13/2024

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Generał po przejściach

Dlaczego Michał Domaradzki nie został komendantem głównym policji Wydawało się, że nadinsp. Michał Domaradzki jest murowanym kandydatem na szefa polskiej policji. Tymczasem premier Donald Tusk i minister Marcin Kierwiński postawili jednak na insp. Marka Boronia, który od grudnia ub.r. pełnił już obowiązki komendanta głównego policji po skompromitowanym Jarosławie Szymczyku. Według moich informacji, choć Kierwiński upierał się przy Domaradzkim, przeciwny tej nominacji był Tusk. Premier obawiał się, że generał stanie się celem ostrzału ze strony PiS. A nie mógł sobie pozwolić na to, żeby najważniejszy policjant w Polsce był obiektem politycznych ataków. Skąd te obawy? Przez ostatnie siedem lat Domaradzki był bliskim współpracownikiem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, kierując najpierw Biurem Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w ratuszu, a potem Stołecznym Centrum Bezpieczeństwa. W listopadzie 2022 r. został zatrzymany w swoim gabinecie przez CBA. Agenci wyprowadzili go na oczach urzędników i przewieźli do Prokuratury Regionalnej w Warszawie, gdzie usłyszał zarzuty. Odprysk Pegasusa Zdaniem śledczych Domaradzki nakłaniał prokurator Ewę Wrzosek, by pomogła mu zdobyć wyniki badania krwi kierowcy, który spowodował wypadek miejskiego autobusu w Warszawie. Sprawa była głośna, bo zdaniem prokuratury kierowca miał być pod wpływem narkotyków, co wykorzystali politycy PiS, organizując

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Notes dyplomatyczny

Najważniejsza lista

To najważniejszy dokument w MSZ. Wszyscy go czytają, a potem komentują. Ten dokument to coroczna lista rotacyjna. Pojawia się w marcu, tak by zmiany na placówkach, które następują w wakacje (ze względu na dzieci dyplomatów), zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem. Teraz też się pojawiła. I pół MSZ wprawione zostało w stan osłupienia. Stało się tak z prostego powodu – nowe władze MSZ nie odróżniają pisowców od zawodowych dyplomatów i pięknie ich rozparcelowały po placówkach. Teraz w gruncie rzeczy nie wiadomo – czy żeby nagrodzić, czy żeby ukryć? Weźmy przykład banalny, ale szeroko na ministerialnych korytarzach komentowany. Szefową Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku jest Agata Gabriela Lupoměská (Supińska). Do MSZ przyszła jako asystentka Arkadego Rzegockiego, który został ambasadorem w Londynie. Pojechała tam za nim. Rzegocki z Londynu wrócił, został szefem Służby Zagranicznej i zapisał się na tym stanowisku jako pisowski kadrowy. Taki bez umiaru. Z kolei pani Lupoměská przeszła do IKP w Nowym Jorku. W Londynie była od polityki, w Nowym Jorku została panią od kultury. A teraz, kiedy wiadomo, że tej posady nie utrzyma, MSZ zaproponowało jej konsulat w Australii. Czyli przesuwana jest z placówki na placówkę, nie wracając do kraju, co w zasadzie się nie zdarza. I nie wiadomo dlaczego, bo każde z tych stanowisk jest powyżej jej kompetencji. Jeżeli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Raj na cudzych plecach

Unikanie opodatkowania wcale nie jest zarezerwowane dla krajów obrzydliwie bogatych O niektórych państwach tak często mówi się w kontekście niemal zerowych obciążeń fiskalnych, że stały się właściwie synonimem rajów podatkowych. Tak jakby całe ich istnienie było zredukowane do możliwości postawienia kilku szklanych biurowców, zarejestrowania w nich na poły fikcyjnych kancelarii prawniczych czy banków i zaoferowania globalnym gigantom handlowym rezydencji podatkowej za minimalne koszty. Choć kontrowersyjna, teza ta nie byłaby daleka od prawdy. Wystarczy spojrzeć na strukturę gospodarki Kajmanów, brytyjskiego terytorium zamorskiego położonego w samym sercu Karaibów. Turystyka i szeroko pojęte „usługi sektora finansowego” stanowią według Banku Światowego ponad 60% przychodów tutejszego budżetu. Niezły wynik, zważywszy, że na Kajmanach nigdy nie istniały ani podatek dochodowy, ani podatek od zysków kapitałowych, ani daniny od zysków korporacyjnych, dziedziczenia czy inwestycji na rynkach finansowych. To nawet nie jest raj podatkowy – miejsce, w którym płaci się niewiele. To antypodatkowa przestrzeń, gdzie władze lokalne z niechęci do pieniędzy własnych rezydentów mogłyby zrobić slogan reklamowy. Unikanie z tradycjami Na Kajmanach, przy populacji nieznacznie przekraczającej 81 tys. mieszkańców, zarejestrowanych jest ponad 100 tys. podmiotów komercyjnych. Istnieją adresy, pod którymi według oficjalnej dokumentacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Królowe w paznokciarniach

Przyjemność zaglądania w cudze okna po zmierzchu stała się o wiele donioślejsza, kiedy wśród oświetlonych witryn pojawiły się gabinety kosmetyczne. Głównie paznokciarnie – odsłonięte jak na placu Pigalle, reklamujące same siebie skuteczniej niż obłędnie kolorowe banery. Nowocześnie urządzone gabinety, wyposażone w kosmiczne ruchome fotele, miseczki i mazie, oferują nie tylko relaunch paznokci, ale też kawę, wodę, słodycze i owoce, a także serdeczną rozmowę, lekcje łaciny i jazdę konną na lonży. Kilka z nich mijam w drodze do centrum. Z daleka wyglądają jak laboratoria, w których badaczki ślęczą pilnie nad stopami stworzeń. Stworzenia zaś, rozparte pańsko w fotelach, udają arystokratów podczas koronacji Elżbiety II. Do dzisiaj nie rozumiem, skąd te dziwne miny – ni to wyniosłe, ni to obrażone. Czy oddając stopy w ręce kosmetyczek, oddaje się twarz jakimś spektaklom, których zwykły człowiek nie może zobaczyć? Gdzie trzeba odgrywać dawno zmarłe władczynie lub chociaż infantki? Udowadniać blazę? Szerować strapienie? Obmyślać batalie, alianse, awanse? A może klientki są tak mocno skupione, że zaczynają się uśmiechać jak Bogusław Linda – kącikami w dół. W końcu pod ich uważnym spojrzeniem powstają już nie tylko mikrotęcze, szalone koloryzacje, brokatowe wariacje, ale także paznokcie w torty, paznokcie tablice korkowe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Przerwana uczta

Fresk z gwoździem, czyli „Ostatnia Wieczerza” Gdzie jak gdzie, ale na wspólnej uczcie, we wspólnych porywach mamy prawo spodziewać się niespodziewanego. Z tym że nikt, nigdy, nigdzie nie spodziewa się słów: „Jeden z was mnie zdradzi”. Nie spodziewali się ich także apostołowie zasiadający z Jezusem przy  jednym i tym samym stole w Wieczerniku. A jednak! Leonardo da Vinci – w jakże słynnym fresku „Ostatnia Wieczerza” (1495-1498) – przedstawił przerwanie uczty dysonansem nad dysonansami. W kompozycji wyraźnie wyróżnił Mistrza Ceremonii, usadziwszy go w centralnym miejscu przy stole, nieco odsuniętego od uczniów. Ponadto ustroił go w nie lada aureolę tworzoną przez światło, które pada z okien za plecami. W trakcie badania kwestii związanych z optyką da Vinci odkrył bowiem, że postać na jasnym tle wydaje się bardziej okazała niż na ciemnym. Usta Mistrza Ceremonii lekko rozchylają się, jakby przed chwilą (wy)powiedziały to, co miały do (wy)powiedzenia. Badacze dzieła porównują rezultat jego słów do wzbudzenia fali (zarys kompletu postaci w kompozycji przybiera zresztą kształt falisty) obejmującej zasięgiem każdego apostoła, niezależnie od jego usadowienia. Po lewicy Jezusa zasiadają: Bartłomiej, Jakub Mniejszy i Andrzej, następnie Piotr, Judasz i Jan. Natomiast na prawicy znaleźli miejsce: Tomasz,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ukraiński poligon

Ogromne problemy Polskiej Grupy Zbrojeniowej Czołg, haubica samobieżna czy wyrzutnia pocisków rakietowych bez amunicji staje się bezużyteczną kupą złomu i łatwym celem dla wojsk przeciwnika. Zdolności bojowe Wojska Polskiego wbrew zapewnieniom naszych polityków i generałów rezerwy są niewystarczające, by odeprzeć ewentualną inwazję. Jednym z powodów tego stanu rzeczy są braki sprzętu i amunicji, bo część naszego arsenału w ostatnich dwóch latach przekazano Ukrainie. Słabość ta stała się aż nadto widoczna, gdy w ubiegłym roku Komisja Europejska zdecydowała się przeznaczyć 2 mld euro na rozwój produkcji amunicji w państwach Unii. Chodziło głównie o pociski artyleryjskie 155 mm, których deficyt dramatycznie ujawniła wojna w Ukrainie. Bruksela chciała, by europejskie firmy były zdolne do wytwarzania 2 mln sztuk takich pocisków rocznie. Wnioski o dotacje można było składać od 18 października do 13 grudnia 2023 r. Zdecydowały się na to trzy polskie firmy, wchodzące w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej: Mesko SA, Dezamet SA oraz Nitro-Chem SA, które łącznie ubiegały się o 11 mln euro dofinansowania. Kwota była tak śmiesznie niska, gdyż środki unijne obejmowały jedynie 45% kosztów planowanych inwestycji, co oznaczało, że spółki musiały mieć kapitał własny na pokrycie ponad

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego kolejny rząd zaniedbuje polską naukę?

Prof. Monika Kostera, socjolożka, UW Obecny rząd wyraża intencję, chyba nawet szczerą, wsparcia nauki. Mam jednak wątpliwości co do chęci podjęcia głębokich, systemowych działań, które umożliwiłyby realizację takiego wsparcia. Punktem wyjścia musiałaby być bardzo szeroka diagnoza skomplikowanego kontekstu polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, z autentycznym udziałem środowiska. A więc nie „konsultacje” polegające na rozmowach z przedstawicielami władz uczelnianych, ale zaangażowanie akademików i akademiczek – od profesorstwa, poprzez osoby zajmujące się dydaktyką, osoby pracujące w strukturach administracji i wsparcia technicznego, po osoby studiujące. Sytuacja jest bowiem poważna – na całym świecie struktury akademii ulegają intensywnej erozji, przy czym Polska jest raczej na peryferiach tych dynamik. Nie znaczy to jednak, że nie ma żadnej sprawczości. Przeciwnie – z marginesów może przyjść odnowa. To bardzo ważne, bo akademia stanowi bufor między teraźniejszością a możliwymi przyszłościami. W świecie, w którym dominują dynamiki wojny i kryzysu, taka przestrzeń stanowi niezwykle cenne źródło refleksji i nadziei – generuje otwartość na przyszłe możliwości i na nieinstrumentalność, sukcesywnie zresztą ograniczaną przez reformy ostatnich dekad. Prof. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN, Akademia Leona Koźmińskiego Moim zdaniem nie można powiedzieć, że rząd zaniedbuje polską naukę. Jasne, funduszy brakuje w wielu miejscach.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Niewygodny bohater polskiej wolności

O Jacku Kuroniu nie mówi się dziś wcale. Bo w dzisiejszej Polsce nie można dobrze mówić o kimś, kto symbolizuje najlepsze tradycje polskiej lewicy Jacek Kuroń należy do grona najważniejszych ojców III Niepodległości – obok Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Adama Michnika, ale przecież także Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak III Rzeczpospolita nie ma szacunku dla swoich założycieli. Ma dla nich głównie pogardę, nienawiść i kłamstwo. W podręcznikach szkolnych i masowych wydawnictwach Instytutu Pamięci Narodowej jedynymi godnymi upamiętnienia bohaterami najnowszej historii Polski są Jan Paweł II, prymas Wyszyński, ks. Popiełuszko, Anna Walentynowicz, Lech Kaczyński i Kornel Morawiecki. Ci, którym naprawdę zawdzięczamy wolność i demokrację, nie mogą liczyć na dobrą pamięć. Oni z definicji są podejrzani, bo ich życiorysy nie dadzą się wpasować w schemat prawicowo-klerykalnej „niezłomności”. Z tradycji PPS-owskiej Na tym tle postać Jacka Kuronia jest szczególnie niewygodna. Bo żaden „żołnierz wyklęty” nie odsiedział w PRL-owskich więzieniach tyle, co on – były członek PZPR, dwa razy wyrzucany z partii (w 1953 i 1964 r.). Żaden ksiądz ani działacz katolicki nie był tak szykanowany przez bezpiekę jak on – człowiek, który nigdy nie identyfikował się z Kościołem. Żaden twardy antykomunista nie zrobił tyle

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Wolna jak Jagna

Rola Kamili Urzędowskiej w „Chłopach” odstaje od osiągnięć kolegów i koleżanek Ma dopiero 30 lat, na koncie udział w najchętniej oglądanym polskim filmie 2023 r. i nagrodę na jednym z najważniejszych festiwali filmowych świata. W odróżnieniu od wielu innych aktorek, które odniosły spektakularny sukces, Kamila Urzędowska nie boi się wykorzystywać popularności do tego, żeby mówić o istotnych dla niej sprawach. Tak jak całe jej pokolenie. Na Berlinale – najważniejszym obok Cannes i Wenecji festiwalu filmowym na świecie – odebrała prestiżową nagrodę Shooting Stars. Organizatorzy przyznają ją aktorom, którym wróżą świetlaną karierę. I trzeba przyznać, że mają nosa, bo wcześniej wyróżnili nią Daniela Craiga, który wcielał się w Jamesa Bonda, czy Rachel Weisz, znaną choćby z „Faworyty”. W Polsce statuetka stoi na półce u Dawida Ogrodnika, Jakuba Gierszała czy Agnieszki Grochowskiej, wielkich gwiazd naszego kina. Jagna w centrum Jednak rola Kamili Urzędowskiej w „Chłopach”, bo to za nią ją doceniono, odstaje od osiągnięć kolegów i koleżanek. Ekranizację noblowskiej prozy Władysława Reymonta z początków XX w. DK i Hugh Welchmanowie najpierw nakręcili jako film aktorski, a potem sztab malarzy kolorował kadr po kadrze farbą olejną. Powstała spektakularna animacja, która międzynarodową premierę miała na festiwalu filmowym w Toronto, znanym z tego, że pokazywane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Strażniczka pamięci

Być gospodynią to za mało, czyli wszystko z miłości do Kociewia Gdy rano 14 marca jedzie się z Pelplina do Lignów Szlacheckich starą drogą przez Pomyje, czuć już wiosnę. W gęstej mgle krzyczą żurawie, słońcu co chwilę udaje się przez nią przebić, odsłania wtedy potężne wiatraki na wzgórzach i zielone oziminy. Nagle z białego tumanu za jedną z gór wyłania się ceglana wieża lignowskiego kościoła z XIV w. Krystyna Gierszewska, promotorka lokalnej kuchni, regionalistka i prezeska Stowarzyszenia Kociewskie Forum Kobiet, mieszka tuż przy nim. Jej ogród schodzi aż do kościelnego muru. W alejce przy domu stare metalowe kanki na mleko pomalowane na biało z kociewskim wzorem, obok kwitną żółte i fioletowe krokusy. – Czasem mylą nasz dom z plebanią, raz przyjechał ktoś i szukał proboszcza – śmieje się pani Krystyna. – W moim ogrodzie jeszcze nie wszystko po zimie zrobione, ale do Wielkanocy zdążę. Czas ją poprzedzający zawsze był czasem porządkowania. Kiedyś w Wielkim Tygodniu rozpoczynano pierwsze sadzenia drzew i krzewów, gdyż panowało przekonanie, że będą lepiej rosnąć i rodzić. Nasze życie codzienne zawsze przeplatało się z życiem religijnym. Budynek, w którym mieszka Krystyna Gierszewska, dawniej nazywany był przez mieszkańców „wiejskim domem”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.