40/2023

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Mnożenie owiec

Ulmowie byli ludźmi światłymi, wiernymi ideałom wolności, równości i braterstwa. Dlatego przyjęli pod swój dach Żydów Kurczą się szeregi gorliwych wyznawców Kościoła katolickiego w Polsce. Jego funkcjonariusze starają się hamować tę tendencję, w czym sekundują im politycy partii rządzącej. Opornie to idzie. Jak zamaskować zły stan rzeczy? Jak pomnożyć coraz mniej liczne owieczki – zastanawiają się duszpasterze. Skoro żywe umykają, to może odświeżyć i ubarwić pamięć o utraconych? Może nawet wpisać do rejestrów i czerpać zyski z owieczek, które za życia brykały samodzielnie, ale dziś mało kto o tym pamięta? W pełnej przepychu oprawie, z udziałem ok. 37 tys. osób, w tym 1 tys. koncelebrujących mszę kapłanów oraz 80 biskupów i kardynałów z Polski i zagranicy odbyła się uroczystość beatyfikacji Wiktorii i Józefa Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci. Organizatorzy podkreślali, że była to pierwsza w historii beatyfikacja całej rodziny. Nie obeszło się bez pewnej ekwilibrystyki w sferze doktryny, ponieważ z siódmym dzieckiem Wiktoria była w zaawansowanej ciąży, jeszcze się nie urodziło. Rozwiązał ten problem wysłannik papieża, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Kard. Marcello Semeraro wydał dekret, w którym orzekł, że dziecko przyszło na świat w momencie śmierci matki, a chrzest otrzymało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Słowa są najpotężniejszą bronią

Wielcy tego świata o dziennikarzach Od redakcji: Publikujemy ostatni artykuł Eugeniusza Guza, historyka, dziennikarza i publicysty, wybitnego znawcy spraw niemieckich. Dostaliśmy go już jakiś czas temu, ale ciągle nie mógł zmieścić się na łamach. Niestety, autor nie doczekał jego publikacji, zmarł 15 września br. w wieku 93 lat. Dawno, bardzo dawno temu (rocznik 1929) dałem się uwieść pomysłowi gromadzenia upublicznionych opinii o dziennikarzach. Zebrało się tego zatrzęsienie. Od Napoleona do Moniki Olejnik. Rygory prasowej objętości zdecydowały jednak, że z niepełnego siłą rzeczy zbioru przedstawiam czytelnikom w chaotycznej kolejności garść opinii o dziennikarzach, mediach, wypowiedzianych przez autorów przeważnie zadomowionych encyklopedycznie. Najkrótsze wyrazy „tak” i „nie” wymagają najdłuższego zastanowienia. Pitagoras (…) Czterech wrogo usposobionych gazet bardziej należy się bać niż tysiąca bagnetów. Napoleon Bonaparte Oczywiście dziś rzeczy, o których nie pisze się w gazetach, nie mają racji bytu. Oscar Wilde Prasa jest duchowym zwierciadłem, w którym naród widzi sam siebie, a poznanie samego siebie jest poważnym krokiem do mądrości. Karol Marks Odpowiadać dziennikarzowi – znaczy psuć atrament; dziennikarz ma zawsze ostatnie słowo. Romain Rolland Wolna prasa może być dobra albo zła, ale nie ma wątpliwości,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Zadecydują niezdecydowani, jeśli się zdecydują

Jeszcze tylko dwa tygodnie. To będzie czas przedwyborczej jazdy bez trzymanki. Od lat jestem głęboko przekonany o wartości samego sporu, artykułowania istniejących nieredukowalnych konfliktów społecznych. Apele o jedność, zgodę (do tego „narodową”) przyprawiają mnie o dreszcze. Teoretycznie kampanie wyborcze powinny być czasem, kiedy „zakwita tysiąc sporów”. Ale cóż. Żadnej dysputy, debaty, rozmowy przy tej okazji nie ma. Nie ma i nie będzie. Tak w to już się nie gra, nie tylko w Polsce. Coraz częściej dopada mnie myśl, że potwornie się zamerykanizowaliśmy jako społeczeństwo, głównie w tych negatywnych aspektach, bezkrytycznie zakochując się w skrajnej polaryzacji, podziale, który nie zostawia nawet szczeliny na znajdowanie wspólnych rozwiązań, na prowadzoną na tej samej płaszczyźnie rozmowę, która, akceptując konflikt postaw i interesów, potrafi wyjść poza umysł jednopartyjny, jednosłuszny, jednoposłuszny. W tle tej banalnej konstatacji mam lekturę niezwykłej, przenikliwej i kompetentnej książki o „niedemokracji w Ameryce” – „Rozkład” Piotra Tarczyńskiego. Opowieść tego amerykanisty (współautora doskonałego Podkastu amerykańskiego) uzmysławia i porządkuje procesy degeneracji w USA reguł i obyczajów politycznych. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 40/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nie ma i nie będzie drugiej Piaf

Mnie też nazywano lubelską Piaf. Ale człowiek nie może być czyjąś kopią Joanna Rawik – piosenkarka, aktorka, dziennikarka Upływa 60 lat od śmierci Édith Piaf i świat nie doczekał się jej następczyni. Właśnie ukazało się kolejne wydanie pani książki o Édith Piaf – „Ptak smutnego stulecia”. – To nie jest nowe wydanie, ale dodruk, który co pewien czas przygotowuje wydawnictwo Studio Emka. To już trzecia wersja mojej książki o Piaf. Najlepsza, bo zdobyłam album zawierający pełną dokumentację prasową na temat tej francuskiej artystki. Niemal całe pani życie splata się z Édith Piaf – to nie tylko ta książka, ale i recitale, monodram, cykl audycji radiowych. Jak to się zaczęło? – Z Édith Piaf zetknęłam się jeszcze w Rumunii podczas wojny, którą spędziłam w Sibiu, pięknym saksońskim mieście – wojna ominęła je szerokim łukiem. Kiedy się zaczęła wojna, część pracowników Uniwersytetu w Czerniowcach ewakuowano na południe i tak się tam znaleźliśmy z rodzicami. Miałam zaledwie parę lat i byłam pod wrażeniem cywilizacji niemieckiej. Dopiero w Polsce się dowiedziałam o obozach koncentracyjnych. W Hermannstadt, czyli dzisiejszym Sibiu, wojny nie było. Ani jednego żołnierza nie widziałam, ani jedna bomba nie spadła. Dlatego Sibiu pozostało niezniszczone.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Tylko świnie siedzą w kinie…

Ta złota myśl z komunikatu związkowców z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej została powtórzona przez pana prezydenta, który najwyraźniej pogląd ten podziela, pochwalił bowiem związkowców i zapowiedział, że do kina na „Zieloną granicę” nie pójdzie, tylko obejrzy ją sobie za darmo w telewizji. Zaoszczędzi przy tym na kosztach biletu. Że pan prezydent jest oszczędny, to dobrze, poza tym wydaje się usprawiedliwione. Pochodzi on wszak z Krakowa. Nie bardzo jest jednak zrozumiałe, dlaczego prezydent uważa, że trzeba być świnią, by kupić bilet i oglądać „Zieloną granicę” w kinie, a nie jest się świnią, kiedy film ogląda się za darmo na ekranie swojego telewizora czy w laptopie. Nie wiem, co na ten temat sądzą związkowcy z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Może trzeba ich zapytać? Związkowcy, którzy „Zieloną granicę” oglądali nie wiem gdzie – w kinie chyba nie, bo przecież „tylko świnie siedzą w kinie” – ani kiedy, bo komunikat wydali jeszcze przed premierą, najwyraźniej nic z filmu nie zrozumieli. Bardzo im już tylko z tego powodu współczuję. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 40/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Patologiczny indywidualizm

