Retro na głosy i kabaret

Retro na głosy i kabaret

Dziś pojawić się na Eurowizji to raczej obciach niż nobilitacja

Anita Lipnicka – piosenkarka, autorka tekstów i muzyki. Nagrane przez nią płyty, solowe, jak również z Johnem Porterem i zespołem Varius Manx, sprzedały się w ponaddwumilionowym nakładzie. Zdobywczyni Fryderyków, najważniejszej polskiej nagrody muzycznej, do której była wielokrotnie nominowana.

Arkadiusz Lipnicki – artysta kabaretowy występujący w Grupie Rafała Kmity. Założyciel zespołu Voice Band, pracuje także jako lektor i konferansjer. W dorobku ma również niewielkie role filmowe i serialowe. W programie „Szymon Majewski Show” wcielał się w Romana Giertycha. Anita i Arkadiusz nagrali płytę „W siódmym niebie”, która właśnie trafiła do sklepów muzycznych.

Rozmawia Paweł Dybicz

Czy płyta „W siódmym niebie” to prowokacja skierowana do waszych miłośników, słuchaczy i widzów?
Anita: – Nie mieliśmy takiego zamysłu. Płyta jest efektem długoletniego marzenia Arka, którego, jako jego siostra, zachęciłam, by wreszcie je zrealizował. I tak, po wspólnych przemyśleniach i działaniach, mamy album „W siódmym niebie” i satysfakcję, że co najmniej jedna osoba spełniła swoje marzenie.
Arek: – Kogo mielibyśmy prowokować i do czego?
Anita: – Których i czyich słuchaczy, bo pochodzimy z różnych muzycznych środowisk.
Właśnie dlatego, że zburzyliście wasz wizerunek, szczególnie pani odbiorcy będą zaskoczeni.
Anita: – To bardzo dobrze. Już tyle razy byłam przekwalifikowywana z jednej szuflady do drugiej, że jeśli będę w kolejnej, to tym lepiej. Byłam już piosenkarką pop, później alternatywną, statuetkę Fryderyka za ostatnią płytę solową dostałam w kategorii poezja śpiewana, więc teraz mogę uchodzić za wokalistkę muzyki retro!

