22/2020

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Czego nie słychać w Zakopanem?

Kiedy Tatry zamknięto dla turystów, w góry ruszyli zakopiańczycy Posterunki policyjne na drogach prowadzących w Tatry zniknęły, można już chodzić w góry, hotele zostały otwarte, przewodnicy mogą pracować, choć nie wiadomo, z iloma osobami. Tak obecnie wygląda życie pod Giewontem w czasie epidemii. • Kolejka do kolejki na Kasprowy ustawiała się codziennie i w godzinach południowych sięgała do drugiej latarni na drodze do Kuźnic. Wagonik zabierał ok. 60 osób, bo w zimie taka liczba jest dopuszczona. Któregoś dnia w tłumie wypełniającym ciasne, wiszące na linie pudełko ktoś kichnął, ktoś inny doznał ataku paniki i urządził awanturę. Obsługujący ruch turystyczny zakopiańczycy nie mieli jednak czasu na analizowanie wiadomości o rozprzestrzeniającym się wirusie. Pytania niektórych gości o zabiegi typu dezynfekcja klamek najczęściej traktowane były jako kolejna uciążliwość związana ze zbytnim natłokiem ludzi. W górach sami znajomi Inaczej sprawy miały się w biurach Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tam już dużo wcześniej przychodziły alarmujące mejle o rozprzestrzeniającej się zarazie, a pracownik, który przyjechał z narciarskiego wypadu do Włoch, natychmiast został wysłany na przymusowy urlop. W czwartek, 12 marca, dyrektor parku zdecydował o zamknięciu Tatr dla ludzi spoza rejonu. Wyprzedził tym decyzje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jak ukradziono media publiczne

Rządowe, narodowe czy po prostu „ich”? Takich mediów publicznych jak dziś nigdy w Polsce nie było Awantura o radiową Trójkę przelała czarę goryczy. Cała Polska była świadkiem, jak na polecenie szefów radia zdjęto z listy przebojów (1998 wydań!) piosenkę, bo PiS uznało, że jest nieprawomyślna. Że uderza w Jarosława Kaczyńskiego. I jak potem gnojono dziennikarzy, że ją puścili w radiu. Tego było już za dużo. Bo jak można cenzurować piosenkarzy? Mówić im, jakie piosenki mają śpiewać, a jakich nie? O „cenzurze antyrządowej muzyki” w Polsce poinformowały ważne światowe media. W mniej niż 48 godzin po ujawnieniu sprawy do wyciszenia całej afery wzywał sam premier RP. Ta cenzura, sterowanie redakcją SMS-ami, a potem wyrzucanie dziennikarzy wstrząsnęły Polakami. To dziwne, bo afera w Trójce była w gruncie rzeczy wpisana w filozofię działania PiS. Musiało do tego dojść, bo tak politycy tej partii pojmują media. Nie są im one potrzebne, by ludziom coś przekazywać, by z nimi rozmawiać, wspólnie się zastanawiać, ale by kształtować „nowego człowieka”. Owszem, obywatel może słuchać muzyki, oglądać przedstawienia teatralne w TVP Kultura albo zawody żużlowe, ale wszystko do momentu, kiedy zaczyna to naruszać interesy władzy i związanego z nią Kościoła. Jeżeli zaczyna, dzieje się tak jak z piosenką

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kameralność to przyszłość teatru

Druga Strefa na granicy cywilizacji i Mordoru Sylwester Biraga – reżyser i dyrektor Teatru Druga Strefa W tym roku Teatr Druga Strefa, który założyłeś i którym nieprzerwanie kierujesz, obchodzi 30. urodziny. Między 15 i 17 marca planowałeś jubileusz, który skomponowałeś z pokazu pracy warsztatowej młodzieży, spektaklu „Bette & Joan” i wernisażu litewskiego artysty polskiego pochodzenia Rafała Piesliaka. To nieprzypadkowa kompozycja, jak podejrzewam? – Nie wiem, kiedy minęło te 30 lat. A jednak stało się. Jeśli chodzi o planowany – i zawieszony z wszystkim znanego powodu – jubileusz, to oczywiście nie ma w nim nic przypadkowego. Klucz doboru wydarzeń był bardzo prosty: edukacja teatralna, spektakl z repertuaru i wystawa sztuki współczesnej. Czyli to, co się dzieje na Magazynowej 14A w Warszawie od lat. Ale wystawa Rafała Piesliaka ma jeszcze jeden wymiar. Rafała poznałem podczas jednej z pierwszych wypraw Teatru Druga Strefa na Wileńszczyznę w 2001 r. Miał wtedy jakieś 15 lat i związany był (zresztą jest do dziś) z Teatrem Polskim w Wilnie. Pomyślałem więc, że skoro mamy taki jubileusz, warto zaprosić Rafała do Polski, żeby z jednej strony podsumować nasze wyjazdy do Wilna, a z drugiej otworzyć nowy rozdział w tej relacji. Trzydniówka nie doszła do skutku, pandemia złapała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Wektor życia

Nadzieja jest także wynikiem woli. A wolę uruchamia się z wiekiem Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i terapeutka uzależnień Kojarzy mi się pani z nadzieją. – To akurat słuszne. Bo nadzieja to jest jakaś funkcja, rezultat zaufania, a raczej ufności – w życie, świat, los… Niech pani zobaczy, jakie dzieci są ufne. Im szybko obsychają łzy. Przy czym ufność to niekoniecznie wiara, że będzie lepiej. Ufność to stan emocjonalny, który oznacza, że zawsze jest dobrze. I nie jest kwestią przypadku, że jedni to mają, a drudzy nie. To znaczy? – Można żyć w świecie ufności albo nie. Jest to sprawa trochę wychowania i trochę przyzwyczajenia. I można nasiąknąć takim światem ufności – niektórzy szybko osuszają łzy. A przecież pojawiają się one najpierw, gdy jesteśmy małymi dziećmi, jako główny komunikat do świata. Wyrażają niezgodę? – Tak, bo czegoś nam brakuje albo w czymś nam niewygodnie, albo coś nas boli. I jeżeli mamy dobrą, ciepłą opiekę, kogoś, kto nas wysłucha i nie zostawi, odnajdziemy się w świecie ufności i będziemy się go trzymali. To nie musi być zresztą matka, wystarczy np. troskliwa opiekunka. Nie chodzi o kogoś, kto nas mocno pokocha? – Wcale nie, macierzyństwo jako symbol miłości jest przeceniane.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Prokuratorski immunitet Andruszkiewicza

Nieudolnie udający polityka kabaretowy wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz co rusz puka spod dna. Ludzie z branży zapisują się na płukanie uszu, bo nie wierzą, że ktoś może pleść takie głupoty. Na posadzie wiceministra mógł Andruszkiewicza ulokować tylko zapiekły wróg dojnej zmiany. Pewno z Solidarnej Polski. Bo to Ziobro trzyma nad Andruszkiewiczem parasol ochronny. Że też mu ręka nie zdrętwieje? Od sześciu lat prokuratura nie znalazła czasu, by przesłuchać Andruszkiewicza. A ludność Białostocczyzny czeka od 2014 r. na to, co powie były szef tamtejszej Młodzieży Wszechpolskiej. Co zezna w sprawie afery z fałszowaniem podpisów w wyborach samorządowych w roku 2014. Są sfałszowane podpisy. Są oskarżenia. I jest parasol nad Andruszkiewiczem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Nowe pomysły na dobrą pracę

Czy po tygodniach pracy zdalnej wrócimy do tego, co było? W XXI w. pracujemy zgodnie z zasadami, które stworzono w czasach rewolucji przemysłowej. Dzisiejszy świat wygląda jednak zupełnie inaczej niż 200 lat temu, a nawet dwa miesiące temu. Przybywa zawodów, w których traci znaczenie to, ile godzin spędza się w firmie, bardziej liczy się jakość pomysłów lub umiejętność skupienia uwagi. Nawet tam, gdzie przywykliśmy przeliczać wartość pracy na godziny, korzystniej byłoby o tym zapomnieć. Pokazał to eksperyment przeprowadzony w domu opieki w szwedzkim Göteborgu. Dzień roboczy skrócono tam do sześciu godzin, a efektem okazała się m.in. większa liczba zajęć organizowanych przez personel dla mieszkańców. Wypoczętym i wyspanym opiekunom chciało się robić więcej. Letnie godziny pracy Eksperyment trwał tylko dwa lata, bo koszty programu przerosły miejski budżet. Mniej godzin spędzanych w pracy przez opiekunów oznaczało konieczność zatrudnienia większej liczby osób, a to kosztuje. Ale rozwiązanie się sprawdziło i jak tylko samorząd będzie mógł sobie pozwolić na zapewnienie seniorom lepszej opieki, zrobi to. Z krótszego tygodnia pracy rzadko rezygnują tam, gdzie jakość pracy przekłada się na przychody. Ciekawym przypadkiem jest firma informatyczna Basecamp, w której od 13 lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Zastanawiam się

