Wyklęci, przeklęci, zaklęci

Wyklęci, przeklęci, zaklęci

W porządku – to była zabawa. „Wyklęci” pojawiali się przecież i w filmach bardziej wycieniowanych. Niewiele bardziej, ale zawsze. Wraz z odwilżą „w kawiarniany gwar jak tornado jazz się wdarł”. W „Ostatnim strzale” (1959, scenariusz Ścibor-Rylski – on chyba wcale nie spał) płynie pogodny jazz Andrzeja Kurylewicza, a poza tym nastąpiła amnestia. Jej skutkiem wypuścili niejakiego Ziarnę, który za Niemca był partyzantem, a potem to już chciał tylko postrzelać, wypić i obłapiać dziewuchy. Teraz wraca, ale niewiele rozumie z tego, co dookoła. Wciąż wydaje mu się, że może kozaczyć jak w ‘47. I sierżant MO musi go spacyfikować tytułowym ostatnim strzałem. Przed barem o słodkiej nazwie No To Cyk.

Temat był wałkowany, jakby nie było ważniejszych problemów. Rzeczony Ścibor-Rylski (tak, on naprawdę nie spał) dał kolejną przymiarkę w „Roku pierwszym” (1960). Sierżant Stanisław Zaczyk (trzydniowy zarost, ale niezmiennie przystojny) zjawia się w Lubelskiem tuż po ogłoszeniu Manifestu PKWN i okazuje się bardzo sprytny. Takim różnym „leśnym”, co to niby nie wiedzą, „czy są za Lublinem, czy za Londynem”, proponuje, żeby zaśpiewali coś swojskiego. I proszę – „Czerwonego sztandaru” ani w ząb. Za to „Hej, chłopcy, bagnet na broń” – wszystkie zwrotki. A to przecież napisała Krystyna Krahelska dla chłopaków z AK. I już jesteśmy w domu. To obecne zdegenerowane AK zamierza spacyfikować wieś, która w ramach reformy rolnej rzuciła się na hektary „obywatela dziedzica”. Z tym że w „bandzie” znalazł się jeden, który miał wątpliwości. Wprawdzie zastrzelili biedaka, ale film polski odnotował jego votum separatum.

Tych „wyklętych” grywały tuzy. A to Jasiukiewicz, a to Herdegen. A taki Łomnicki aż dwa razy. W „Bazie ludzi umarłych” (1958) chojrakował jako Partyzant, który ucieka w Bieszczady. Bo kieleckie lasy penetruje już KBW, a w mieście nuda. „W mieście tylko, bracie, dziwki i wóda. Dziwki kłamią, od wódy łeb boli”. A tu, jak nudno, odpala papierosa od beczki benzyny, na której rozniecił ognisko. I już adrenalina skacze. W wariancie bardziej umiarkowanym były „wyklęty” – ciągle Łomnicki – wraca do lasu, ale już jako inżynier („Zerwany most”, 1963, według powieści Romana Bratnego). Chciałby uchodzić za „bezpartyjnego fachowca”, ale nie bardzo mu to wychodzi, ponieważ miejscowi pamiętają go jako członka bandy UPA. I jak ma teraz wyjaśnić, że w bandzie był ubecką wtyką i od środka rozpracował banderowców pochowanych w bunkrach na Chryszczatej?

Diament w popiele

A skoro mowa o aktorach wirtuozach, to najwyższa pora na Zbigniewa Cybulskiego. Najsłynniejszego „żołnierza wyklętego” polskiego kina. Cybulski utrzyma ten tytuł co najmniej do roku 2050, a potem się zobaczy. Postać Maćka Chełmickiego z „Popiołu i diamentu” (1958) jest prawdziwa do bólu, choć film zbudowany został na kłamstwie. Co jest w Maćku prawdziwe? Wszystko. Gdy ma strzelać do wystawionych mu ludzi, nieopatrznie kładzie automat na mrowisku i w decydującym momencie rzuca broń, jakby go parzyła. Albo podczas egzekucji działacza komunistycznego w ciemnej ulicy. Mógłby go puknąć od tyłu i zwiać. Ale nie – wyprzedza staruszka, staje z nim twarzą w twarz i dopiero naciska cyngiel. Dlaczego? Etos rycerski – nie zadaje się ciosu od tyłu! Maciek jest prawdziwy, gdy podpaliwszy szklaneczki spirytusu za kumpli poległych w powstaniu, wykrzykuje dowódcy: „Przecież nie trzeba tego wszystkiego tak brać na serio. Trzeba się przepchać przez tę całą hecę. Nie dać się nabrać. Nie nudzić się!”. Ale i tak zginie na śmietniku historii.

