50/2015

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Przebłyski

Lichocka krezusem w PiS

Lud zwycięskiej partii mocno musiał się zdziwić, gdy opublikowano listę najbogatszych posłów. Tuż za podium, ale bardzo wysoko, bo na czwartym miejscu, znalazła się Joanna Lichocka. Dziennikarka, choć trafniejsze jest określenie polityk. Zatem prawicowa dziennikarka polityk, znana ostatnio z łamów „Gazety Polskiej” i filmów okołosmoleńskich, na tyle żarliwie wspierała PiS, że została jedynką na liście tej partii w Kaliszu. A że posłowie mają obowiązek ujawniania swojego majątku, okazało się, że Lichocka jest najbogatszym politykiem PiS. Z majątkiem o wartości 4,3 mln zł przebija nawet Ryszarda Petru z Nowoczesnej, który też do biednych nie należy, bo zadeklarował majątek w wysokości 3,6 mln zł. Zbigniew Ziobro z PiS też jest dowodem, że obrotny człowiek w polityce może mieć coś cennego materialnie. Co w przypadku Ziobry oznacza 1,12 mln zł w nieruchomościach i 147 tys. zł w oszczędnościach. Teraz posłami zajęli się dziennikarze śledczy i zobaczymy, ilu znowu się pomyliło w liczeniu swojego majątku.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lata świetlne od krasnali

Beata Szydło powiedziała, że Nowa Sól jest w ruinie. W tym „upadłym” mieście bezrobocie wynosi 8,2%, a inwestorzy ustawiają się w kolejce Każdy, kto przyjeżdża do Nowej Soli, obowiązkowo idzie do Parku Krasnala, osobliwości miasta, gdzie przy wejściu wita gości para największych krasnoludków na świecie. Soluś, bo tak nazywa się on, ma 5,41 m, równie wysoka jest jego żona, a przed nimi wisi tablica z informacją, że w czerwcu 2009 r. skrzaty dzięki niezwykłym rozmiarom trafiły do Księgi rekordów Guinnessa. Większych nie ma nigdzie. Na tablicy jest również informacja, że krasnoludki wykonała firma Malpol na zlecenie urzędu miasta. Ratunek w krasnalach Gdy prezydentowi Nowej Soli Wadimowi Tyszkiewiczowi mówię, że krasnoludki ocierają się o kicz, odpowiada, że są dowodem niezwykłej zaradności nowosolan, którzy po upadku dwóch największych zakładów w mieście, tj. Nowosolskiej Fabryki Nici Odra oraz Dolnośląskich Zakładów Metalurgicznych Dozamet, ratowali się produkcją krasnali i innych figur ogrodowych. Tiry pełne skrzatów jechały do Niemiec, bo zapotrzebowanie na nie było ogromne. Wokół Nowej Soli pojawiło się wówczas 300 producentów tych akcesoriów, nowosolskie krasnoludki za naszą zachodnią granicą stały się powszechną ozdobą działek i przydomowych ogródków. Moda na sztuczne skrzaty w Niemczech się skończyła, do dziś pozostało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Złamana pieczęć

Poszkodowanym trudno było uwierzyć, że może ich oszukać notariusz W kieleckim sądzie nikt nie chciał wziąć tej sprawy na wokandę. Sąd Najwyższy musiał wyznaczyć inną miejscowość – padło na Tarnobrzeg – w której odbędzie się proces Andrzeja S., właściciela kancelarii notarialnej. Powód odmowy sędziów z Kielc? Chcieli uniknąć podejrzenia o stronniczość. Oskarżony przez kilkanaście lat był w tym mieście sędzią. Podobnie jak jego ojciec i nadal orzekający brat. Kamienica z rąk do rąk Notariuszowi Andrzejowi S. prokuratura kielecka stawiała zarzuty przez trzy lata, w kilku aktach oskarżenia. Po raz pierwszy został oskarżony w roku 2011  o oszukanie czterech osób na kwotę niemal 2,8 mln zł. Z zeznania Roberta W.: – Prowadziłem rodzinną firmę ubezpieczeniową. Nasze biuro mieściło się w tym samym podwórku, co kancelaria Andrzeja S. Świetnie się prezentował, nie mieliśmy z żoną wątpliwości, że ma duże pieniądze. Któregoś dnia zaproponował nam odkupienie od niego części udziałów w kamienicy przy ul. Wesołej. W Kielcach to bardzo dobra lokalizacja – istniała możliwość uzyskania dotacji na odrestaurowanie budynku jako chronionego przez konserwatora. Andrzej S. pokazał kopie opinii rzeczoznawcy, który wycenił kamienicę na niemal 6,6 mln zł. Przyniósł też

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Wyciszanie układu o granicy

Nagłaśniać maksymalnie list biskupów, przemilczać układ z 7 grudnia 1970 r. – tak działa polityka historyczna Polska polityka historyczna tym razem dała o sobie znać w sprawie naszej zachodniej granicy. 50-lecie głośnego, ale i kontrowersyjnego listu biskupów polskich do niemieckich, przekazanego 18 listopada 1965 r. podczas obrad soboru watykańskiego II, jak najbardziej zasługuje na utrwalanie w pamięci, jednakże bez przesady. Ta zaś jest ogromna. Broszura wrocławskiego Ośrodka Pamięć i Przyszłość, przygotowana w czterech językach i „przeznaczona dla wszystkich europarlamentarzystów i elit na Zachodzie”, przedstawia „List tysiąclecia jako jeden z najważniejszych dokumentów, które leżą u podstaw kształtu dzisiejszej Europy, który wpłynął nie tylko na wzajemne relacje społeczeństwa polskiego i niemieckiego, lecz także na losy całej Europy”. W katolickim „Głosie Niedzielnym” z 15 listopada 2015 r. czytamy: „Bez tego dokumentu nie byłoby współczesnej Europy”. W tygodniku „Niedziela” tytuł wstępniaka naczelnej: „List z Polski wpłynął na kształt dzisiejszej Europy”. „wSieci Historii” nr 11/2015: „Ponadczasowe orędzie”. Zapowiedź spotkania z prasą podczas konferencji naukowej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego: „List, który odmienił oblicze Europy”. Tygodnik „Wprost” w tytule: „List, który odmienił oblicze Europy”. Identyczność tytułów zaskakująca. Medialny dyrygent anonimowy, lecz realny. W rzeczywistości w Europie mało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Licealiści w ciasnym mundurku

Prawo wyboru – przeoczony, ale ważny fragment programu edukacyjnego PiS Ludzie różnią się zdolnościami, zainteresowaniami i planami życiowymi. Dlatego nie da się stworzyć szkoły odpowiadającej każdemu uczniowi. Można natomiast, szczególnie licealiście, zaoferować możliwość wyboru odpowiadającej mu oferty edukacyjnej w danej szkole czy też w różnych szkołach (szczególnie w większych miastach). Tęsknota do urawniłowki Z zaniepokojeniem przeczytałam więc pewien fragment rozmowy o programie edukacyjnym PiS z dwiema najbardziej (!) kompetentnymi w tej sprawie osobami – Elżbietą Witek i Sławomirem Kłosowskim w 39. numerze tygodnika „w Sieci”. To właściwie jedno krótkie zdanie, ale skutki może mieć opłakane: „Dzisiejszy system opiera się na zbyt wczesnej specjalizacji”. Nieprawda, polska szkoła jest dziś niesłychanie sformalizowana, zuniformizowana i scentralizowana. Jedynym miejscem, gdzie uczeń może dokonać jakiegokolwiek wyboru pod kątem swoich zainteresowań, zdolności i planów życiowych, są de facto ostatnie dwie klasy liceum. Tylko nieliczne gimnazja, np. dwujęzyczne, z trudem walczą o prawo do utrzymania pewnej specyfiki. Należy więc rozumieć, że po likwidacji gimnazjów (ale również przy ich utrzymaniu!) i powołaniu czteroletnich liceów o żadnej specjalizacji w nich mowy już nie będzie. Wszyscy licealiści będą się uczyli do matury tego samego i tak samo. Warto, by autorzy tej koncepcji zapoznali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Tysiąc programów nauczania