Była u Dudy szefową kampanii, ale bardzo krótko. Jolanta Turczynowicz-Kieryłło zrezygnowała, gdy okazało się, że jej zęby zbyt mocno odcisnęły się na ręce oponenta politycznego. Mroczna noc w Milanówku pogrzebała jej ambicje polityczne. Ale na bystrość obserwacji nie wpłynęła. I cóż takiego pani mecenas zobaczyła za kulisami kampanii, że na pytanie, czy zagłosuje na Dudę, odpowiada: „Zastanawiam się”? Co to oznacza w ustach wytrawnej prawniczki? Dla Dudy nie jest to z pewnością dobra wiadomość.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Kto stoi za Gróbarczykiem?

Ekipa Morawieckiego, czyli miks średniaków i miernot, ma paru ministrów, którzy nie mieszczą się nawet w tej skromnej skali. Choćby Marek Gróbarczyk. Minister gospodarki morskiej. Gość, któremu z wielu obietnic nic nie wyszło. Bajcarz rodem z Beskidu Sądeckiego. Specjalista od podwójnych wodowań i promów widmo. Lodołamacz „Puma” najpierw był wodowany na sucho (?) we wrześniu, a na wodę został spuszczony dopiero w lutym. W 2017 r. Morawiecki kładł stępkę pod prom. Po trzech latach nadal jest tylko stępka. Gróbarczyk ma również duże kłopoty z rachunkami. W 2019 r. przekop Mierzei Wiślanej mieścił się w kwocie 880 mln zł, teraz Gróbarczyk mówi o 1,98 mld zł. Dlaczego taki mitoman ciągle siedzi na fotelu ministra? Źli ludzie, którzy nie lubią dojnej zmiany, mówią o protekcji Joachima Brudzińskiego. Bo Jojo też pochodzi z Beskidu. I był marynarzem.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W najnowszym (22/2020) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek 25 maja w kioskach 22 numer tygodnika PRZEGLĄD (dostępny także w wersji elektronicznej). Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Jak ukradziono media publiczne Jacek Karnowski, jeden z najczęstszych gości TVP, pisał, że gdyby nie stacja z Woronicza, „rząd PiS byłby już co najmniej od października ub.r. w opozycji. Niewykluczone, że upadłby nawet wcześniej”. Dalej: „Gdyby nie silna TVP, do władzy mogłaby wrócić poprzednia ekipa. A to oznaczałoby dla Polaków stratę setek miliardów złotych”. Wydatki na telewizję Jacka Kurskiego należy więc traktować „jako inwestycję o dużej stopie zwrotu”, tłumaczył czytelnikom portalu wPolityce.pl. W skrócie, rząd widzi media publiczne jako narzędzie utrzymania się przy władzy i dlatego inwestuje w nie pieniądze. Cały naród buduje swoje media Nową konstytucję dla mediów powinniśmy napisać my sami, my – społeczeństwo. Nie politycy, nie partie, nie dziennikarze, nie naukowcy, nie artyści, nie sportowcy, nie nauczyciele… Choć każda z tych grup powinna móc zabrać głos na temat tego, jakich mediów publicznych chcemy. Istnieje taka metoda procedowania, nazywa się panel obywatelski. Opiera się na zbudowaniu odpowiednio licznej reprezentacji społecznej, wybranej losowo, w miarę możliwości z zachowaniem podstawowych cech reprezentatywności pod względem demograficznym. Możliwość wzięcia udziału w panelu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Małe kółko Nowackiej

Czytanie wywiadów Magdaleny Rigamonti („Dziennik Gazeta Prawna”) mile zaskakuje. Nawet z Barbary Nowackiej wycisnęła coś ciekawego. Pani Barbara jest po lewej stronie niekwestionowaną królową wędrowniczek. Gdzież to nie była? Z kim nie maszerowała pod rękę? Pamiętamy zwłaszcza fotki z Mateuszem Kijowskim. Dziś skromnym pomocnikiem fryzjera, ale kiedyś celebrytą, wokół którego gromadziły się polityczne niebożęta. Nowackiej w czasach koronawirusa do spotkań zostało, jak mówi, „takie małe kółko, w którym jest Lubnauer, Sienkiewicz, Poncyljusz i Kowal”. Pani poseł jest zafascynowana tym, że patrzą na świat podobnie. I że mają wspólny fundament. Nawet wiemy jaki. Władza, ach ta władza.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.