A w kwestii kłamstwa „Popiołu i diamentu” litania jest długa. Że Jerzy Andrzejewski dostał teczkę chłopaka, który w Ostrowcu Świętokrzyskim zastrzelił komunistę i przedwojennego radzieckiego agenta, od Jakuba Bermana, szefa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Że sam Andrzejewski do niedawna był „pisarzem katolickim”, a teraz bardzo chciał się stać ramieniem partii w literaturze i tłukł czystą propagandę. Że reżyser Wajda budował tym filmem legendę narodzin PRL, choć wiedział, że nie tak dawno Sowieci rozstrzelali mu ojca w ramach mordu katyńskiego. Że Cybulski nosi się jak James Dean, a nie partyzant z Kieleckiego… Można to ciągnąć, ale dajmy spokój. Ciekawych odsyłamy do śledztwa przeprowadzonego przez Krzysztofa Kąkolewskiego.
Zauważmy detal: „żołnierz wyklęty” Maciek (Zbigniew Cybulski), jego dziewczyna (Ewa Krzyżewska) i jego dowódca (Adam Pawlikowski) spotkali się jeszcze raz na planie – w kryminale „Zbrodniarz i panna” (1963). Cybulski grał tu kapitana milicji, Krzyżewska zahukaną urzędniczkę pocztową z małego miasteczka, a Pawlikowski – złodzieja hotelowego. Tak mogły się potoczyć prawdziwe losy bohaterów „Popiołu i diamentu”.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 11/2016, 2016

Kategorie: Kultura

Komentarze

  1. lordjohn
    lordjohn 21 marca, 2016, 07:11

    Tekst odbieram jako satyrę. Oczywiście, było pełno schematycznych filmów negujących oczywiste fakty i propagujących nachalnie linię PZPR. Ale nikt nigdy potem nie nakręcił ( w warunkach PRLu) bardziej prawdziwych i dających do myślenia filmów niż „Popiół i diament” oraz „Kanał’. Obecne produkcje filmowe to chała propagandowa do sześcianu, mająca indoktrynować głupią niedouczoną młodzież w jedynie słusznej aktualnej linii propagandowej. Jestem synem majora AK (który siedział i w sowieckim i w polskim więzieniu po 1945 roku) i porucznik AK (czasu wojny, nie z fałszywych „awansów” powojennych) i dobrze wiem z Ich opowiadań, jak było naprawdę. W latach 1945-1950 trwała w Polsce WOJNA DOMOWA, bardzo okrutna i niesprawiedliwa z OBU STRON. Po OBU STRONACH ginęli niewinni ludzie i PO OBU STRONACH działali sadyści i zbrodniarze. Ocena tamtych strasznych czasów powinna być wyważona i sprawiedliwa. Wtedy ma szansę być pożyteczną nauką dla przyszłych pokoleń.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • RRR
      RRR 10 marca, 2020, 22:19

      Wreszcie naprawdę rzetelny i obiektywny komentarz o tamtych czasach. ja jestem synem „utrwalacza’ Paranoją może jest ze mój ojciec były funkcjonariusz UB bardzo przyjaxnił się z byłym dowódcą zgrupowania WIN.obaj byli w ZBOWIDZIE Oaj prowadzili ciekawe dyskusje i rzeczywiście to co mówisz byli ludzie idei po jednej i drugiej stronie i były kreatury i tu i tam. ONI dawno sie pjednali(mam na myśli ojca i jego przyjaciela) Popieram TO BYŁAWOJNA DOMOWA.Obecnie zamiast jatrzenia nalezy rozpocżąc pojednanie pokoleń. uznac ten okres za wojnę domową i czcić ofiary które padły po jednej i drugiej stronie a naczelnym hasłem powinna być przestroga „OBY NIGDY WIECEJ POLAK NIE STRZELAŁ DO POLAKA”

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy