44/2020

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Tomasz Jastrun

Początek katastrofy

Podczas wiecu w stanie Georgia Donald Trump mówił o perspektywie zwycięstwa swojego rywala w nadchodzących wyborach. Prezydent odgrażał się, że będzie musiał opuścić kraj, jeśli przegra z Joem Bidenem. Obejrzałem serial dokumentalny o Trumpie. To psychopata i człowiek pozbawiony sumienia. Ten świetny kandydat na prezydenta Rosji jakimś cudem został prezydentem USA. Ironia historii, że Trump ma być wedle PiS jedynym pewnym sojusznikiem Polski. W jakim trzeba być umysłowym pomieszaniu, by wierzyć, że można na niego liczyć w biedzie. Prezes uważa, że zagraża nam Unia Europejska, a Stany zakonserwowane przez Donalda Trumpa są wybawieniem. Niedawno mówił: „Nawet w warunkach komunizmu pewne sfery ludzkiej wolności, możliwość wyboru były do obronienia. (…) A dziś instytucje Unii Europejskiej (…) żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne”. Jak rozumiem, jesteśmy w tej strasznej Unii ciałem obcym, weszliśmy tam lisim podstępem, dla kasy. Za chwilę weźmiemy swoje i w krzaki. W tym temacie wypowiada się wiceministra kultury Magdalena Gawin (i pomyśleć, że byliśmy dawno temu w jednej redakcji liberalnej „Res Publiki”. Strasznie jest obserwować, jak ideologiczna maszynka do mielenia mięsa robi z ludzi mielone kotlety).

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Premia za wirusa

Na powyborczej mapie Wiednia dominuje kolor czerwony, co oznacza zwycięstwo socjaldemokratów z SPÖ i utrzymanie stanowiska burmistrza. Wiedeń jest nieco bardziej czerwony niż po wyborach sprzed pięciu lat. Ostatnie dziesięć lat miastem i landem rządziła koalicja czerwono-zielona, co z pewnością posłużyło wizerunkowi i dobrym praktykom, w tym dostępności komunikacji miejskiej. Najnowsze wybory pokazują, że kolor zielony może zostać zamieniony na różowy, to barwa liberalnej partii Neos, założonej w 2012 r. Socjaldemokraci uzyskali 41,6% głosów i nie mają większości jedynie w dwóch dzielnicach Wiednia: w śródmieściu i nobliwej 13. dzielnicy, Hietzing. Ludowcy, turkusowi (dawniej czarni) z ÖVP, zdobyli poparcie 20,4% głosujących, Zieloni – 14,8%, liberalni, różowi Neos – 7,5%, wolnościowcy, niebiescy z FPÖ – ledwie 7,1% przy gigantycznej stracie głosów. Były wicekanclerz Heinz-Christian Strache i jego Team HC Strache uzbierali tylko 3,3%, co i tak wystarczy, aby wejść do rad kilku dzielnic (Strache kandydował w każdej). „Jego czas wreszcie się skończył”, ma nadzieję politolożka Kathrin Stainer-Hämmerle. Z wicekanclerza na radnego dzielnicy? Jednak nie, Strache nie ma zamiaru odejść z polityki i chce wydawać gazetę.   Wyborcy z lokali komunalnych   Wybory do rady miasta przyniosły socjaldemokratom powrót na szczyt w rejonach,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Nasza narodowa śmierć