W zakładach doskonalenia zawodowego można się nauczyć obsługi dronów i urządzeń tworzących wyroby w technologii 3D Andrzej Piłat– prezes Zarządu Głównego Związku Zakładów Doskonalenia Zawodowego Czy to, że zakłady doskonalenia zawodowego wciąż zajmują znaczącą pozycję w systemie oświaty, jest efektem reformy Buzka i Handkego, która zdeprecjonowała szkolnictwo zawodowe? – W 2009 r. szkoły ZDZ obchodziły 50-lecie istnienia, a kształcenie kursowe ma jeszcze dłuższą tradycję. Wiele zakładów powstało już przed wojną w strukturach Związku Rzemiosła. Jako zakłady doskonalenia rzemiosła prowadziły działalność edukacyjną na rzecz rzemieślników. Jednak ich największy rozkwit nastąpił po wojnie. Zniszczony gospodarczo i infrastrukturalnie kraj potrzebował do odbudowy robotników. W 1945 r. zakłady doskonalenia rzemiosła przeszkoliły ponad 6,3 tys. osób, a w latach 1946-1950 już ponad 160 tys. W 1962 r. zmieniła się nazwa – zakłady doskonalenia rzemiosła stały się zakładami doskonalenia zawodowego. Dziś w formach kursowych szkolimy rocznie prawie 200 tys. słuchaczy, natomiast kształcenie w formach szkolnych prowadzimy w ponad 350 szkołach dla przeszło 21 tys. uczniów. Nasza działalność od zawsze była związana z kształceniem zawodowym i pozostajemy mu wierni do dziś. Prowadzimy szkoły różnych typów, ale te, które kształcą w zawodzie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Historia bez happy endu

Diabli biorą „reformę” Ekstraklasy Od pewnego czasu w futbolowym światku mówi się coraz częściej i głośniej, że tzw. reforma Ekstraklasy okazała się niewypałem i jesienią 2016 r. nastąpi powrót do poprzedniego systemu rozgrywek. Wątpliwa to satysfakcja stwierdzić: a nie mówiłem (pisałem), bo rzecz dotyczy trzech straconych sezonów. Dla wielu bezsens tej zmiany był oczywisty. Nie mogli tego pojąć tylko ci, którzy za ten galimatias odpowiadali. Teraz Zbigniew Boniek i jego zausznicy wycofują się rakiem. A przecież już 15 lipca 2013 r. tytuł „Demolka zwana reformą” w PRZEGLĄDZIE jednoznacznie sugerował, co z tego wyniknie dla naszej piłki. Ostrzegaliśmy i apelowaliśmy Warto przytoczyć fragmenty artykułu sprzed ponad dwóch lat: „A to dopiero początek reformy, a raczej demolki naszej piłki nożnej, i to od samej góry! Zarząd PZPN zatwierdził reformę Ekstraklasy, która zakłada rozegranie 37 kolejek i podział punktów po części zasadniczej. – Spowoduje to szaloną walkę, bo gdyby ktoś dzisiaj zaczął dzielić punkty w tabeli, to dziewiąta drużyna miałaby 17 punktów, a szesnasta 12 – stwierdził Zbigniew Boniek. Argumentacja prezesa jest (…) po prostu śmieszna. Co oznacza szalona walka? Nadal brak odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego liczbę zdobytych punktów dzieli się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Ratunek dla szaraka

Nie tak dawno w Polsce żyło 3 mln zajęcy. Dziś niespełna pół miliona Jaki zając jest, dokładnie zając szarak… rzadko kto widzi. I jeżeli nic nie zrobimy, wkrótce pozostanie nam tylko jego wizerunek w książkach i na kartkach wielkanocnych. Nie tak dawno żyło w Polsce ponad 3 mln szaraków i nawet je eksportowaliśmy. Dziś naukowcy szacują, że mamy ich najwyżej pół miliona, i to bardzo nierównomiernie rozmieszczonych. Szczególnie źle pod względem „uzajęczenia” jest na Dolnym Śląsku. Dlatego naprawdę trzeba bić na alarm. Niewielu ludzi zna szaraki tak dobrze jak Lidia i Maciek Piaseccy. Od kilku lat działają na rzecz odtwarzania gatunku, prowadząc hodowlę w zagubionym wśród łąk i lasów Paszkowie koło Polanicy-Zdroju. Na końcu świata Trafić tu niełatwo, mimo wskazówek i drogowskazów. A kiedy już dotrzemy, zielona tabliczka z przekreślonym słowem „świat” potwierdza, że naprawdę przekraczamy jakąś granicę. Lidia i Maciek Piaseccy też ją kiedyś przekroczyli. Urodzeni w mieście, przez długie lata nie myśleli o innym życiu. Ona – nauczycielka przyrody, on – pracownik różnych firm. – Mój zawód wymaga pasji i sądzę, że przez wiele lat ją miałam. No cóż, przyszło wypalenie. Do tego dzieci dorosły i poczuliśmy syndrom pustego gniazda – wspomina Lidia. Mówiąc banalnie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Ciemno, coraz ciemniej

Kiedy dni są krótkie, a noce wyjątkowo długie, promieni słońca niedosyt, pojawia się nie tylko depresja, ale też – jak widać w pewnych kręgach – zaćmienie umysłu. Zmrok zapada i budzą się upiory. I choć ogół społeczeństwa polskiego już wiele lat temu zaszył się w prywatności i poszedł spać, jest spora szansa, że obudzą go nocne koszmary. Gorzej, że ci, którzy żyją na jawie, nie do końca rozumieją, co się wokół nich dzieje – w tym przypadku mam na myśli poobijaną i rozproszoną opozycję. Część z nich (np. osoby związane z partią Razem) mówi w skrócie: majstrowanie przy Trybunale to nie nasz problem, bo państwo już dawno temu przestało być obywatelskie i socjalne. Choć te obserwacje są zasadniczo słuszne, wyciągane z nich wnioski trudno uznać za najlepszą odpowiedź na rzeczywistość. Ta bowiem może się stać jeszcze bardziej antyobywatelska i antysocjalna. Warunkiem upominania się zarówno o prawa socjalne, jak i wszystkie inne jest konieczność istnienia najbardziej podstawowych swobód obywatelskich. I kiedy swobody te są zagrożone, ich obrona musi stanąć na pierwszym miejscu. Poza tym nie powinno się oddzielać (tak jak to robią często neoliberałowie) praw politycznych od ogólnej polityki socjalno-ekonomicznej. Te sprawy łączą się ze sobą. Dobrze wiedzieli o tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tykająca bomba na kolei

Bankowców, którzy pojawili się w 2012 r. na kolei, cechował kompleks władzy absolutnej Leszek Miętek – przewodniczący Branży Transport OPZZ, przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych W listopadowym raporcie Najwyższa Izba Kontroli nie zostawiła suchej nitki na organizacji i funkcjonowaniu Grupy PKP. Wytyka zarządzającym koleją m.in. słabe zabezpieczenie interesów skarbu państwa w sprywatyzowanych firmach (m.in. PKP Energetyce i TK Telekom), zawiadujących infrastrukturą niezbędną do utrzymania bezpieczeństwa ruchu kolejowego i prowadzenia pociągów. Czy istnieje realne zagrożenie, że pociągi przestaną jeździć? – Spodziewam się licznych problemów, choć może nie tak wielkich. Mam nadzieję, że pociągi nie zostaną zatrzymane, ale przyszłość ruchu kolejowego jest niepewna. Ogromnym błędem była prywatyzacja spółki PKP Energetyka, oprotestowana przez kolejowe związki zawodowe, w tym związek maszynistów. W naszym przekonaniu ta prywatyzacja stanowi naruszenie ustawy o PKP, gdyż wiąże się z utratą kontroli nad ważnymi elementami infrastruktury kolejowej. Występowaliśmy do wszystkich czynników decyzyjnych, by zapobiec tej prywatyzacji – do UOKiK, ministrów, marszałków Sejmu i Senatu, prezes Rady Ministrów i komisarz ds. transportu Unii Europejskiej. Z jakim oddźwiękiem spotkały się te interwencje? – Dostaliśmy wiele odpowiedzi, ale zazwyczaj umywających ręce i zrzucających odpowiedzialność na poszczególne resorty. Jedynie minister obrony narodowej uznał prywatyzację PKP

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.