02/2020

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Spis treści

Spis treści nr 2/2020

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Co ma Viktor Orbán w głowie

Zdaniem byłego ministra edukacji Bálinta Magyara Orbán zbudował „państwo mafijne” Skupionego na idei reunifikacji narodu Viktora Orbána niepokoi pewna poważna tendencja dotycząca kraju: spadek liczby ludności. Owszem, nie jest to zjawisko nowe, ale potwierdza się, odkąd Orbán powrócił do władzy w 2010 r., i krzyżuje jego plany i liczne inicjatywy z zakresu polityki rodzinnej. Węgrów coraz mniej Zagrożenie załamaniem demograficznym pojawiło się już podczas jego pierwszej kadencji jako premiera. „Młodzi boją się mieć więcej dzieci, a rząd koalicyjny nie może tego zaakceptować – mówił w lutym 1999 r. – Mam nadzieję, że rodziny czują, iż ten rząd jest ich szczerym sojusznikiem i że zrobimy wszystko, aby młodzi pomyśleli o powiększeniu rodziny”. Szef rządu zapowiada uruchomienie zasiłku rodzinnego, większy nacisk na urlop macierzyński i korzystniejszy system podatkowy dla rodzin. Podczas drugiej kadencji Orbána na czele rządu ta obawa staje się jednym z priorytetów jego polityki. (…) Rzeczywiście, cechą sytuacji demograficznej na Węgrzech jest stały spadek ludności od 1980 r. Według szacunków węgierskiego Narodowego Urzędu Statystycznego 1 stycznia 2018 r. kraj liczył 9,7 mln mieszkańców, podczas gdy w roku 1980 było ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Głupia polaryzacja

W polityce różnimy się w sposób coraz głupszy i bardziej szkodliwy społecznie Jeżeli jesteście państwo po świętach, to najpewniej także po rodzinnych i towarzyskich końcoworocznych spotkaniach. Jeśli przy tej okazji od pewnego czasu zauważacie, że polityka – a konkretnie partyjne sympatie – coraz częściej są w stanie poróżnić nawet najbliższych, jest to niestety słuszna intuicja. Stwierdzenie, że polityka dzieli, to oczywiście truizm, ale w czasach szczególnie toksycznej polityki i wyjątkowo ordynarnej propagandy te podziały nabierają nowej jakości. Coraz częściej nie chodzi w nich już o nic poza tym, że sympatycy partii, jak stadionowi bandyci i fanatycy drużyn sportowych albo religijni sekciarze i ekstremiści, po prostu nie mogą znieść faktu, że ktoś ma inne poglądy. To zagadnienie i problem bezmyślnej partyjnej wojny, w której już dawno nie chodzi o konflikt etosów, idei, a nawet interesów, doczekały się niedawno całkiem ciekawej analizy. I nazwy: głupia polaryzacja. Bo różnica poglądów i stanowisk, nawet spolaryzowana, czyli biegunowa, to jeszcze nic złego – problem, i to dotkliwy, zaczyna się wtedy, kiedy różnice istnieją, dzielą i prowadzą do wojny, ale niczego konkretnego już nie dotyczą. Tylko tego, że „my lubimy tych, a wy tamtych”. Gdy plemienność bierze górę. Ten fenomen wcale nie jest nieuchwytny – da się go zmierzyć, pokazać w wynikach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Brązowe krowy dają czekoladowe mleko

Kilka zaskakujących rzeczy, w które wierzymy Przeczytałem niedawno fascynującą informację. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania opinii społecznej, w których pytano m.in. o to, skąd się bierze mleko czekoladowe. Ponad 7% pytanych odpowiedziało, że pochodzi ono od brązowych krów. Próba była reprezentatywna, więc wynik przeniesiono na całą populację kraju i skrupulatnie wyliczono, że 16,4 mln Amerykanów, a więc tylu, ilu mieszkańców ma np. stan Pensylwania, wierzy, że kiedy się doi krowy o takim umaszczeniu, z ich wymion leci nie tylko mleko, ale też czekolada i cukier. Do tego 40% pytanych nie wiedziało, skąd się bierze takie mleko. Tej części ankietowanych nie można jednak winić za ignorancję, bo lepiej się przyznać do niewiedzy, której w amerykańskich badaniach sprawdzających orientację w tym, co jemy, jest więcej. Ustalono chociażby, że 20% obywateli tego kraju nie ma pojęcia, z czego się robi ich danie narodowe, czyli hamburgera. Co warte podkreślenia, odpowiedzi w tych badaniach nie udzielały dzieci, którym można by było wybaczyć więcej, wypytywani byli wyłącznie ludzie dorośli. Choć wiedza dzieci też pozostawia sporo do życzenia, bo np. kiedy w Wielkiej Brytanii zapytamy uczniów szkół podstawowych o to, z czego się robi paluszki rybne, spora grupa odpowie, że z kurczaka. Czytałem również kiedyś, że w jednej z amerykańskich szkół

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W najnowszym (2/2020) numerze Przeglądu polecamy

We wtorek 7 stycznia w kioskach 2 numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Polacy żyją krócej Mimo że brakuje nam dostatecznych danych jakościowych, prof. Piotr Szukalski wymienia kilka zjawisk, które są wskazywane jako wywierające wpływ na długość życia poszczególnych pokoleń: – We Francji i w Stanach Zjednoczonych mówi się np. o odroczonej konsekwencji wzmożonej konsumpcji tytoniu. W latach 50. i 60. pojawiła się wielka moda na palenie. Ówczesne 20-latki czy nastolatki rzuciły się na papierosy i przez wiele dekad intensywnie paliły. Dziś ci ludzie mają już ponad 70 lat i zamiast żyć równie długo jak urodzeni np. 10 lat wcześniej, zaczynają się borykać z bezpośrednimi konsekwencjami palenia. Ekspert przypomina, że jeśli chodzi o Polskę, możemy też się zastanawiać, jakie są długotrwałe konsekwencje kryzysu lat 80. i późniejszej transformacji ustrojowej. – Chodzi tu głównie o ograniczony dostęp do dobrej jakości pożywienia – tłumaczy. PUBLICYSTYKA To był rok Rok 2019 pogłębił zrośnięty z władzą PiS efekt prawa Kopernika-Greshama. Zły pieniądz definitywnie wyparł dobry i nikt pośród drewnianych pięciozłotówek nie jest w stanie ujrzeć błysku kruszcu. Wybory niewiele zmieniły w parlamencie, nie poprawiły też jakości uprawiania polityki, do której znów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

12 gniewnych tytułów

Co było ważne w minionym roku, ale co wciąż warto przeczytać w nowym Nie jest to lista najlepszych książek roku. Nie jest to także podsumowanie gorących premier ani topka sprzedaży znanej sieciówki. To po prostu subiektywne zestawienie 12 ważnych, inspirujących, pobudzających do refleksji i działania pozycji, które mówią coś ważnego o czasie, w którym żyjemy. Książki, które były istotne w roku 2019 i które w 2020 nie stracą na sile. To zarazem zaproszenie do lektury, bo dobra literatura może ocalać – jak pisał klasyk – włókna duszy i chrząstki sumienia. 12 tytułów na 12 miesięcy nowego roku. 1. Internat, Serhij Żadan, przeł. Michał Petryk, Czarne, Wołowiec Ta skromna objętościowo książka więcej mówi o wojnie w Donbasie, ale i o wojnie w ogóle, niż liczne traktaty, rozprawy czy analizy. Ta rzecz o banalności wojennego zła wciąga i przeraża jednocześnie. Bohater Żadana, Pasza, w ciągu kilku dni przeistacza się z prowincjonalnego nauczyciela w walczącego o przetrwanie „wojennego szczura”. Przemianie bohatera towarzyszą obrazy pustych domów i przepełnionych dworców, odgłosy strzałów i krzyki rozpaczy, obojętność i nadzieja. Co dla nas istotne, absurdalny dramat, w którym uczestniczy Pasza, rozgrywa się w sąsiednim kraju. Pamiętajmy, że to nie żadna daleka opowieść, zgrabnie napisana fikcja, ale tak bliska „mała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Morawiecki i Czukcza

Co ma wspólnego premier Morawiecki z Czukczą? Oj, dużo. Zwłaszcza od czasu, gdy powiedział, że przeczytał w życiu 4-5 tys. książek. Odwrotnie niż Czukcza, który dawno temu postanowił wstąpić do wiadomego związku pisarzy. Stanął więc Czukcza przed komisją. A ta zapytała go, co ostatnio czytał. Oburzony Czukcza skrzywił się i oświadczył: Czukcza pisatiel, nie czytatiel. Odwrotnie niż Morawiecki. Od siódmego roku życia co trzy dni nowa książka. To by wiele wyjaśniało. Nie miał zbyt dużo czasu na pracę. Szybko odwalał robotę i pędził po nową książkę.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Francuz, a się nadał

Szukanie po świecie entuzjastów nie tyle polskiej, ile pisowskiej szkoły praworządności jest pewnie zadaniem nadzwyczaj skomplikowanym, skoro w całym ubiegłym roku znalazł się tylko jeden, naprawdę jeden jedyny Francuz, i to bardzo, bardzo niedzisiejszy. Nazywa się Jean-Pierre Norblin de la Gourdaine i ostatnio przebywał w Polsce ponad 200 lat temu. Typowy dla swoich czasów artysta wędrowny. Gastarbeiter, specjalność: malarstwo parkowe. Pracował głównie dla Czartoryskich. Obraz Norblina (uwaga, nie należy mylić Francuza ze znanym warszawskim wytwórcą wyrobów metalowych i platerowych o tym samym nazwisku!) pod tytułem „Wieszanie zdrajców in effigie” został w ubiegłym roku przez prokuraturę katowicką powołany na świadka w pewnej w sprawie. I się spisał. Po dwóch latach wożenia się z opinią publiczną śledztwo umorzono. Całymi miesiącami nic nie przychodziło śledczym do głowy, kiedy wpatrywali się w postacie sześciu odważnych bojowców, wystawionych przez cztery ugrupowania narodowe ziemi śląskiej i wyposażonych w podręczne szubieniczki oraz portrety na sznurkach do powieszenia. Po prostu pustka. Zero skojarzeń. Dopiero genialna intuicja prokuratora generalnego naprowadziła ich na właściwy trop. Przecież to jest żywy obraz, który gdzieś widziałem! – zakrzyknął. Francuskiego malarza namierzono szybciej niż każdego z członków oddziału egzekucyjnego. Interpretacja wydarzenia jako

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Ikona to Ewangelia w kolorach

Aby być dobrym ikonografem, trzeba zabić w sobie artystę W drodze z Białegostoku do Bielska Podlaskiego wszystko tonie w słońcu, jakby to nie była połowa grudnia. Złocą się kopuły mijanych cerkwi, soczyście zieleni ozimina, lśnią skiby zaoranej ziemi. Policealne Studium Ikonograficzne im. św. Andrzeja Rublowa, ruskiego mnicha, ikonografa, twórcy m.in. ikony Trójcy Świętej, to jedyna w Polsce szkoła, w której pisze się ikony według kanonu niezmiennego od wczesnego średniowiecza. Szkoła mieści się w niewielkim kompleksie starych zabudowań połączonych z malutką, białą cerkiewką studyjną pod wezwaniem św. Trójcy. – Ikona ukazuje prawdę dogmatyczną, jest nosicielem objawienia bożego jak Pismo Święte i Dzieła Ojców. To malarski sposób pokazania prawd teologicznych prawosławia, dlatego ikony nie maluje się, lecz pisze – mówi ks. Leoncjusz Tofiluk, dyrektor studium i proboszcz parafii św. Michała. – Jej korzenie sięgają starożytności i początków średniowiecza. Ikony pisał już w I w. św. Łukasz Ewangelista. W VIII w. pojawił się ruch przeciwników kultu ikon, nazywany ikonoklazmem. Zakończył go siódmy sobór powszechny w IX w., który ustanowił, że ikona jest częścią żywej tradycji Kościoła. Do postanowień tego soboru stosowano się długo, właściwie do czasów odrodzenia ikona była obecna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Seks przegrywa z Netflixem

Ludzie są dziś tak zabiegani, że seks stał się dobrem luksusowym, dostępnym jedynie dla tych, którzy mają więcej czasu Andrzej Gryżewski – seksuolog, psychoterapeuta i certyfikowany edukator seksualny, założyciel Gabinetu Psychoterapii Seksualnej CBTseksuolog. Autor bestsellerowej „Sztuki obsługi penisa”, napisanej z Przemysławem Pilarskim książki „Jak facet z facetem, rozmowy o seksualności i związkach gejowskich”, z Arturem Górskim – „Macho, instrukcja obsługi” oraz nowej, z Katarzyną Miller – „Być parą i nie zwariować”. Jaka jest teraz polska norma, jeśli chodzi o częstotliwość uprawiania seksu wśród osób w średnim wieku? – Normą kulturową jest myślenie, że inne pary uprawiają seks co najmniej trzy razy w tygodniu. Jednak moje doświadczenia z gabinetu seksuologa mówią, że może raz w tygodniu pojawiają się w sypialni pocałunki, pieszczoty czy seks oralny. Seks z penetracją zdarza się Polakom raz na dwa tygodnie. Ludzie są dziś tak zabiegani i obciążeni obowiązkami, że seks stał się dobrem luksusowym, dostępnym jedynie dla tych, którzy mają więcej czasu. Największy problem ma kadra zarządzająca, ludzie w korporacjach, ogólnie ci, którzy nie wyrabiają się z obowiązkami, a których głowa pracuje non stop. Na seksualność nie mają już czasu. Na początku relacji, gdy mózg zalewa nam fenyloetyloamina –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.