BEZ DRUGIEJ CZĘŚCI

Czy ta płyta nie jest pokłosiem mody na retro w dobrym tego słowa znaczeniu?
Arek: – Nie jest. Pracę nad nią zaczęliśmy około czterech lat temu, kiedy o takiej modzie jeszcze nie było mowy. Poza tym mojego zamysłu nie traktowałem w kategoriach retro, ale wyłącznie artystycznych, pasji i miłości do konkretnej epoki, formy artystycznej i przekazu scenicznego w wydaniu męskiego zespołu kameralnego.
Ten styl nie skończył się w 1939 r., dało się go słyszeć jeszcze w latach 50.
Arek: – Nawet w latach 60.
Czy planujecie drugą część, prezentującą w nowej aranżacji to, czego słuchali wasi rodzice?
Anita: – Nas nie fascynuje epoka lat 50. czy 60., tylko właśnie międzywojnie. Ten sposób śpiewania w ścisłej harmonii przeżywał wtedy rozkwit na świecie i tu, nad Wisłą. Owszem, pojawiali się potem wspaniali następcy pionierów stylu The Revellers, ale wszyscy oni czerpali inspiracje od pierwszych wykonawców. I my staraliśmy się nawiązać właśnie do nich, stworzyć projekt jak najbardziej autentyczny, oddający ducha tamtych czasów.
Arek: – I wzięliśmy na warsztat oryginalne utwory z epoki.
Gdzie pierwszoplanową rolę grają głosy i linia melodyczna. Czy to znak, że mocna muzyka synkopowana traci nieco na znaczeniu?
Arek: – Chyba tak, bo można zaobserwować zjawisko naturalnego nasycenia, a może nawet przesycenia dominującą dziś muzyką. Nie podejmuję się prognozować, w jakim kierunku ona pójdzie, ale nas urzekły harmonia, melodie i ład muzyki, której piękno staraliśmy się przypomnieć. W miarę współcześnie, a jednak trzymając się korzeni tych solidnych warsztatowo piosenek.
Czyli nie przeciągać nut i tam, gdzie jest zapisana ćwierćnuta, to ma być ćwierćnuta.
Arek: – Co najwyżej z kropką, przedłużona o połowę.
Płyta jest spełnieniem pana marzenia, ale skąd pomysł na nią?
Arek: – W dzieciństwie i we wczesnej młodości docierały do mnie utwory w tym klimacie, ale mocnym impulsem był koncert, który zobaczyłem w telewizji: Hudson Shad śpiewali piosenki Comedian Harmonists. To było zetknięcie się nie tylko z dźwiękiem, lecz także z tym, co się dzieje na scenie. Zobaczyłem, jak te piosenki można interpretować, jak bliski kontakt można mieć z publicznością. To był mały teatr piosenki.
Koncerty promujące płytę będą bliższe kabaretowi czy piosence?
Arek: – To projekt muzyczny, który nie stroni od gagów, żartów muzycznych i akcentów kabaretowych, ale przeważa muzyka. Ja wywodzę się z kabaretu, w nim się wyżywam artystycznie, więc piętno kabaretu na tej płycie się odcisnęło. I będzie pewnie odczuwalne na koncertach.
Anita: – To nawiązanie do kabaretu jest naturalne, większość piosenek pochodzi bowiem z przedwojennych rewii, kabaretów i teatrzyków warszawskich. Są żartobliwe, pełne aluzji, zabawne. Finezyjne w formie i lekkie jednocześnie. Musieliśmy się odnaleźć w pewnej charakterystycznej konwencji. Natomiast dobrane przez nas instrumentarium dodaje płycie współczesnego szlifu – rewelersi nie śpiewali nigdy z towarzyszeniem perkusji czy kontrabasu – u nas sekcja rytmiczna obok akordeonu stanowi znaczący element układanki. Pojawiają się też gitary, mandolina, klarnet, skrzypce. Jest kolorowo.
Wrócę do genezy płyty: bo właśnie uświadomiłam sobie, że już w dzieciństwie nasiąknęłam klimatami, które teraz pobrzmiewają na płycie Voice Bandu. Nasz dziadek Stachu, jak wypił parę kielichów, śpiewał takie piosenki przy stole. Drugi dziadek, też Stachu, miał żonę Halinkę, a ona całą kolekcję pocztówek i płyt winylowych ze starymi szlagierami. Mama z tatą słuchali raczej italo disco, tego, co leciało w komunistycznej telewizji! Na tym tle wybijały się te stare, przedwojenne melodie śpiewane przez dziadków. Tak więc gdzieś od lat czyhał na nas projekt powrotu do międzywojnia.
Chcielibyście, żeby płyta się sprzedawała…
Anita: – Dziś płyt się nie sprzedaje, rzadko ktoś kupuje.
Ale nie chcecie, by była spiratowana.
Arek: – Będzie na pewno.

