Chłopięcy świat

Chłopięcy świat

Dzieci w filmach kreuje się na bardziej naiwne, niż są naprawdę


Damian Kosowski – reżyser i scenarzysta


Spotykamy się kilka dni po tym, jak zdobyłeś Nagrodę im. Zuzanny Jagody Kolskiej na festiwalu Nowe Horyzonty. Co sądzisz o festiwalowych konkursach – to bardziej niezdrowa rywalizacja i uprzedmiatawianie sztuki czy szansa na wyróżnienie i większą rozpoznawalność?
– Festiwalowa selekcja ma charakter obiektywny. Nagrody to już inna sprawa. Decyduje o nich kilka osób, które mają określony gust, nastrój danego dnia. I te czynniki kierują nimi przy wyborze zwycięzcy. Oczywiście bardzo miło dostać nagrodę, ale widziałem pozostałe filmy z sekcji Shortlista i nie uważam, żeby były gorsze od mojego. Z drugiej strony festiwalowe wyróżnienia i idąca za nimi rozpoznawalność sprawiają, że poznałem wielu świetnych ludzi ze środowiska filmowego, którzy już kojarzyli moje krótkie metraże. Udało mi się też nawiązać przyjaźnie z innymi młodymi twórcami, niekoniecznie byłymi studentami łódzkiej Filmówki. Udzielamy sobie nawzajem wsparcia, nie tylko psychicznego, ale i zawodowego. Festiwale są o tyle ważne, że gdybym nie pokazał filmów poza murami szkoły, zobaczyłaby je wyłącznie garstka osób, które znają mnie i moją wrażliwość. Rozmowy z publicznością pozwalają ci przejrzeć się w oczach innych ludzi, stykających się z twoim kinem po raz pierwszy.

W filmie „Stwór”, który obrazuje dorastanie małego Kazika, sam jesteś narratorem, słyszymy twój głos z ekranu. Ten zabieg ma wzmocnić wrażenie autobiografizmu opowiadanej historii?
– W narracji z offu pojawia się mój głos, na dodatek w pierwszej osobie, i ludzie siłą rzeczy sądzą, że opowiadam prywatną historię. Nie zaprzeczam i nie potwierdzam – są w niej pewne elementy autobiograficzne, ale nie tylko. Zauważyłem jednak, że podczas spotkań po projekcjach „Stwora” widzowie zaczynają porównywać moją twarz z twarzą aktora grającego Kazika. I dopytują, czy wybrałem Mieszka Czepirskiego na zasadzie podobieństwa. Sam bym na to nie wpadł!

Inspirowałem się wspomnieniami mojej rodziny i refleksją nad moim statusem z dzieciństwa. Zanim stworzyłem scenariusz, napisałem nawet półtorastronicowe opowiadanie w pierwszej osobie. Później, wraz ze współscenarzystką Wiktorią Czeladką, próbowaliśmy pójść w inną stronę i opowiedzieć historię trochę bardziej obiektywnie. Ostatecznie wróciłem do pierwotnego pomysłu, bo narracja pierwszoosobowa ma wielką siłę, stwarza wrażenie, jakbyś zdradzał komuś sekret lub czytał kartkę z pamiętnika.

A co z nagraniami wideo, które uzupełniają fragmenty fabularne i podbijają efekt realizmu?
– W scenariuszu zaznaczyłem, że nagrania z kaset wideo mają się pojawić na końcu filmu. Widzimy na nich kobietę trzymającą dziecko i właśnie jej historia była inspiracją do napisania centralnego wątku ciotki Dagny. Pomyślałem, że to będzie uczciwe, jeśli pokażę osobę, od której wszystko się zaczęło. Zdecydowałem jednak, że trzeba wpleść w tkankę filmu więcej materiałów archiwalnych i osadzić całość mocniej w historii mojej rodziny. Spodobała mi się myśl, że „Stwór” przybiera formę psychodramy – aktorzy odgrywają wydarzenia, które działy się w tej konkretnej rodzinie. Moja relacja z siostrą stanowiła np. inspirację dla ekranowej relacji matki Kazika i jego ciotki. Chodziło więc o połączenie fabuły „Stwora” z rzeczywistymi wydarzeniami i o uczciwość wobec prawdziwych osób, także tych, które już odeszły. Ich duch czuwa nad tym filmem.

Czy łatwo opowiadać z perspektywy małego chłopca i przenosić na ekran jego wrażliwość?
– Perspektywa chłopca miesza się z perspektywą dorosłego mężczyzny, który wspomina swoje dzieciństwo. Film opowiedziany tylko z punktu widzenia dziecka musiałby wyglądać inaczej. Często mam poczucie, że dzieci w filmach kreuje się na bardziej naiwne, niż są w rzeczywistości. Czułem, że mój bohater musi się wykazywać odwagą i dzielnością, bo z perspektywy czasu widać, że próbował uratować komuś życie. To wypływa też z mojego osobistego spojrzenia na dzieci. Oszustwa dorosłych wobec nich są po prostu śmieszne, choć bywają sposobem na ochronę najmłodszego pokolenia przed sprawami dorosłych. Od początku jednak wiedziałem, że Kazik rozumie więcej, niż się wydaje jego krewnym.