Wynalazek jednostki to jeden z najcenniejszych wynalazków kultury zachodniej. Dokonany jedynie tutaj i nigdzie indziej. Nie stało się to od razu, trwało długo. Początki sięgają starożytnej Grecji, a w szczególności filozofii greckiej ze stoicyzmem i cynizmem na czele. Potem istotne były renesans, który przyczynił się np. do narodzin autora dzieła sztuki znanego z imienia i nazwiska, reformacja z jej zmianą akcentów religijnych – wierny nie potrzebował już pośrednictwa Kościoła, aby starać się o swoje zbawienie, no i wreszcie oświecenie z typową dla siebie filozofią liberalizmu, która dla indywidualizmu zrobiła bodaj najwięcej. W ten sposób kultura zachodnia, u zarania kolektywistyczna jak wszystkie znane kultury, gdzieś w okolicach XIX w. stała się indywidualistyczna (sporą rolę odegrał tu także romantyzm, szczególnie w wydaniu angielskim i amerykańskim). Wartość jednostki przestała być kwestionowana, jej interes stawał się stopniowo nadrzędny. To wszystko stanowi niezwykle cenne dziedzictwo Zachodu; jak cenne – widać i dziś, gdy od zawsze kolektywistyczna Rosja traktuje swoich obywateli jak śmiecie, a kultury azjatyckie mają kłopot, aby przejąć zachodni indywidualizm, choć się starają (Chiny i Japonia). I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że proces stawiania jednostki w centrum uwagi zaszedł na Zachodzie za daleko. Cały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka Wywiady

Nie ma ludzi niezastąpionych

Dochodzimy do punktu, w którym sztuczna inteligencja bez szczegółowych instrukcji od człowieka jest w stanie zrobić wszystko Prof. Włodzisław Duch – kierownik Laboratorium Neurokognitywnego UMK Czy nasz umysł ma jakiekolwiek funkcje w zakresie uczenia się, analizowania danych lub podejmowania decyzji, których prawdopodobnie nigdy nie osiągną algorytmy sztucznej inteligencji? – Zdaniem wielu osób ludzki mózg jest tak skomplikowany, że niczego podobnego nie da się stworzyć za pomocą systemów elektronicznych. Zwracają oni uwagę, że praktycznie niemożliwe jest nawet modelowanie pojedynczego neuronu, będącego niesłychanie skomplikowaną infrastrukturą. Ale czy odwzorowanie tego, co robią mózgi, musi być tak szczegółowe? Wydaje mi się, że nie. Projektując samolot, dążymy nie do tego, aby był jak najwierniejszą kopią ptaka, tylko do tego, by potrafił podobne rzeczy. Współczesne sztuczne sieci neuronowe mogą tworzyć pewne ślady pamięciowe, które kojarzą ze sobą, jeśli podamy im odpowiednią wskazówkę, co stanowi bardzo dobre przybliżenie tego, jak działa nasza pamięć. Potrafimy szczegółowo symulować także pozostałe zasadnicze zdolności poznawcze mózgu, dlatego może się okazać, że krok po kroku będziemy w stanie odtworzyć wszystkie jego funkcje. Nie widzę żadnych barier, które mogłyby trwale zatrzymać rozwój sztucznej inteligencji na poziomie poniżej możliwości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Kontury podłości

Popłakałem się. Jak małe dziecko zaniosłem się płaczem. Czekałem po seansie, aż wszyscy wyjdą, bo nie mogłem dojść do siebie, a przecież chłopaki nie płaczą publicznie. Tyle że nikt nie wychodził, prawdopodobnie z tego samego powodu co ja, ktoś dyskretnie czyścił nos, ktoś inny westchnął głęboko, ale do wyjścia się nie zbierano. Oto, co znaczy zostać wbitym w fotel. 40 lat chodzę do kina, ale nigdy dotąd nie dałem sobie tak rozregulować emocji. Ostatni raz płakałem z bezsilnego współczucia bodaj podczas seansu „Zniewolonego” Steve’a McQueena, nie dałem rady przejść suchym nosem przez scenę, w której afroamerykańska niewolnica była chłostana za to, że użyła podkradzionego mydełka. Tyle że wtedy, już po seansie, kiedy mechanizm projekcji-identyfikacji został zatrzymany, wystarczyło otrzeć łzy i poczuć ulgę. Ekranizacja wspomnień Solomona Northupa była wszak obrazem historycznym, można było wyjść z kina i wrócić do rzeczywistości z poczuciem, że czasy się zmieniły, ludzie już nie są tak podli, a nawet jeśli są, prawo im nie pozwala dawać tej podłości upustu w krzywdzeniu słabszych. Człowiek to okrutne zwierzę, ale cywilizuje się – dwie dekady po wydarzeniach opowiedzianych przez Northupa oficjalnie zniesiono niewolnictwo w Ameryce, 100 lat później, po traumie Holokaustu, wprowadzono Powszechną deklarację praw człowieka – wydawałoby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czy za Odrą jest bezpiecznie?

Napływ uchodźców przyczynił się do wzrostu przemocy w Niemczech Kije od mioteł, gałęzie, metalowe pręty, pałki, kostki brukowe, listwy nabijane gwoździami – to arsenał, jakim posłużyli się Erytrejczycy podczas brutalnych walk z policją w Stuttgarcie, gdzie 17 września odbywał się festiwal ich kultury. Podczas zamieszek zatrzymano 228 podejrzanych, obrażenia odniosło 27 policjantów. Większość sprawców mieszka w okolicach Stuttgartu, pozostali przyjechali do stolicy Badenii-Wirtembergii ze Szwajcarii oraz z Giessen w Hesji, gdzie kilka tygodni wcześniej doszło do podobnych starć, również podczas Festiwalu Erytrejskiego. Prasa pisze o brutalnej napaści na budowane przez długie lata pokojowe współistnienie ludzi różnych narodowości. Dla prawicy to woda na młyn – polityka integracyjna nie działa, migranci to przestępcy, Niemcy stają się niebezpiecznym krajem. Lewica nie chce rezygnować z polityki otwartych granic. Stuttgart to nie Asmara Wszyscy podejrzani ze Stuttgartu mają obywatelstwo Erytrei, siedmiu jest Niemcami o erytrejskich korzeniach. Erytrea to trzymilionowy kraj położony w Rogu Afryki, gdzie ścierały się interesy brytyjskie, włoskie, amerykańskie i rosyjskie. Od zakończenia trwającej trzy dekady wojny z Etiopią Erytrea jest izolowana na arenie międzynarodowej. Prezydent Isajas Afewerki rządzi w ramach jednopartyjnej dyktatury, z ograniczoną wolnością słowa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Deweloperka dla ptaków i owadów

Najlepsze schronienie jest najprostsze Nikt nie potrafi do końca powiedzieć, dlaczego głóg niedaleko mojego domu rodzinnego rośnie tam, gdzie rośnie, i od kiedy. Pamiętam, że obok starej szopy rósł wcześniej rozłożysty jesion, na którym wisiały najpierw trzy, a później dwie budki lęgowe dla szpaków, które ciągle spadały, a ja wspinałem się po pniu, żeby z powrotem je powiesić. Od kiedy jesion został wycięty, o wolne miejsce po nim walczą bzy czarne, jarzębina, dzika śliwka i głóg, których nikt nie sadził. Wszystkie te drzewa wyrosły blisko siebie i mają już trochę za ciasno, z wyjątkiem głogu, który od początku trzymał się nieco dalej. Gdy zniknął jesion, głóg dostał więcej słońca i z krzaczka zaczął zmieniać się w dobrze rokujące drzewo. Podkrzesany (czyli pozbawiony dolnych gałęzi) pień zgrubiał, liche gałęzie okrzepły, tworząc silne konary, a korona zagęściła się i wyrównała. Nasiona tych wszystkich drzew musiały przynieść ptaki, które licznie wpadają w odwiedziny. W ubiegłym roku na głogu pierwszy raz gniazdo uwiły szczygły, można więc powiedzieć, że nie tylko ja planuję, co gdzie ma rosnąć, bo ptasi ogrodnicy sami zaczęli sobie projektować mój ogród. Chociaż szczygły to zupełnie nowi goście, inni ptasi rezydenci to już prawdziwi weterani. Tradycję zawieszania budek

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.