Wyjmijcie, gospodyni, pieniądze

Wyjmijcie, gospodyni, pieniądze

Do zapadłych wsi kieleckich, gdzie jeszcze wierzą w złą moc kołtuna, zaglądają rzekomi uzdrowiciele Tuż przed południem do domu Krystyny i Józefa K. z Bodzentyna zapukały dwie kobiety o śniadej cerze. Podały się za Włoszki, chociaż mówiły bez obcego akcentu. – Przyjmujemy zamówienia na świętości z Rzymu – zapowiedziały od progu. Gospodyni jednak nie miała zamiaru kupować świętych figurek czy obrazków. Chcąc podtrzymać rozmowę, kobiety poprosiły o szklankę wody. – Na dworze było chłodno, więc zaproponowałam im gorącą herbatę, akurat zaparzyłam świeżą – opowiada 78-letnia Krystyna K. – Siadły przy stole, ale tylko jedna umoczyła usta. Ożywiły się, gdy do pokoju wszedł mąż. Uwadze kobiet nie uszło, że mężczyzna powłóczy jedną nogą i od razu zapytały, czy przypadkiem nie jest po wylewie. Raz-dwa skierowały rozmowę na sprawy zdrowia. Dowiedziały się, że gospodyni ma kłopoty z sercem. – Tylko weszłyśmy na wasze podwórko, od razu poczułyśmy, że coś tu nie jest w porządku – zaczęły złowieszczo. – Pewnie zawistny sąsiad podłożył wam kołtun. Połóżcie pieniążka na stół, to pozbędziemy się złego. Jajko z włosem 82-letni gospodarz wyjął kilka drobnych monet. „Włoszki” skrzywiły się i powiedziały, że potrzebny jest papierkowy. Z 20-złotowego banknotu były już bardziej zadowolone. Kazały gospodyni przynieść jajko. Jedna z nich włożyła jajko w ścierkę i coś zamruczała pod nosem. Gdy rozwinęła ściereczkę, w środku rozgniecionego żółtka tkwił kłębek włosów. – Bardzo mnie to zdziwiło – opowiada Krystyna K. – Skąd w świeżym jajku znalazł się kołtun? Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam „Włoszki” kazały przynieść dwunożne zwierzę. Gospodyni złapała na podwórzu starą kurę i podała jednej z kobiet. – Ta kura zaraz zdechnie na waszych oczach i wtedy dom się oczyści – ledwo zdążyła wypowiedzieć te słowa, ptak bez życia zwiesił głowę. Staruszkowie stali oszołomieni. Następnie usłyszeli, że jeśli nie położą na stole wszystkich swoich oszczędności, to wkrótce gospodynię i jej syna czeka wylew. Prawie 4 tys. zł odłożone na czarną godzinę znalazło się na stole. „Włoszki” przeliczyły pieniądze i owinęły je w koszulę. Koszula wraz z pieniędzmi, tak przynajmniej wydawało się gospodarzom, trafiła do szafy. Kobiety kazały staruszce włożyć do siatki zdechłą kurę i jajko z kołtunem, żeby wszystko zakopać. – Wyszły razem ze mną, mąż został w domu – gospodyni denerwuje się na samo wspomnienie tamtego dnia. – Idziemy i idziemy, aż w końcu spytałam, dlaczego tak daleko. Odpowiedziały mi, że im dalej od domu, tym lepiej. Jakbym nagle oprzytomniała. Zaczęłam krzyczeć, że mnie okradły, złapałam jedną za kołnierz, wtedy obie chodu, rzuciły się do ucieczki. Przy skrzyżowaniu ulic czekał na nie czerwony fiat. Wsiadły i odjechały. Gospodyni wróciła do domu i zaraz wyjęła z szafy koszulę. Nie znalazła tam pieniędzy. – Nie wiem, jak się to stało, że tak zgłupiałam – wyznaje. Obrączki za uzdrowienie dziecka Na kołtun dały się też nabrać mieszkanki pobliskiego Masłowa. Kobieta o jasnych włosach, ale cygańskiej urody trafiła do domu dwudziestokilkuletniej Iwony i jej teściowej. Przedstawiła się jako konserwatorka, która właśnie prowadzi prace w kościele i potrzebne są jej stare zegarki. Odpowiedziały, że niczego takiego nie mają. Już prawie przekraczała próg, gdy wszedł kilkuletni synek Iwony. Nieznajoma złapała się za głowę. – To dziecko jest bardzo chore – krzyknęła. – Wkrótce jego straszna choroba wyjdzie na wierzch. Matka i babcia chłopca zamarły z przerażenia. Kobieta zaczęła je uspokajać. – Jestem córką zielarza i znam się na odczynianiu uroków – zaczęła tajemniczo. – Zaraz pozbędę się tego kołtuna, który w dziecku siedzi. Kazała przynieść jajko i ściereczkę. Okręcała jajko, a przy tym coś szeptała. Wreszcie rozłożyła ściereczkę, ze zgniecionego jajka wylała się czarna maź. Gdy matka chłopca to zobaczyła, wybuchnęła płaczem. Wtedy szamanka wyprosiła z pokoju babcię, a Iwonie kazała przynieść wszystkie kosztowności związane z jej małżeństwem. Młoda kobieta położyła na stole obrączki, pierścionki i złoty łańcuszek. Uzdrowicielka zaczęła odprawiać nad kosztownościami modły. Z kieszeni wyjęła dwie garście biżuterii. Powiedziała, że to ludzie dali jej z wdzięczności za wypędzenie kołtuna. Potem zgarnęła wszystko,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2002, 2002

Kategorie: Kraj