Wyjście lepiej się sprzedaje

Wyjście lepiej się sprzedaje

Brukselski zamach na czajniki

Imigracja jest najważniejszym, lecz wcale nie jedynym argumentem. Wiele miejsca poświęca się absurdom unijnej biurokracji. Tematem kampanii była już legendarna krzywizna banana oraz próba prawnego uregulowania tego, jak ma działać mechanizm spłuczki toaletowej. W Anglii, która uwielbia pielęgnować swoją odmienność i będące elementem narodowego ducha drobiazgi – w rodzaju jazdy „złą” stroną drogi, dużego piwa, które musi mieć dokładnie 0,568 litra i wymaga certyfikowanych przez królową szklanek, oraz dwóch kranów w umywalkach – jest to ważne.

Obecnie prasa rozpisuje się np. o zamachu technokratów z Brukseli „na brytyjskie czajniki oraz tostery”. Ma nim być planowane przez Komisję Europejską wprowadzenie wymagań dotyczących efektywności energetycznej małego sprzętu gospodarstwa domowego. O ile suszarkami nikt się nie przejmuje, o tyle nie da się powiedzieć tego samego o tosterach i czajnikach. – Odczujemy to najmocniej, ponieważ co trzeci czajnik sprzedawany w Unii Europejskiej jest sprzedawany w Wielkiej Brytanii – grzmiał opiniotwórczy „Telegraph”, a niektórzy pociągnęli wnioski jeszcze dalej i uznali, że jest to po prostu wojna wypowiedziana na wskroś brytyjskim tostom z dżemem oraz narodowemu napojowi, herbacie.

Sprawę pogarsza to, że autorzy tych decyzji zarabiają krocie, i to krocie, których Brytyjczycy nie chcą płacić. „Express” wyliczał ostatnio, że przynajmniej 200 urzędników unijnych zarabia więcej niż premier David Cameron, a jakby tego było mało, płacą od swoich wynagrodzeń znacznie niższe podatki. Średnio o 50 tys. funtów rocznie mniejsze, niż gdyby musieli to robić w Wielkiej Brytanii, jak pisał Macer Hall, redaktor działu politycznego gazety.

Przegrany projekt strach

Odpowiedzią tych, którzy lobbują za głosowaniem przeciwko Brexitowi, jest przede wszystkim gospodarka. Tę sugestię całkiem trafnie nazwano na Wyspach Projektem Strach. Opiera się ona bowiem na sypaniu przez różne autorytety różnymi liczbami. Ich opowieści łączy to, że Wielka Brytania na Brexicie straci, a konsekwencje wyjścia z Unii Europejskiej, która odpowiada za połowę obrotów handlowych Londynu, są trudne do przewidzenia. – Gospodarczy szok wywołany wyjściem nie jest ceną, którą warto zapłacić – mówił np. David Cameron i wyliczał zagrożenia dla miejsc pracy, przedsiębiorstw i wartości funta.

Wtórują mu przedstawiciele biznesu, a podobne zdanie – jak pokazują sondaże – ma m.in. większość prawników, akademików i ekonomistów. Jednocześnie Tony Blair, a ostatnio także Jeremy Corbyn bronią bilansu imigracji z krajów unijnych. – Polacy to ciężko pracujący ludzie, na których obecności Brytania skorzystała. Otwarcie rynku pracy było dobrą decyzją – zapewniał niedawno były premier. Wspierał go obecny lider laburzystów, który podkreślał, że problemem są nie imigranci (ci, mówił, mają wspaniały wpływ na społeczeństwo i uratowali służbę zdrowia, w której inaczej nie miałby kto pracować) ani Unia Europejska, ale konserwatywny rząd. – Jestem za tym, by w 2020 r. zagłosować za wyjściem. Za wyjściem torysów z gabinetu – deklarował.

Inaczej jest z mediami. Ich monitoring pokazuje, że w większości przeważają materiały popierające Brexit, a równowagi nie zachowuje nawet BBC. Powód jest prosty: są to argumenty, które lepiej się sprzedają. Do tego większość prasy brukowej ciąży ku pozycjom prawicowym.

Remis ze wskazaniem na wyjście

Zwolennicy wyjścia z Unii wygrali tę debatę. Zrobili to, podgrzewając antyimigranckie nastroje i wiążąc je z Unią Europejską. Pozwoliło im to wyrównać szanse i o ile jeszcze kilka miesięcy temu Brexit wydawał się mało realną perspektywą, o tyle dziś jest jak najbardziej możliwy. Sondaże od pewnego czasu pokazują w zasadzie remis, z minimalnym wychyleniem w stronę leave, ale dystans jest tak niewielki, że wszelkie prognozy są w tej chwili warte tyle, ile rzut monetą. Co ciekawe, jeżeli Wielka Brytania wyjdzie z Unii, najprawdopodobniej zadecydują o tym głosy Anglików.

Jeżeli jednak w niej zostanie, to już można powiedzieć, że zaważą głosy tradycyjnie częściej głosujących na lewicę oraz bardziej proeuropejskich Szkotów (tam jest mniej więcej 50 do 20) oraz Irlandczyków z Północy. Szefowa dominującej w Holyrood Szkockiej Partii Narodowej już zresztą zapowiedziała, że ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej będzie okazją do powtórzenia referendum niepodległościowego i wyjścia Szkocji z Wielkiej Brytanii. Co w takiej sytuacji stanie się w Irlandii Północnej, nie sposób przewidzieć.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 21/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy