19/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Zadrobić zapóźnienie. Krok drugi

Polska musi się nastawić na innowacyjność w gospodarce. Z własnego budżetu zwiększać wydatki na badania i rozwój, aby potem cieszyć się jak największymi zyskami Wojciech Olejniczak W instytucjach wspólnotowych trwają obecnie prace nad budżetem Unii Europejskiej na lata 2014-2020. Najważniejszą – obok Wspólnej Polityki Rolnej – pozycją budżetową będzie polityka spójności. W budżecie na lata 2007-2013 w ramach polityki spójności Polsce przyznano 67 mld euro. Taką kwotę nasz kraj otrzymuje „na czysto”, odliczając już 22 mld euro, jakie Polska wpłaci w tym czasie do wspólnotowego budżetu. Tym samym nasz kraj jest największym beneficjentem polityki spójności w trwającym okresie budżetowym. Te pieniądze zmieniają Polskę, nasze otoczenie, nasz sposób życia. Misja: infrastruktura Jak wiedzą wszyscy użytkownicy polskich dróg czy linii kolejowych, w Polsce szczególnie wiele do nadrobienia jest w zakresie infrastruktury transportowej. Z tego powodu główny strumień pieniędzy z Unii w latach 2007-2013 został skierowany na inwestycję w bezpieczną i czystą infrastrukturę transportową. Na ten cel przeznaczono ponad 25 mld euro, tj. 38% całkowitego wsparcia. Oczekiwane efekty działań to: ponaddwukrotny wzrost długości autostrad, z 550 km do niemal 1,2 tys. km,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wyścig marszałków

W bitwie o Berlin poległo co najmniej 360 tys. radzieckich żołnierzy. Czy musiało tylu zginąć? Ostatnia wielka operacja II wojny światowej, jaką była bitwa o Berlin, w zasadzie wciąż jest elementem nie za dobrze znanym mimo ogromnej literatury na ten temat. Szczególnie radzieckie piśmiennictwo i opracowania batalistyczne podkreślają bohaterstwo czerwonoarmistów i kunszt wojenny dowódców, jak również rzekome świetne uzbrojenie własnych wojsk. Nie za bardzo znajdujemy jednak w tej literaturze dane o stratach własnych. Również marsz. Gieorgij Żukow, znakomity dowódca, walki o Berlin opisuje we wspomnieniach jakby niechętnie. Bo prawdą jest, że właśnie ten berliński bój był cierniem w jego wojskowej karierze. Rosyjska ofensywa rozpoczęta latem 1944 r. stopniowo wygasła, mimo że Rosjanie łudzili się, że późną jesienią tego roku znajdą się w Berlinie. Niemcy walczyli dalej, co jest swego rodzaju fenomenem, biorąc pod uwagę ich sytuację geostrategiczną. Na przełomie lat 1944-1945 z zachodu postępowała sukcesywnie ofensywa aliancka. Mimo początkowych sukcesów zawiodło niemieckie uderzenie w Ardenach, które miało stworzyć warunki do zawarcia odrębnego pokoju z aliantami. Coraz gorsza była również sytuacja gospodarcza. Naloty dywanowe alianckiego lotnictwa niszczyły resztki niemieckiego przemysłu i transportu. Mimo to Rzesza nie zamierzała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zabiję cię, glino

W 2011 r. z rąk kryminalistów zginęło w USA 72 policjantów, o 25% więcej niż w roku poprzednim Michael Maloney był szefem policji w miasteczku Greenland w New Hampshire. Zaledwie tydzień dzielił go od emerytury. Koledzy przygotowali już przyjęcie pożegnalne. Okazało się, że musieli urządzić stypę. Komendant podczas akcji zginął jak bohater. 12 kwietnia br. Maloney wyruszył ze swoimi ludźmi, by przeszukać dom Cullena Mutriego, podejrzanego o handel narkotykami. Na podjeździe niespodziewanie przywitał ich grad kul. Mutrie miał cały arsenał broni i strzelał celnie. Czterech rannych policjantów upadło na ziemię. 48-letni Maloney odciągnął w bezpieczne miejsce detektywa Scotta Kukesha. Chwilę później kula trafiła go w głowę. W szpitalu Kukesh powtarzał wielokrotnie: „Komendant uratował mi życie”. Pośmiertne odznaczenia Oblężenie posesji trwało wiele godzin. Siły bezpieczeństwa użyły opancerzonych samochodów i helikopterów. W końcu wysłany do środka zdalnie sterowany robot znalazł zwłoki Mutriego oraz jego przyjaciółki. Mężczyzna zastrzelił ją i popełnił samobójstwo. W pogrzebie Maloneya wzięło udział 5 tys. policjantów oraz rzesze obywateli. Dzielny funkcjonariusz został odznaczony pośmiertnie Medalem Honoru. Ta tragedia rozegrała się na Wschodnim Wybrzeżu. Tego samego dnia na Zachodnim Wybrzeżu stracił życie 53-letni