„Dołącz do zespołu! Chcesz włączyć się do wyjątkowej walki i pomagać? Masz wykształcenie? Nie boisz się nowych wyzwań? Dołącz do nas! Oferujemy pracę w pierwszym (…) w Warszawie. Tworzymy zespół, który pokaże, że (…) da się pokonać profesjonalizmem i solidarnością! Szukamy ludzi z pasją, zaangażowanych i pełnych entuzjazmu!”. To reklama nowego banku? Internetowego start-upu? Nowej sieci kawiarni? Nie. To zaproszenie do pracy w Szpitalu nad Szpitalami, w Kostnicy nad Kostnicami – Szpitalu Narodowym. Jeśli nie umie się zbudować, wyposażyć, zatrudnić personelu w szpitalu, należy powołać Szpital Narodowy. W dawnych czasach władza miała nieodpartą potrzebę chrzczenia wszystkiego określeniem socjalistyczny, choć z socjalizmem najczęściej nie miało to żadnego związku, a słowo opatrzone przymiotnikiem socjalistyczny często traciło swój sens. Jerzy Fedorowicz nazywał nawet ten przymiotnik anihilującym. Przymiotnik ów niemal całkowicie zniknął z naszego języka (niekiedy tylko występuje jako oblega, obraza, zarzut), ale potrzeby władzy pozostały. A potrzeby władzy nie znoszą próżni. Od dwóch-trzech dekad zatem, sięgając głęboko do XIX- i XX-wiecznej, najgorszej z możliwych polskich tradycji politycznych, w triumfalnym pochodzie wraca słowo narodowy. Narodowe czytanie, narodowy piknik, narodowe rekolekcje, pamięć narodowa i jej instytut, inne instytuty narodowe, narodowa myśl, narodowe wszystko,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Francja ma dość

Zabójstwo nauczyciela przez religijnego radykała wzmacnia mandat społeczny Macrona do ostrzejszej walki z islamskim terroryzmem W niedzielę 18 października przez Francję przeszły wiece w obronie wolności słowa i sekularyzmu, a rząd po raz kolejny w ostatnim czasie dyskutuje o bardziej zdecydowanej reakcji na islamski ekstremizm. Głośne protesty są odpowiedzią na zabójstwo nauczyciela, Samuela Paty’ego, oraz niedawny atak nożownika, który zranił dwie osoby przy siedzibie pisma „Charlie Hebdo”. Co znamienne, do obu tych tragedii doszło niedługo po mocnym wystąpieniu Macrona dotyczącym radykalizmu i ochrony francuskich świeckich wartości. Egzekucja za karykaturę Mahometa „Od lat bijemy na alarm – komentował protesty historyk i nauczyciel Iannis Roder we francuskim radiu. – Mam nadzieję, że jest to koniec zaklinania rzeczywistości”. To, co wydarzyło się w szkole w oddalonej ok. 30 km od Paryża miejscowości Conflans-Sainte-Honorine, zaszokowało całą Francję. Była to egzekucja. 47-letniemu nauczycielowi historii i geografii Samuelowi Paty’emu napastnik odciął głowę. Mężczyzna zaczął dostawać groźby już na początku października, kiedy podczas lekcji o wolności słowa pokazał karykatury Mahometa. Chociaż Paty sugerował muzułmańskim uczniom, aby opuścili salę, jeśli sądzą, że mogą zostać urażeni, to najwidoczniej nie wystarczyło. Po zajęciach zaczęły wpływać skargi rodziców na nauczyciela,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pożegnania w czasach zarazy

Teraz wszyscy jesteśmy w żałobie Katarzyna Czajkowska-Łukasiewicz – psycholog Trwa pandemia. W jaki sposób wpływa ona na pani pracę z pacjentami w żałobie? – Zwykle myślimy o żałobie w kontekście utraty bliskiej osoby – ktoś był i już go nie ma, trzeba to opłakać. Jednak żałoba ma wiele wymiarów, również ekonomiczny, społeczny czy kulturowy. I te wymiary żałoby, których przeżywanie jest związane z innymi ludźmi, zostają teraz zachwiane. Spójrzmy choćby na kwestię pogrzebu. Wiosną był taki moment – teraz do tego wróciliśmy – że w uroczystości nie mogło uczestniczyć wiele osób. Tymczasem dla komfortu psychicznego osoby, która kogoś straciła, zaproszenie wszystkich bliskich i wspólne pożegnanie zmarłego jest niezwykle ważne. Gdy ceremonia pewnego rodzaju „domknięcia” staje się utrudniona lub niemożliwa, mamy do czynienia z kolejną stratą. To wpływa na cały proces przeżywania żałoby. Czyli rzutuje na to, co się dzieje dalej. – Tak. W dodatku pandemia utrudnia to, co dzieje się w żałobie później, a co jest niezwykle dla niej istotne – uzyskanie wsparcia innych. Spotkania są mocno ograniczone, co również wpływa na poziom izolacji osób przeżywających żałobę. A pamiętajmy, że on i tak zwykle jest wysoki, bo trudno się rozmawia z kimś, kto cierpi. Nie do końca wiadomo,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Balon hipokryzji musi pęknąć

