Młot na czarownice

Młot na czarownice

Warszawa 04.02.2022 r. Monika Strzepka - rezyser. fot.Krzysztof Zuczkowski

Jak Monika Strzępka zagroziła polskiej kulturze Monika Strzępka nie jest już urzędującą dyrektorką Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy. W czynnościach zawiesił ją wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł. Czyżby jej pierwsza w życiu praca na etacie miała się skończyć po niecałych dwóch miesiącach? Mimo że komisja konkursowa to ją wybrała na dyrektorkę Teatru Dramatycznego, a wybór ten zatwierdził prezydent m.st. Warszawy, któremu ten teatr podlega, wojewoda w trybie tzw. rozstrzygnięcia nadzorczego postanowił unieważnić decyzję prezydenta. Na pozór ze względu na uchybienia w stosunku do założeń konkursu, których – jak się okazało – pan wojewoda jest nieustraszonym strażnikiem. Na pozór, bo w sążnistym uzasadnieniu, rozpisanym na 26 punktów i osiem stron, wojewoda dał upust nieujawnianej wcześniej pasji krytyka teatralnego i moralisty, poddając ocenie zarówno twórczość Moniki Strzępki, jak i jej osobę, której dalsze trwanie na posadzie w Dramatycznym zagraża w jego mniemaniu ciągłości polskiej kultury. Tak wynika z wywodów mających uzasadniać powziętą decyzję, które skupiają się na ustawionej w teatrze rzeźbie Złotej Waginy, uznanej za dowód rozpasanej rozwiązłości i kto tam czego jeszcze chce. Rzeźba w rzeczy samej stanęła w galerii Dramatycznego podczas happeningu towarzyszącego intronizacji Moniki Strzępki na dyrektorski fotel, co pan wojewoda potraktował ze śmiertelną powagą jako zagrożenie i atak na podstawowe wartości, a co równie dobrze można uznawać za część ludycznych obchodów bezprecedensowego wydarzenia, czyli objęcia dyrekcji w Dramatycznym przez kobietę. Interwencja wojewody w gruncie rzeczy osadzona jest w instrumentalnym traktowaniu twórców kultury. Powinni oni podporządkować się kościelno-partyjnym wyobrażeniom PiS o tym, jak ma wyglądać kultura wolna od lewactwa, LGBT i feminizmu, największych koszmarów nękających samorzutnych strażników moralności. Stąd zapewne ten bezwzględny atak na nową dyrektorkę, która nie kryła i nie kryje lewicowych, feministycznych poglądów, choć jeszcze w Teatrze Dramatycznym nie zdołała wiele zdziałać. Pierwszą premierę, „Mój rok relaksu i odpoczynku” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej, przygotowywaną pod jej dyrekcją zaplanowano na 8 grudnia. Ktoś, kto nie zna twórczości Moniki Strzępki, a przeczytałby uzasadnienie decyzji wojewody, mógłby dojść do wniosku, że to jakaś niedowarzona debiutantka bez dorobku, która dziwnym splotem okoliczności znalazła się na niewłaściwym miejscu. Tymczasem Strzępka należy do czołowych polskich reżyserek teatralnych. Jej pozycję zawodową potwierdzają dziesiątki nagród przyznawanych przez festiwalowych jurorów, publiczność i dziennikarzy (często otrzymywała je w duecie z Pawłem Demirskim). Tak jest niemal od 20 lat, kiedy ukończyła studia na Wydziale Reżyserii Dramatu w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Debiutowała w Teatrze Polskim w Bydgoszczy dramatem Anny Bednarskiej „Z twarzą przy ścianie” (2004). Potem spróbowała z sukcesem pracy nad monodramem szekspirowskim Krzysztofa Gordona „Szeks Show presents; Yorick, czyli wyznania błazna” według scenariusza Andrzeja Żurowskiego w Teatrze Wybrzeże. Wkrótce stworzyła artystyczny tandem z Pawłem Demirskim (jej życiowym partnerem) i duet ten zasłynął spektaklem „Dziady. Ekshumacja” według Adama Mickiewicza (Teatr Polski we Wrocławiu), a potem m.in. „Niech żyje wojna!!!” (Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu) czy „W imię Jakuba S.” (Teatr Dramatyczny w Warszawie, Laur Konrada na festiwalu Interpretacje, 2013), który był pierwszym warszawskim sukcesem Strzępki i Demirskiego, odniesionym na deskach teatru, którym właśnie teraz zaczęła kierować. To anarchiczny spektakl, nikogo nie sławił ani do niczego nie wzywał, a jednak podszyty był tęsknotą za zmianą. Powstał z gniewu, a przynajmniej niezgody na takie czytanie naszej tożsamości, do jakiego nawykowo i bezrefleksyjnie przywykliśmy, uczeni pokoleniami, że ród polski ze szlachty się wiedzie, że wszyscyśmy z dworków tonących w zieleni wśród pól malowanych zbożem rozmaitem, a potem z bohaterów wysadzonych z siodła, którzy po powstańczych klęskach (acz moralnych zwycięstwach) pielęgnowali polskie cnoty. Czy tak, jak jest, musi być? – pytali artyści, ale nie mówili, jak być powinno. Dość, że stawiali pytania żywe i najwyraźniej na ustach młodych, którzy na spektakl w Dramatycznym przybywali licznie, pożerając go oczami i uszami. Ale po tym sukcesie Strzępka i Demirski długo miejsca w Warszawie nie zagrzali. Pracowali w całej Polsce, w najważniejszych teatrach, by wspomnieć tylko o Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. W Warszawie pojawili się znów po kilku latach w Teatrze Polskim, gdzie wzbudzili sensację adaptacją powieści Szczepana Twardocha „Król” (2018), a potem przygotowali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 50/2022

Kategorie: Kultura