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Egipska partia szachów

Nad Nilem zmiany zachodzą powoli, a niektórzy twierdzą, że wcale. Prawdziwa batalia toczy się o prezydenturę i przyszłą konstytucję Michał Lipa Korespondencja z Kairu Proces transformacji w Egipcie przypomina rozgrywkę szachową dwóch silnych i przebiegłych graczy. Kłopoty zwiastowało już przejęcie władzy przez armię, która – pod postacią Najwyższej Rady Sił Zbrojnych – kolegialnie zastąpiła Hosniego Mubaraka na stanowisku głowy państwa, a następnie zawiesiła konstytucję, wprowadzając własną Deklarację Konstytucyjną – krótszą, choć opartą na zapisach dotychczasowej ustawy zasadniczej oraz poprawkach wynikających z wcześniejszej nowelizacji (z wiosny 2011 r.). Już wówczas stało się jasne, że Egipcjanie nie wiedzą, jakiej chcą transformacji. Liberałowie uważali, że wiosenne referendum nowelizacyjne to tylko mydlenie oczu i czym prędzej należy stworzyć nową, demokratyczną konstytucję. Większość poszła jednak za głosem Mohameda Husseina Tantawiego – przewodniczącego rady wojskowej i de facto przywódcy Egiptu po dymisji Mubaraka (najpewniej wymuszonej przez wojsko). Proces przemian politycznych przebiega więc pod dyktando armii, w związku z czym Nathan J. Brown z organizacji Carnegie Endowment for International Peace nazwał go źle zaprojektowaną transformacją. Z tych zmian zostali niemalże wyłączeni młodzi, świeccy liberałowie, którzy wzniecili „rewolucję 25 stycznia”. Fasadowy parlament W tymczasowych rozwiązaniach ustrojowych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Emerytalne lęki Niemców

Miliony kobiet wypracują sobie na starość zaledwie 140 euro miesięcznie Niemcy uchodzą za kraj zamożnych, szczęśliwych emerytów, którzy wyjeżdżają do ciepłych krajów i cieszą się jesienią życia. Eksperci ostrzegają jednak, że w przyszłości milionom seniorów, zwłaszcza kobiet, zagrozi ubóstwo. Dotyczy to osób wykonujących minipracę, czyli minijob, jak to się nazywa w pleniącym się ostatnio języku niemiecko-angielskim. Rząd federalny opracował koncepcję minijob w nadziei, że zaktywizuje ona zawodowo obywateli. Zatrudnieni na tych zasadach mogą zarobić do 400 euro miesięcznie – od tej kwoty nie płacą podatków ani składek na ubezpieczenie społeczne. Niskie składki na ubezpieczenie emerytalne płaci za nich pracodawca. Dla porównania Hartz IV, najniższy zasiłek dla bezrobotnych, będący zarazem zasiłkiem socjalnym, wynosi 364 euro plus pokrywane przez państwo koszty mieszkania. Pułapka minipracy W RFN jako minijobbers pracuje 7,4 mln osób, w tym 4,65 mln kobiet. Dla dwóch trzecich spośród nich minipraca jest jedynym zajęciem. To przeważnie kelnerki, sprzątaczki, kucharki, swoisty żeński proletariat niemieckiego cudu gospodarczego. Firmy nie są skłonne dawać im etatów, niektóre panie zresztą wolą 400 euro netto niż wynagrodzenie tylko teoretycznie wyższe, bo obciążone świadczeniami. Władze przezornie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Powrót gangsterów

Po odbyciu połowy kary wychodzą z więzienia przestępcy skazani za porwania olsztyńskich biznesmenów – Podobno moje dni są policzone. Słyszę codziennie: „Po co się wychylasz, nigdy ci tego nie darują, to groźni bandyci i zawsze będziesz musiał się oglądać za siebie” – mówi Tobiasz Niemiro, olsztyński przedsiębiorca, społecznik, prezes Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia na rzecz Bezpieczeństwa. To właśnie ta organizacja, skupiająca głównie miejscowych biznesmenów, po fali porwań w 2000 r. przełamała barierę niemożności policji i wymusiła walkę z gangsterami. W rezultacie skończyły się nie tylko uprowadzenia dla okupu, ale i wojna gangów. Posypały się wyroki od 12 do 25 lat więzienia, porywacze omijali Olsztyn szerokim łukiem. Mieszkańcy odetchnęli. Czy dziś znów są zagrożeni? Kuźnia złodziejskich talentów Jednym z pierwszych uprowadzonych, o którym stało się głośno w regionie, był 15-letni Karol T. z Lubawy, którego porwali domorośli kidnaperzy pod koniec lat 90. Wtedy zabłysła gwiazda detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Wezwany przez ojca chłopca, lokalnego przedsiębiorcę, szybko trafił na ślad sprawców, ale to byli drobni przestępcy. Profesjonaliści wyszli z cienia w 2000 r. – Zaczynali od kradzieży samochodów – wspomina były oficer wydziału dochodzeniowo-śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. – To była kuźnia złodziejskich kadr. Kto nie wpadł, przechodził na wyższy etap

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Dobry adres – Teatr na Woli nadaje ton

Teatr na Woli od dwóch lat jest jedną z najciekawszych polskich scen To był zły adres. Pomysł Tadeusza Łomnickiego, aby na warszawskiej Woli zakładać teatr, uznano za dziwactwo. Właściwie wszyscy byli przeciw, ale Łomnicki się uparł. Użył swoich wpływów, a że miał niemałe, dopiął swego. 17 stycznia 1976 r. teatr otworzył podwoje premierą „Pierwszego dnia wolności” Leona Kruczkowskiego z błyskotliwymi debiutami Doroty Stalińskiej i Krzysztofa Kołbasiuka (druga rola w teatrze) oraz świetną rolą ich profesora, Tadeusza Łomnickiego. Teatr aktora Głoszonej przez Tadeusza Łomnickiego idei teatru robotniczej Woli nigdy nie udało się zrealizować, zresztą nie bardzo wiadomo, co miałoby to znaczyć. Można podejrzewać, że Łomnicki użył tego wytrychu otwierającego drzwi decydentów, aby stworzyć swój teatr. Początkowo nieufnie traktowana przez środowisko artystyczne scena wkrótce zyskała opinię odważnej i samodzielnej repertuarowo. Takie premiery jak „Gdy rozum śpi” Antonia Buera Valleja (reż. Tadeusz Łomnicki, 1976), „Hamlet ze wsi Głucha Dolna” Iva Brešana (reż. Kazimierz Kutz, 1977), „Protokół z pewnego zebrania” Aleksandra Gelmana (reż. Tadeusz Łomnicki, 1976) czy „Do piachu” Tadeusza Różewicza (reż. Tadeusz Łomnicki, 1979) budziły żywe zainteresowanie –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Dlaczego boimy się masonów – rozmowa z prof. Tadeuszem Cegielskim

Antymasonizm jest pochodną i ukrytą formą antysemityzmu, którego duchownym głosić nie wolno Prof. Tadeusz Cegielski – historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, wolnomularz, wielki mistrz honorowy Wielkiej Loży Narodowej Polski, autor wydanej niedawno „Księgi Konstytucji 1723 roku i początków wolnomularstwa spekulatywnego w Anglii”. Rozmawia Krzysztof Pilawski Abp Józef Michalik – przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, doktor teologii dogmatycznej – oskarżył masonów o atakowanie Kościoła katolickiego. Panie profesorze, skąd się wziął wśród polskiego duchowieństwa ten przekazywany z pokolenia na pokolenie strach przed wolnomularzami? – Obraz budzącego strach masona zrodziła potrzeba posiadania symbolicznego – bo przecież nie rzeczywistego – wroga, którego można obarczyć winą za całe zło. Mieliśmy w Polsce do czynienia z trzema wyimaginowanymi wrogami wewnętrznymi: Żydem, masonem i bolszewikiem. Wizerunek bolszewika mocno przybladł po upadku Związku Radzieckiego, antysemityzm zaś został oficjalnie potępiony przez Kościół katolicki. Trudno dziś – nawet w Polsce – wyobrazić sobie hierarchę odwołującego się do antysemickich uprzedzeń wiernych. Kto więc pozostał? Oczywiście mason! Gdzie i kiedy narodził się wizerunek „złego, bezbożnego masona”? – Antymasonizm w obecnej postaci zrodził się w okresie rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. W 1789 r. w Rzymie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Największa kompromitacja organów ścigania w III RP

Ostatnie rewelacje policji i prokuratury w sprawie zabójstwa Marka Papały to coś znacznie więcej niż zwrot w śledztwie. Pokazują one po raz kolejny fatalną kondycję polskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Oto okazuje się, że byłego szefa polskiej policji zastrzelił zwykły rabuś, niemający nawet pojęcia, że strzela do generała policji. Do tej prawdy organy ścigania doszły po 14 latach śledztwa! Część odbiorców tej rewelacyjnej informacji zaczyna się zastanawiać: jak to, przecież proces zabójców Marka Papały toczy się przed sądem już od kilku lat. To, co się toczy przed sądem, to przecież proces wykonawców zabójstwa Boguckiego i „Słowika”. Prokuratura już dawno znalazła też zleceniodawcę – amerykańskiego biznesmena polskiego pochodzenia Edwarda Mazura, którego mając, jak zapewniał swego czasu minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie, chciała postawić przed sądem i dysponowała dowodami twardymi, niezbitymi, w dodatku porażającymi. Tyle że tych dowodów z niezrozumiałych względów nie docenił amerykański sąd, który na ich podstawie odmówił ekstradycji. Jak to więc możliwe, zastanawiają się niektórzy, że równocześnie toczą się śledztwo i rozprawy przed sądem. Już ujęto sprawców i posadzono na ławie oskarżonych. Jak to możliwe, że prokuratura oskarża jednych i wspiera akt oskarżenia przed sądem, a równocześnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Bezpieczeństwo za miliard funtów

Największym zagrożeniem dla igrzysk w Londynie jest terroryzm, ale sporym problemem mogą się okazać aktywiści różnych organizacji Zofia A. Reych Korespondencja z Londynu Do otwarcia 30. Letnich Igrzysk Olimpijskich pozostały niecałe trzy miesiące. Tymczasem prywatna agencja G4S, która wygrała przetarg na ochronę imprezy, wciąż rekrutuje personel. To wynik pomyłki w kalkulacjach, z której organizatorzy zdali sobie sprawę dopiero rok temu. Przewidywano, że do zapewnienia bezpiecznego przebiegu igrzysk wystarczy 10 tys. ochroniarzy. Jak wykazały późniejsze analizy, to o połowę za mało. Po rozszerzeniu kontraktu G4S i zwróceniu się o pomoc do wojska koszty ochrony obiektów olimpijskich przekroczyły 553 mln funtów. To niemal dwukrotnie więcej, niż zakładał pierwotny budżet. Jeśli dodać do tego koszty zapewnienia bezpieczeństwa także z dala od stadionów, rachunek przekracza miliard funtów. – Największe zagrożenie dla igrzysk to międzynarodowy terroryzm, w tym Al-Kaida i związane z nią ugrupowania – przyznał w radiu Bob Quick, który w latach 2008-2009 kierował antyterrorystycznym programem brytyjskiej policji. – Ponadto istnieje prawdopodobieństwo ataków „samotnych wilków”. Tak funkcjonariusze służby bezpieczeństwa określają niezależnych zamachowców, których działania najtrudniej przewidzieć. W ostatnich pięciu latach udaremniono w Anglii trzy takie sytuacje. Na służbie będzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.