SPÓR O ACTA

Jak odbieraliście zamieszanie i debatę wokół ACTA? Przecież to was dotyczyło.
Arek: – Polacy dużo o tym rozmawiali, ale tylko nieliczni przeczytali dokumenty. Sam przyznaję, że dosyć pobieżnie się z nimi zapoznałem.
Anita: – Do mnie dotarł szum, ale meritum sprawy nie bardzo.
Ja jestem za ochroną praw autorskich, przeciwko kradzieży dorobku kultury.
Anita: – Piractwo to kradzież własności intelektualnej.
Toteż się dziwię, że w Polsce artyści nie wzięli i nadal nie biorą w tej dyskusji czynnego udziału. Dlaczego?
Anita: – Może z uwagi na nieogarnięcie tematu.
Arek: – Dotarła do mnie opinia, że artystom jest trochę na rękę, żeby utwory były piratowane i nielegalnie rozpowszechniane, ponieważ dochody z płyt są tylko mikrocząstką w ich przychodach, a głównie się zarabia na koncertach. Jeżeli więc utwory będą popularne, nawet spiratowane, więcej osób przyjdzie na koncerty.
Anita: – Dlaczego mamy się godzić na taki stan rzeczy, chcieć, żeby piractwo było powszechne, żeby przekazywano sobie linki z naszą muzyką? Niech one będą, ale przysłowiowy grosik z tego powinniśmy dostawać. Na Zachodzie w większym stopniu uporali się z piractwem, regulując zasady korzystania z nowych mediów. My mamy problem, który ma swoje źródła w naszej mentalności, że wszystko jest z gumy, prawo jest rozciągliwe, więc można je naginać lub w ogóle obchodzić. Polakom trudno przychodzi respektowanie ograniczeń prędkości na drodze, a co dopiero zaakceptowanie faktu, że nielegalne kopiowanie plików jest przestępstwem; myślą, że skoro można coś wziąć za darmo, to się bierze. I takimi Polakami są też artyści, którzy wybierają mniejsze zło. Nie potrafią postawić sprawy jasno i powiedzieć: albo zrobimy coś z piractwem, albo wychodzimy z tego biznesu. Na takie radykalne ruchy po prostu mało kogo stać.
Słyszałem, że pozostałych wykonawców skompletowaliście w sposób nietypowy, przez ogłoszenie prasowe.
Arek: – Można powiedzieć, że wręcz archaiczny, bliski latom świetności muzyki, która znalazła się na naszej płycie.
W ogłoszeniu napisał pan: szukam młodych, zdolnych z wieloletnim doświadczeniem?
Arek: – Już nie pamiętam treści ogłoszenia, to pomysł i wykonanie naszej mamy. My potraktowaliśmy je jako dowcip, ale był tam mój numer telefonu i przez dwa-trzy tygodnie zgłaszali się niesamowici ludzie, najczęściej śpiewacy czy piosenkarze, często emerytowani, opowiadający, jak wspaniale potoczyła się ich kariera, i mówiący, że jeszcze mogą dużo ciekawego zrobić. Był nawet komik – żongler, który przyznał się, że ma kiepski głos, ale znakomicie się wyraża na scenie i zrobi show. Byli też 20-latkowie, którzy w pierwszym zdaniu pytali, ile kasy z tego będzie.
Jedyny sensowny człowiek, który się trafił, to baryton Grzesiek Żołyniak. I na tym casting się skończył, bo Grzesiek przyprowadził świetnych wokalistów, Tomka Warmijaka i Piotrka Widlarza, swoich kumpli, którzy się doskonale sprawdzili. Po pierwszej próbie uznaliśmy, że coś dobrego z tego wyjdzie. I tak, przy pomocy akordeonisty Wacława Turka, zaczęliśmy budować wizję zespołu.

