce”. Poseł PiS nie widzi dla niej miejsca w szkole Najchętniej nie podawałabym nazwy zespołu ani tytułu ich ojczyźnianego kawałka, ale chyba się nie uda. Tym bardziej że wychowałam się m.in. na muzyce legendarnego TSA, więc niejako też „na” Andrzeju Nowaku, jego gitarzyście i założycielu. Dziś jest liderem Złych Psów. Nauczycielka się odważa Zaczęło się od patriotyzmu lokalnego. Nowak, opolanin, chciał grać swoją muzykę w Radiu Opole. Rozgłośnia odmówiła puszczania „Urodziłem się w Polsce” – z powodów artystycznych. Oto tekst Andrzeja Nowaka: „Ojciec Polak, matka Polka / Polskie miasto, polska łąka / Piękna nasza Polska cała / By ta Polska ocalała / Ale jeszcze my żyjemy / Wszystkim wkoło pokażemy / Jak wojować, jak wygrywać / Sprawiedliwie i gorliwie / Urodziłem się w Polsce! (cztery razy)”. I dalej: „Noszę dumnie polskie barwy / Jak rycerze, jak żołnierze / Jak potrzeba jestem hardy / Tylko, tylko w Polskę wierzę! / Urodziłem się w Polsce! (cztery razy)”. Oto wyznanie miłości do ojczyzny Złych Psów Nowaka. Odmowa opolskiego radia wywołała oburzenie muzyka.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

A nam zostanie kurna chata

W filozofii obecnego rządu nie mieści się wspieranie budownictwa mieszkaniowego Te liczby nie budzą niczyich wątpliwości, podają je GUS, NIK, resort pracy i polityki społecznej – 1,5 mln polskich rodzin nie ma samodzielnych mieszkań. Prawie 6 mln ludzi mieszka zaś w lokalach niespełniających standardów budowlanych, czyli, jak konkretyzuje rozporządzenie ministra budownictwa o warunkach technicznych mieszkań, bez „kuchni lub wnęki kuchennej, ustępu wydzielonego lub miski ustępowej w łazience”. Od czterech lat sytuacja się pogarsza – w 2008 r., po pięcioletnim okresie nieprzerwanego wzrostu, liczba mieszkań oddawanych do użytku zaczęła spadać. Co najmniej 200 tys. należy możliwie szybko wycofać z eksploatacji z powodu ich wieku i złego stanu. Rodzina na obcym O tym, jak obecnemu rządowi zależy na zaspokojeniu głodu mieszkaniowego Polaków, świadczą losy programu „Rodzina na swoim”. Przyjęto go w 2006 r., trzeba trafu akurat wtedy, gdy rządziło PiS, a premierem był Jarosław Kaczyński. Dzięki przewidzianym w programie dopłatom do kredytów zwiększyła się grupa ludzi, która mogła sobie pozwolić na uzyskanie kredytu. W wyniku tego oddawanych mieszkań wyraźnie przybyło już w 2007 r. (patrz: tabelka). Później jednak „Rodzina na swoim” nie zapobiegła kurczeniu się liczby budowanych mieszkań. Czynników regresu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.