Ktoś ci pomagał w zgłębianiu tajemnic dziecięcej psychiki?
– Podpierałem się wiedzą psychologiczną, którą mam, ale nie konsultowałem się z żadnym specjalistą. Praca z psychologiem pojawiła się na etapie pracy z dziecięcym aktorem na planie. To jest  dość skomplikowany mechanizm rozłożony w czasie, który polega na uświadomieniu dziecku, że fabularne wydarzenia nie są prawdziwe. Mieszko jest inteligentnym chłopcem i zaskakująco wiele rzeczy już rozumiał. Chcę też obalić mit, że w finale „Stwora” naraziliśmy go na efekt szoku; ten efekt był podparty systematyczną pracą, by w ostatniej scenie mógł wykrzesać z siebie trudne emocje. Nie zastosowaliśmy żadnych magicznych sztuczek. Poprosiłem również o pomoc reżyserkę Jagodę Szelc, która przy filmie „Wieża. Jasny dzień” pracowała z dziecięcymi aktorami i świetnie ich poprowadziła. Pani psycholog z kolei okazała się niezbędna, kiedy trzeba było zdyscyplinować naszego aktora.

Czy wprowadzenie dziecięcej perspektywy pozwoliło ci zrównoważyć ładunek melancholii i niepokoju zawarty w tej historii?
– Od początku wiedziałem, że opowiadam trudną, skomplikowaną psychologicznie historię, a dziecięcy bohater pozwoli mi wpuścić do świata przedstawionego odrobinę niewinności, lekkości. Ważny był sam casting, bo nie chciałem wybrać przesadnie dojrzałego, „smutnego dziecka”. Wręcz przeciwnie, myślałem o zaangażowaniu kogoś naturalnie radosnego, swawolnego. Dużym niebezpieczeństwem było także popadnięcie w sentymentalno-poetyckie tony, w końcu film materializuje wspomnienia. Chcąc przekłuć ten balonik, zadbałem, by obsada i lokacje były zwyczajne, przeciętne. Zależało mi, żeby widzowie czuli, że opowiadam o normalnych ludziach.

Dlaczego relacja bohatera z matką tak bardzo różni się od tej, którą nawiązuje on z ciotką Dagną?
– Film zaczyna się od uwag narratora na temat urody kobiet, które otaczały go w dzieciństwie. Trudno rozsądzić, czy aktorka grająca Dagnę jest ładniejsza od tej wcielającej się w matkę Kazika, ale chodzi tu przecież o pracę pamięci bohatera. Jego wspomnienia wydają się powierzchowne, dopiero później zaczynamy drążyć głębiej. Postać ciotki ma w sobie coś niedostępnego, kojarzy się też Kazikowi z zabawą. A dobrze wiemy, że coś, do czego nie mamy łatwego dostępu, jeszcze bardziej nas kusi. Matka natomiast jest zawsze. Sam straciłem mamę trzy miesiące temu i uświadomiłem sobie, że ona była przy mnie cały czas. Często nie doceniamy tej stałej obecności, szukamy innych uczuć, relacji.

Różnice między bohaterkami, pochodzącymi z tej samej rodziny, podbija jeszcze ich status społeczny. Dagna i mama Kazika poszły w inne strony. Pierwsza ma wielki dom, prowadzi razem z mężem szwalnię, ma talent do szycia. Druga samotnie wychowuje syna i może niczym się nie wyróżnia, ale ma dziecko.

Gdzieś na marginesie film opowiada o problemach psychicznych i ich tragicznych konsekwencjach, których instynktownie nie kojarzymy z dzieciństwem. Chciałeś zaszokować widza tak niespodziewanym zakończeniem?
– Nie miałem zamiaru nikogo szokować, bo nie wiem, co wzbudza u ludzi tak silną emocję. Pewnie co innego szokuje tradycyjną publiczność, a co innego wzbudza dyskomfort u widzów na Nowych Horyzontach. Powodem, dla którego pokazałem zakończenie historii Dagny tak bezpośrednio, jest wiara w to, że widz zrozumiał jej problemy, zidentyfikował się z Kazikiem i zareaguje podobnie jak bohater. Ważne było, żeby zapowiadać problem, pokazywać rysy na szkle, przygotować widza na najgorszą ewentualność. Szok kojarzy mi się z czymś nagłym i niespodziewanym, a w „Stworze” daję sygnały, że coś złego się dzieje z ciotką Kazika. Myślę, że szokowanie w sztuce jest dużym wyzwaniem, wiele osób próbuje z tym się mierzyć, ale wychodzi im to mechanicznie, by nie powiedzieć nudno. Ich starania zamieniają się w festiwal atrakcji, nie udaje się uzyskać odpowiedniego efektu.

Fot. materiały prasowe

 

Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy