Królowe w paznokciarniach

Królowe w paznokciarniach

Przyjemność zaglądania w cudze okna po zmierzchu stała się o wiele donioślejsza, kiedy wśród oświetlonych witryn pojawiły się gabinety kosmetyczne. Głównie paznokciarnie – odsłonięte jak na placu Pigalle, reklamujące same siebie skuteczniej niż obłędnie kolorowe banery. Nowocześnie urządzone gabinety, wyposażone w kosmiczne ruchome fotele, miseczki i mazie, oferują nie tylko relaunch paznokci, ale też kawę, wodę, słodycze i owoce, a także serdeczną rozmowę, lekcje łaciny i jazdę konną na lonży. Kilka z nich mijam w drodze do centrum. Z daleka wyglądają jak laboratoria, w których badaczki ślęczą pilnie nad stopami stworzeń. Stworzenia zaś, rozparte pańsko w fotelach, udają arystokratów podczas koronacji Elżbiety II. Do dzisiaj nie rozumiem, skąd te dziwne miny – ni to wyniosłe, ni to obrażone. Czy oddając stopy w ręce kosmetyczek, oddaje się twarz jakimś spektaklom, których zwykły człowiek nie może zobaczyć? Gdzie trzeba odgrywać dawno zmarłe władczynie lub chociaż infantki? Udowadniać blazę? Szerować strapienie? Obmyślać batalie, alianse, awanse? A może klientki są tak mocno skupione, że zaczynają się uśmiechać jak Bogusław Linda – kącikami w dół. W końcu pod ich uważnym spojrzeniem powstają już nie tylko mikrotęcze, szalone koloryzacje, brokatowe wariacje, ale także paznokcie w torty, paznokcie tablice korkowe (z przybitymi do nich maleńkimi pocztówkami), paznokcie loga i paznokcie minibuteleczki dla niemowląt. Paznokcie widelce, paznokcie zęby, paznokcie włosy, paznokcie frytki. Żeby nimi błysnąć, rozdrapywać, grozić. Wydobywać ze szkła najstraszliwsze dźwięki. Rozdziewiczać zdrapki, wykańczać naklejki. Pazury wzbudzają lęk, zarówno w świecie zwierząt, jak i u ludzi. Jest to w końcu broń, oto jakie jest ich przeznaczenie. Zawsze kiedy w karcie dań jest jakiś biedny „szarpany jeleń”, wyobrażam sobie, że właśnie takie pazury wcześniej go szarpały.  Oprócz paznokciowych królestw przez witryny można obserwować zakochanych, wychylonych ku sobie wbrew poradom think tanków. Każdy magik potwierdzi, że pewność siebie można okazać jedynie, rozpierając się wygodnie na siedzisku, nigdy zaś nachylając poufnie, jakby o coś się zabiegało. Pozycja negocjacyjna jest przecież kluczowa. Dlatego szukaj krzesła, petencie, nigdy nie stawaj przy biurku, za którym ktoś przed tobą – siedząc – się wywyższa.  Cóż, błędy zakochanych naliczają się same jak złotówki za gaz. Zbyt natarczywe spojrzenia w oczy (patrząc na ludzką twarz, należy swobodnie błądzić w trójkącie: usta, oczy, czoło), nerwowe poprawianie włosów (corpus delicti nieśmiałości), wybuchy śmiechu, jeszcze zanim rozmówca skończy składać dowcip. I wreszcie potakiwanie tak skwapliwe, że nosem można by zaorać zapiekankę. Nadmiarowe logoree lub przeciwnie – grobowa wręcz cisza. Zakochani trwają w napięciu. Czy to rozmowa z katem? Ich zimne ręce przywodzą na myśl niedoczynność tarczycy, a pot – pierwsze stadium grypy lub wczesne pogrypie, kiedy to wraca się z warzywniaka na trzęsących się nóżkach.  Przez witryny widać czasem ludzi starszych. Ci kiwają głowami nieśpiesznie, znacznie bardziej wyluzowani. Jest to godzina, w której podziwiają świat. Ani szczypior na ustach kochanka, ani paznokcie szczury, ani ryż z bławatkami w benzynie na deser – nic ich już nie dziwi. Pogodnie reagują na wybryki natury i kultury. Przez zadymione szkiełko czasu rzeczy stają się małe i śmieszne. Mają czar folderu wakacyjnego. Po opuszczeniu lokalu – zostają na swoich miejscach. Trudno nimi się przejąć. Elementy rzeczywistości są jak te podświetlone witryny – odrobinę odległe i absurdalne. Nadal ciekawe, ale tylko trochę.  Jak gazeta sprzed tygodnia, jak świąteczna piosenka puszczona latem.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety