W pętli kredytowej

W pętli kredytowej

Co trzecia polska rodzina ma dług w banku Społeczeństwa na całym świecie rozwijają się przy wykorzystaniu kredytów. U nas też tak jest, bo co trzecia polska rodzina ma dług w banku. Aktywność kredytową Polaków nader często jednak wyznaczają ogromne wyrzeczenia, dramaty, bankructwa całych rodzin, a nawet i śmierć. Niewidzialna ręka rynku, wspierana twardymi prawami kapitalizmu, niejednego zepchnęła już do grobu. Informacje policyjne są aż nadto wymowne: – Paweł M. z Gdańska powiesił się, bo wpadł w długi, jego pensja została zajęta i nie miał jak spłacić kredytów. – Piotr W. z Kopytówki udusił żonę i powiesił się, bo nie mógł spłacić kredytu. – Sabina B. i Janusz K. z Trzebiszewa podpalili kurnik i powiesili się, bo ich zadłużone gospodarstwo miało zostać zlicytowane. – Ewa W. z Wałbrzycha utopiła się wraz z dwuletnim synkiem, bo nie miała z czego spłacać rat ani nawet odsetek, a część sprzętów z mieszkania została już zabrana przez komornika. – Małżeństwo z Lublina popełniło samobójstwo, zatruwając się spalinami samochodowymi, bo nie mogło spłacić kredytów, a zadłużenie stale rosło. Wymieniać można długo. Polskie rodziny coraz bardziej uginają się pod ciężarem zadłużenia. Jak mówi dyr. Paweł Karpiński z Fundacji Edukacji i Badań Bankowych, nasze zobowiązania kredytowe rosną znacznie szybciej niż przychody realne. Przychody zwiększały się o 1,5-2% rocznie, a kredyty – nawet o ponad 50% rocznie. Mieszanka wybuchowa Przez ostatnie trzy lata w Polsce panował boom na rynku kredytów detalicznych. W 1998 r. zadłużenie ludności w bankach wynosiło 16 mld zł. W tej chwili – już prawie 48 mld zł. To bardzo duże tempo, które przypadło na okres coraz wolniejszego rozwoju gospodarczego i spadku dochodów społeczeństwa. A taka mieszanka grozi dramatycznymi konsekwencjami. Zdaniem wielu specjalistów, mieszankę tę przygotowano z pełną świadomością, gdyż w 1998 r. rząd AWS- -UW postanowił realizować koncepcję podtrzymywania gasnącej koniunktury przez nakręcanie popytu wewnętrznego. To oznaczało, iż ludzie musieli w coraz większym stopniu liczyć na swoje przyszłe dochody. Rada Polityki Pieniężnej obniżała stopy procentowe, rząd nie miał nic przeciwko kreowaniu popytu wewnętrznego przez zadłużenie ludności. I kredyty ruszyły ławą – samochodowe, gotówkowe, na zakup dóbr trwałego użytku – a banki prześcigały się w ofertach, zachęcając najrozmaitszymi preferencjami (np. kredytami powiązanymi z zakupami aut, co było jedną z przyczyn wykreowania sztucznego popytu na samochody do prawie 600 tys. sztuk rocznie). Nie pomagały odosobnione głosy przestrogi, że zadłużamy się zbyt szybko. Nie miało to znaczenia w sytuacji ogromnej nadprodukcji dóbr na polskim rynku, które wytwórcy i handlowcy musieli sprzedać. Faktem jest też, że przed r. 1998, w porównaniu z rodzinami w USA czy Europie Zachodniej, polskie gospodarstwa domowe były zadłużone w stopniu 3-4 razy mniejszym. Wśród naszych bankowców popularna stała się doktryna, że bezpieczniej udzielać kredytów konsumpcyjnych niż inwestycyjnych, bo są one rozproszone, łatwo ściągalne, chronione przez poręczycieli i dobre zabezpieczenia. Dla banków na pewno była to bezpieczna działalność. Ale nie dla kredytobiorców. – W Polsce nastąpiło przekredytowanie, czyli za szybki wzrost zadłużenia kredytowego osób fizycznych – mówi dyr. Karpiński. Rzeczywiście, w 1998 r. w ogólnym zadłużeniu bankowym kredyty dla ludności stanowiły 18%. W 2001 r. – już 24%. To bardzo duża zmiana, bo te proporcje nie powinny się zmienić bardziej niż o ok. 0,5% rocznie. A potem rząd, Rada Polityki Pieniężnej i NBP uznały, że należy podnosić stopy procentowe. Jeśli stopy rosną, następuje wzrost obciążenia spłatami. W tym czasie wzrosło bezrobocie – a część bezrobotnych również wcześniej zdążyła zaciągnąć kredyty. Przy wzroście gospodarczym na poziomie ok. 3% rocznie przychody ludności praktycznie przestały rosnąć. W 1998 r. kurs złotego długo stał na poziomie ok. 3,8 zł i ludzie uwierzyli w siłę polskiego pieniądza. Potem kurs poszybował do 4,7 zł, co oznaczało dramatyczny wzrost wysokości rat dla tych, którzy wzięli kredyty walutowe. W rezultacie możliwości spłacania wszelkich długów ogromnie się zmniejszyły. Gdy trzeba wybierać: kupno jedzenia albo spłata raty, jedzenie z reguły wygrywa. Raport Związku Banków Polskich mówi, że w 1999 r.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 22/2001

Kategorie: Kraj