SPISKI NA SCENIE

Porozmawiajmy o kabarecie, który telewizja zabiła, spłycając prawie do dna. Czy po okresie świetności kabaretów będziemy mieli siedem lat chudych?
Arek: – Będzie tyle lat chudych, ile czasu będzie wymagało przegłodzenie widza.
Anita: – Wierzycie, że da się widza przegłodzić? Tendencja jest przecież cały czas zniżkowa.
Arek: – Telewizje właśnie na to pracują, ale ja wierzę, że w narodzie pozostają resztki dobrego smaku, które spowodują, że odbiorcy będą oczekiwać czegoś ambitniejszego.
Co taki kabaret musiałby zaprezentować, by można było mówić, że to jest kwintesencja polskiej sztuki kabaretowej?
Arek: – Powinien zaprezentować dobrą literaturę, dobry poziom wykonawczy. Tego się nie zastąpi damską peruką, durną miną czy pokazaniem gołego tyłka. To wywoła doraźny rechot. I nic więcej.
Anita: – Doszło do tego, że słowo kabaret źle się kojarzy ludziom, którzy oczekują rozrywki wysokich lotów…
Arek: – Są jednak zespoły, które zachowały dobry, a nawet wysoki poziom. Trochę zeszły do podziemia, na ich występy nie przychodzi masowy widz.
Może czasy są takie, że nie udaje się aluzyjnie pokazać rzeczywistości? Choćby żartu z wyznawców teorii spiskowych, które dziś święcą triumfy.
Arek: – To już zapraszam na nasz spektakl „Jeszcze nie pora nam spać” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, gdzie są wątki paranoi, teorii spiskowych i końca świata. Na temat tych urojeń mamy swoje zdanie i wypowiadamy je na scenie.
Polska zmieniała się w ciągu ostatnich lat, Polacy również, a co się dzieje z widownią?
Arek: – Chyba trochę się spolaryzowała na widownię wymagającą, chodzącą do kilku teatrów, do których trudno zdobyć bilety, oraz na widzów, którzy w szybkim tempie chcą wyskoczyć na coś lekkiego, „zażyć kultury” i za chwilę o tym zapomnieć.
Anita: – W muzyce też doszło do pewnego paradoksu – co jest prezentowane w mediach, niekoniecznie przekłada się na sprzedaż i widzów. Bywa, że artysta „grany” jest „niechodliwy” i odwrotnie – wielu dobrych, a nawet wybitnych artystów nie da się w ogóle usłyszeć w eterze, bo nie mieszczą się w tzw. formacie radia, za to wypełniają sale koncertowe po brzegi. Ja w duecie z Johnem Porterem od lat funkcjonuję w podobnej niszy.
Dlaczego nam, Polakom, poza Edytą Górniak i trochę Michałem Wiśniewskim, nie udaje się zaistnieć na Eurowizji?
Anita: – Miałam kiedyś nawet propozycję zaśpiewania tam i ją odrzuciłam. Ten festiwal całkiem stracił renomę, stał się karykaturalnym show, który niewiele ma wspólnego z muzyką jako taką. Jeszcze za czasów Edyty Górniak było trochę inaczej…
Bo piosenkarzy oceniali fachowcy, a dziś liczy się telefoniczne wskazanie.
Anita: – Telemetria narzuciła określony styl lub jego brak, w tym wypadku. Cóż, dziś pojawić się na Eurowizji to pewnie raczej obciach niż nobilitacja. Ale odłóżmy Eurowizję na bok, bo chyba nie tędy droga do świata. Polakom naprawdę za granicą się udaje, tylko że tym, którzy stąd wyjechali i tam zaczęli niemal od zera. Uwielbiamy słuchać o sukcesie Romana Polańskiego, Alana Starskiego, Mariusza Kwietnia czy innych, ale oni, żeby zdobyć uznanie, musieli opuścić to bardzo specyficzne miejsce. Musieli niejako zdjąć maskę polskości. Jesteśmy pełni kompleksów, obciążeni cieniem komuny. Tym stemplem, który do tej pory i ja noszę, choć urodziłam się w 1975 r. Generalnie nic z tamtych czasów nie rozumiałam, ale czułam, że coś jest nie tak.
Dziś uważam, że największym przekleństwem komuny nie było to, że nam zabrali paszporty, że musieliśmy się posługiwać sztucznymi pieniędzmi, które udawały dolary – najgorsze było czuć, że jest się obywatelem drugiej kategorii. Cała moja podróż muzyczna, fascynacja Zachodem, jego muzyką, mimo że ciągle tam bywam, nagrywam i ciągnie mnie do różnych wyznań i narodowości, jest efektem głodu poznania. Bycia częścią tego lepszego świata, o którym wiedziałam, że gdzieś istnieje, tylko nie jest dla mnie dostępny.
Arek: – Jesteś wstrętną kosmopolitką i masonką, a nie prawdziwą Polką, która powinna być dumna z tego, że tu czuje się najlepiej.
Anita: – Nie żartuj sobie. To, co mówię o Zachodzie, wiąże się z naszym stosunkiem do niego, który skądinąd jest dość ciekawy. To podziw podszyty pogardą.
Większą jednak mamy do Wschodu.
Anita: – O tak. Czujemy wobec niego głupią wyższość, wydaje nam się, że jest fajnie, bo oto my możemy komuś przyganić, zagrać na nosie.