Naprotechnologia nigdy nie zastąpi in vitro Niepłodność nie jest pojęciem ani zjawiskiem nowym. Już według Biblii Sara urodziła Izaaka w wieku 96 lat, a stało się to przy pomocy aniołów. Kłopoty z rozrodem miał też Izaak i jemu pomocy udzielali aniołowie. Szacuje się, że na świecie 40 mln par ma problemy z posiadaniem potomstwa, podobne szacunki wskazują, że w Polsce bezskutecznie stara się o dziecko ponad milion par. Niestety, decyzje w sprawie leczenia niepłodności podejmują ci, którym dopisało szczęście i bez żadnego problemu doczekali się potomstwa. Gorzej, decyzja leży w rękach ludzi, którzy zamiast zdobyczami współczesnej nauki wolą się posługiwać doktryną. Przyczyn niepłodności jest wiele. Najczęstsze to zaburzenia w produkcji i ruchomości plemników u mężczyzn, problemy z przygotowaniem komórki jajowej zdolnej do rozrodu u kobiet, niedrożność jajowodów w następstwie procesów zapalnych lub zabiegów chirurgicznych w obrębie miednicy małej, endometrioza o różnym stopniu zaawansowania. Może też być niepłodność o niewyjaśnionej etiologii. Realną szansę na posiadanie potomstwa w wypadku najczęstszych przyczyn niepłodności dają wyłącznie współczesne metody wspomaganej prokreacji (Assisted Reproductive Technology – ART). Dzięki udoskonalanej metodzie in vitro szansę na ciążę i własne potomstwo ma ok. 60% niepłodnych par. Rekomendowana

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

To brzydkie słowo na w

Nie chciałem wierzyć własnym oczom, gdy w tytule jednego z artykułów w „Gazecie Wyborczej” zobaczyłem słowo „wyzysk”, a w innym wyrażenie „walka klas” (autorka ta sama: Adriana Rozwadowska, członkini redakcji „Gazety Wyborczej” o wyraźnie lewicowych sympatiach). Zaraz, zaraz, przecież kapitalizm, który budowaliśmy, miał być ustrojem sprawiedliwym i moralnie czystym, jedynym właściwym. A teraz „wyzysk”, „walka klas”? Przecież to wyrażenia ze słownika marksistów, a oni to wszak wcielone zło. Co się stało? To, że kapitalizm jest z konieczności związany z wyzyskiem, wiadomo od 200 lat. To, że istnieją klasy społeczne i mają często sprzeczne interesy, też. Dlaczego więc te tytuły mogą wywoływać szok? Ano dlatego, że przez ostatnie 30 lat wyobrażaliśmy sobie w Polsce „kapitalizmu model liryczny”, aby nawiązać do znanego tekstu wybitnego socjologa Jana Strzeleckiego „Socjalizmu model liryczny”. Kapitalizmu bez wyzysku, niesprawiedliwości, wykluczenia ekonomicznego, nierówności i nędzy. Wmawiano nam, że to system, w którym wszystko zależy od jednostki, relacje pomiędzy pracodawcami i pracownikami są z istoty swojej fair, a wykluczenie i nędza to pochodne niezaradności, braku kompetencji cywilizacyjnych, zepsucia moralnego (osławiony homo sovieticus), nienadążania za zmianami, braków w inteligencji czy po prostu lenistwa. W tekście Adriany Rozwadowskiej wyzysk pojawił się w aspekcie Bangladeszu i fatalnej sytuacji tamtejszych pracowników przemysłu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Piekło za życia

Jeśli sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, zarówno ci legalni, bo wybrani zgodnie z procedurami, jak i politycy partyjni skierowani tam przez PiS, wierzą w niebo i piekło, to nie muszą czekać na to, co jest po śmierci. Swoim wyrokiem sprawili, że tysiące polskich kobiet będzie miało piekło na ziemi. Instytucja o śladowej wiarygodności podjęła decyzję na gwizdek polityków. W błyskawicznym tempie wprowadziła w nasze życie społeczne jeszcze więcej barbarzyństwa. Życie rujnują kobietom prawicowi hipokryci i cynicy schowani za sztandarami religijnymi. Choć sami są w większości zaprzeczeniem wartości chrześcijańskich. Zakazać i nakazać. Uwielbiają te słowa. Nie wierzą w wieczne potępienie, wolą kary doczesne. A najbardziej karę więzienia. Tysiące kobiet i lekarzy w więzieniu ma być drogą do wychowania społeczeństwa. Życie setek tysięcy Polek i bez tego wyroku Trybunału było okropne. Znany jest los samotnych matek wychowujących niepełnosprawne dzieci. Bieda, a często nędza i ciężka harówa. By jakoś przeżyć. Pozostaje bezradne liczenie na zaległe alimenty. Innym – czekanie na spokojny dzień. Bez maltretowania i gwałcenia przez często pijanych mężów i partnerów. W tysiącach polskich rodzin kobiety i dzieci zderzają się z domowym piekłem. I co? Czy ktoś jako tako rozgarnięty o tym nie wie? A przecież tak jest wszędzie. Od małej wioski po Warszawę. Mapa Polski jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pamięć zaklęta w plastik

Mały cmentarz parafialny na wschodnich rubieżach. Dwa tygodnie przed Świętem Zmarłych tylko na niektórych grobach palą się znicze, a większość pomników ozdobiona jest wypłowiałymi sztucznymi kwiatami. Ale co roku na Wszystkich Świętych cmentarz niemal tonie w kolorowych wiązankach i rozświetla się tysiącami zniczy. Gdyby po tym świątecznym wyglądzie cmentarza oceniać, jak zamożna jest parafia, każdy by powiedział, że bardzo. Hanna się uśmiecha: – Bez przesady, taka bogata to nie jestem. Ale we Wszystkich Świętych na grobach musi być dostatnio. A rodziny jest dużo. Ta najbliższa to pięć grobów. Na każdym trzeba położyć kilka wiązanek, chociaż po jednej dla zmarłego, zapalić kilkanaście zniczy. Żeby ludzie widzieli, że pamiętam. Ja lubię wiązanki sztuczne, bo one długo poleżą. A znicze kupuję z wymiennymi wkładami, żeby za każdym razem nie wyrzucać. Wolę znicze z plastiku, bo jak na piechotę idę, to lżej mi nieść, a mam już swoje lata. Dbanie o planetę? Hanna znów się uśmiecha. – Ile zaśmiecą planetę te moje plastikowe znicze i wiązanki? Tyle co nic – mówi. Dlatego w tym roku też zapali znicze z plastiku i położy na grobach sztuczne kwiaty. Miliony ludzi zapewne zrobią tak jak ona.   Bródnowski dyktuje trendy   Cmentarz Bródnowski w Warszawie. Jakby miasto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało

Polski wstyd

Wieczory stały się dłuższe i w kuchniach ludzie wcześniej zapalają światła. Przy sztucznym świetle spędzają co najmniej kilka godzin: jedzą, oglądają telewizję, kłócą się i sprzątają. I coraz częściej nie zasłaniają okien. Pamiętam swój szok, kiedy kilkanaście lat temu pojechałam odwiedzić mojego szwedzkiego tłumacza, Davida Szybka. Kuchenne okno jego mieszkania w Lund wychodziło na wspólny balkon. Okno zaczynało się pół metra od podłogi i nie miało nawet głupiej zazdrostki. Było po prostu bezczelnie nagie. David nie miał serca do doniczkowych kwiatów ani żadnych durnostojek – parapet był pusty, przez kuchenne okno widziałam kolejnych ludzi, którzy wchodzili ze wspólnego balkonu do swoich mieszkań. Sama od razu poczułam polski wstyd. Skontrolowałam koszulę, czy nie ma na niej tłustych plam ani słodkich nacieków po jogurcie. Zawstydziłam się swoich skarpet i spodni, które trzymały się tyłka na ostatniej prostej sparciałej gumy, którą tak lubimy w dresach. Co chwilę nerwowo zerkałam na Szwedów za oknem – nigdy nie wymieniłam z nikim spojrzenia. Nikogo nie interesowaliśmy, nikt nie chciał wiedzieć, co mamy na talerzu, czy boleśnie się krzywimy, kiedy ziemniaki są za gorące. Jak wygląda upadek fryzury po nocy na materacu i czy jesteśmy śmieszni, kiedy mamy zaspane oczy. Spędzamy teraz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.