Złamana pieczęć

Złamana pieczęć

Poszkodowanym trudno było uwierzyć, że może ich oszukać notariusz W kieleckim sądzie nikt nie chciał wziąć tej sprawy na wokandę. Sąd Najwyższy musiał wyznaczyć inną miejscowość – padło na Tarnobrzeg – w której odbędzie się proces Andrzeja S., właściciela kancelarii notarialnej. Powód odmowy sędziów z Kielc? Chcieli uniknąć podejrzenia o stronniczość. Oskarżony przez kilkanaście lat był w tym mieście sędzią. Podobnie jak jego ojciec i nadal orzekający brat. Kamienica z rąk do rąk Notariuszowi Andrzejowi S. prokuratura kielecka stawiała zarzuty przez trzy lata, w kilku aktach oskarżenia. Po raz pierwszy został oskarżony w roku 2011  o oszukanie czterech osób na kwotę niemal 2,8 mln zł. Z zeznania Roberta W.: – Prowadziłem rodzinną firmę ubezpieczeniową. Nasze biuro mieściło się w tym samym podwórku, co kancelaria Andrzeja S. Świetnie się prezentował, nie mieliśmy z żoną wątpliwości, że ma duże pieniądze. Któregoś dnia zaproponował nam odkupienie od niego części udziałów w kamienicy przy ul. Wesołej. W Kielcach to bardzo dobra lokalizacja – istniała możliwość uzyskania dotacji na odrestaurowanie budynku jako chronionego przez konserwatora. Andrzej S. pokazał kopie opinii rzeczoznawcy, który wycenił kamienicę na niemal 6,6 mln zł. Przyniósł też wypis z księgi wieczystej – obiekt był wolny od jakichkolwiek obciążeń. Uznaliśmy, że to dobra lokata naszych pieniędzy. W maju 2010 r. w kancelarii Andrzeja S. została podpisana umowa kupna siedmiu z 24 udziałów sprzedającego za 1,7 mln zł. Tytułem zaliczki S. otrzymał przelewem na konto kancelarii 500 tys. zł, a w gotówce 75 tys. zł. Resztę miał dostać po sfinalizowaniu zakupu kamienicy przez wszystkich udziałowców. Do owego zakupu jednak nie doszło, z powodu – jak twierdził notariusz – nieprzewidzianych trudności formalnych. Ostatecznie zniecierpliwiony W. zażądał zwrotu zaliczki i Andrzej S. oddał mu 575 tys. zł. – Miałem wtedy wyrzuty sumienia z powodu naszej nienieufności – zeznał rok później w prokuraturze Robert W. – Przeprosiłem notariusza. A on na to, że wcale się nie obraził, namawia, abyśmy ponownie weszli w ten interes, bo to okazja. Dwa tygodnie później państwo W. podpisali nową umowę przedwstępną. Tym razem kupili od Andrzeja S. udziały za 690 tys. zł. I już go nie poganiali w załatwianiu formalności. Minęło pół roku. Rejent niczego nie załatwił, ale miał dla wspólników jeszcze jedną propozycję – kupna udziałów w kolejnej nieruchomości. Został sporządzony akt notarialny. W sumie z tytułu umów przedwstępnych państwo W. wpłacili Andrzejowi S. 1,062 mln zł. Od tego momentu zaczęło się zwodzenie kontrahentów. Notariusz tłumaczył, że nie może dojść do porozumienia z właścicielką kamienicy. W pewnej chwili Andrzej S. zaproponował inwes­torom, aby pieniądze wpłacone za udziały potraktować jako pożyczkę dla niego. Robert W. się nie zgodził i zgłosił sprawę oszustwa do prokuratury. Akt oskarżenia przeciw Andrzejowi S. o wyłudzenie pieniędzy od małżeństwa W. i trzech innych osób wpłynął do sądu. Komornik rozkłada ręce Dwa lata później kielecka prokuratura została ponownie zawiadomiona o oszustwie rejenta S. Tym razem poszkodowanym był Mariusz L. Notariusz pożyczył od niego 3,3 mln zł. W opatrzonej pieczęciami umowie S. zobowiązał się spłacić dług w ciągu dwóch lat. W przypadku opóźnień odsetki miały wynosić 10% w skali miesiąca. S. prosił pożyczkodawcę o dyskrecję. Minął termin, Mariusz L. upomniał się o swoje pieniądze. Wtedy notariusz pokazał mu potwierdzenie przelania stosownej kwoty na jego konto. Po sprawdzeniu w banku okazało się, że dokument został podrobiony. L. złożył w Prokuraturze Rejonowej w Kielcach zawiadomienie o przestępstwie, ale dochodzenie umorzono. Dopiero w procesie cywilnym Mariusz L. uzyskał tytuł wykonawczy, mocą którego notariusz miał mu oddać pieniądze. Zobowiązanie wraz z tytułem egzekucyjnym pozostało jednak na papierze, gdyż komornik nie miał z czego ściąg­nąć długu. Kiedy w podobnej sytuacji znalazł się inny wierzyciel, poszkodowani zawiadomili organy ścigania o ukrywaniu przez notariusza majątku. Ale Andrzej S. był szybszy – wszystko, co miał, przekazał w formie darowizny żonie. Również taksę notarialną kazał przelewać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 50/2015

Kategorie: Kraj