POLITYCZNE LISY

Skoro jesteśmy przy Zachodzie, to tam, głównie w Ameryce, artyści uczestniczą w kampaniach politycznych, opowiadają się za kandydatami na prezydentów. U nas raczej tego zjawiska nie obserwujemy, artyści stronią od polityki. Czym to tłumaczyć?
Arek: – Ostrożnością, dystansem do niej. Nieraz artysta lub jakiś zespół są zapraszani na występ, który okazuje się imprezą partyjną. Dookoła flagi i banery partyjne, widać, że zostali wmanewrowani w kampanię. Można albo walnąć pięścią w stół i zerwać kontrakt, albo zagrać swoje, dodając coś niemiłego dla partyjnych organizatorów imprezy.
Anita: – Ja mam zastrzeżone w kontrakcie, że impreza, w której biorę udział, nie może mieć żadnego podtekstu politycznego. A dlaczego nie angażuję się politycznie, nie popieram określonych kandydatów? Nie mam szacunku, zaufania do polityki jako takiej. Nie chciałabym być z nią w jakikolwiek sposób kojarzona.
Arek: – Rozmawialiśmy też o tym z członkami zespołu, w którym jest zdeklarowany prawicowiec, są lewicowcy, toczymy zażarte dyskusje, ale wszyscy trzymamy dystans i pilnujemy, by nie wikłać się w jakieś poparcia bądź w działania anty.
A kim dziś jest lewicowiec?
Arek: – Sklasyfikowanie nie tylko mnie przychodzi z trudnością. Szeroko pojmowane poglądy lewicowe typu wrażliwość społeczna już zostały przechwycone przez prawą stronę, powiedziałbym nawet nacjonalistyczną. Poglądy gospodarcze, od lat przynależne prawicy, wygłasza dziś często lewica. Jedynym wyróżnikiem partii bywa ich stosunek do praw kobiet i mniejszości, ale to nastąpiło dopiero w ostatnich latach. Teraz wszystko się pomieszało, więc rozumiem, że artystom trudno jawnie się deklarować, bo do końca nie wiedzą, jacy naprawdę są kandydaci czy partie. Pomijam to, że politycy zmieniają poglądy. Często wstyd przyłączyć się do kogoś, bo najczęściej są to lisy, zmieniające barwy w ciągu jednej kadencji i mogące zasilić szeregi trzech, czterech partii, jak robili to rekordziści.
Anita: – Ileż było przypadków, że artysta był używany. Przecież paru wybitnych wykonawców musiało się tłumaczyć z wizyty u Kaddafiego czy innego satrapy.
Arek: – To zostało zaraz zauważone i umieszczone w internecie.
Czy o polskim rocku można już mówić w czasie przeszłym? Jaka jest jego kondycja?
Arek: – Kto gra dzisiaj rocka?
Anita: – Dużo ludzi, John Porter na przykład! Tylko ten gatunek, jak każdy inny, ewoluuje, ulega ciągłej transformacji, jego pozycja na rynku muzycznym też się zmienia. To już nie jest „złota epoka” rocka, jak w końcu lat 60. i przez całe lata 70. Ale kto wie, może potrzeba trochę czasu, by znów się pojawił w nowej, radykalnej formie?
By jakiś młody człowiek go posłuchał i krzyknął: to jest to, prawdziwy zew wolności!
Arek: – Podobnie jak ja z rewelersami.
Anita: – Może będzie powrót do gitarowego męskiego grania na szerszą skalę? Na razie jest zapotrzebowanie na całkiem inną muzykę. Ciekawe jest to nawet w kontekście naszego albumu. Bardzo trudno było nam znaleźć wydawcę, wszyscy podkreślali, że to takie niszowe. A przecież to jest pop, tylko że z lat 30. Na tym tle widać, jak standardy muzyki popularnej z biegiem lat się zaniżają. Kiedyś „do tańca” pisali Hemar, Tuwim i Wars – to klasyczne utwory rozrywkowe, tworzone z myślą o tym, by ludzie mogli się przy nich bawić. Rock też był kiedyś popem – teraz jest klasyką muzyki rozrywkowej, po którą sięgają różni wykonawcy, jak my po hity międzywojenne.

Wydanie: 17-18/2012, 2012

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy