Czarny charakter może być wśród nas

Czarny charakter może być wśród nas

foto Jacek Gutowski

Czytelnik zarzucany słowami, których nie rozumie, zniechęci się. Po co mu to? Nadia Szagdaj – autorka cyklu kryminałów, jej najnowsza książka to dreszczowiec „To nie jest amerykański film” W twoich książkach nie pojawia się żaden ksiądz – ani wątki pedofilii – a łatwo byłoby pójść w te rewiry. – Kiedyś, w „Tajemnicy Nathaniela”, zrobiłam z księdza mordercę. Mam swoje poglądy, ale nauczyłam się, że o pewnych rzeczach nie rozmawia się w towarzystwie. O polityce, wierze, jedzeniu i orientacji seksualnej. Święta czwórka. Dlaczego nie o jedzeniu? – Jestem bezglutenową weganką. Kiedy tylko coś mówię na ten temat, dostaję wykłady, choć sama nikomu nie zaglądam do talerza. To ja zawsze jestem pytana, dlaczego biorę zielone, bez mięsa. Przemycam w książkach swoje poglądy, bo nigdy nie będziemy od nich wolni. Znam mnóstwo ludzi: gejów, muzułmanów, obcokrajowców, osoby związane z wiarą katolicką i z nią niezwiązane – jedni są fajni, a drudzy nie. To zależy od charakteru, a nie od upodobań, wiary czy pochodzenia. Nie lubisz komunikacji miejskiej. Dlaczego? – Jest społecznie nieprzyjazna. Wrocław, jedzie chłopak czarnoskóry, dobrze ubrany i dwoje kibiców, nie wiem nawet czego. Strasznie hałaśliwi, piją piwo i bluzgają. Nagle milkną i słyszę: „Kurtka”. Ona: „Jaka kurtka?”. „Ta żółta, podoba mi się”. Ona na to: „To ją zabierz bambusowi”. Stanęłam koło tego chłopaka i byłam gotowa wyciągnąć go z tramwaju, żeby mu się nic nie stało. Na szczęście okazało się, że on wychodzi. Tamtym się nie chciało, poszło też za nami dużo ludzi. Upewniłam się, że bezpiecznie dotarł do akademika. To, co się dzieje, jest dla mnie nie do przyjęcia. Zmusza mnie do reakcji. Po co komu w takim razie dreszczowiec, taki jak „To nie jest amerykański film”, skoro możemy go mieć na ulicy? Dla rozrywki? – To opowieść o tym, że świat może być przewrotny i coś nie musi być takie, jak myślimy. „Złe” może się zdarzyć każdemu, a potencjalnie zły człowiek nie jest facetem z blizną, bez oka, łysym, z karkiem czy z tatuażem na pół twarzy. To nie jest ktoś taki, kogo zobaczymy na ulicy i będziemy wiedzieli: o, bandzior. Nie, to może być osoba, która pozostaje blisko nas. Ta książka chyba najlepiej obrazuje to, że kimś, kto wyrządzi nam w życiu krzywdę, może być ten, po kim najmniej się tego spodziewamy. Weźmy seryjnych morderców, np. Teda Bundy’ego – uroczy, wygadany, inteligentny, przystojny i zabił 37 osób. Czarny charakter może być gdzieś wśród nas, choćby nie wiem jak był miły, bliski. Co było dla ciebie w pracy nad tą książką najtrudniejsze, emocjonalnie kosztowne? – Kosztowała mnie więcej dlatego, że jest podana w pierwszej osobie. Wejście w świat osoby, która doświadczyła pewnych rzeczy, i pisanie o niej z perspektywy pamiętnika było bardzo trudne emocjonalnie. Jest jeszcze dodatkowa zagwozdka techniczna – tym razem nie wiem, co inni myślą. Kiedy piszę w osobie trzeciej, mogę się postawić na miejscu tego czy tamtego, a w tym wypadku nie. Muszę oceniać subiektywnie jako bohaterka, która jest jednocześnie narratorką. Napisanie długiej sceny gwałtu z perspektywy osoby pierwszej zaowocowało tym, że trwało to dwa tygodnie. Pisarz może się spotkać z taką treścią, przez którą nie może przejść i nie wie dlaczego. Jeżeli już naprawdę się wczuwamy, ponosimy pewne koszty. Tak bardzo żyję książką, że z nią zasypiam i z nią się budzę, ciągle ją mielę, mielę, rozmyślam nad nią. Twoje bohaterki są silne i przebojowe, te dobre i te złe. Ale książka jest też autoterapią… – Dla mnie książki są formą autoterapii i zawsze to podkreślam. Psychiatrzy radzą prowadzić dziennik, a ja przelewam emocje w książkę. Zawsze mi to służyło. Pisząc, odreagowywałam wspomnienia z uczelni, parę osób stamtąd nawet znalazło swoje miejsce w jednej z książek… Wtedy zauważyłam, że to świetny pomysł, żeby w ten sposób się leczyć. To była naturalna forma samoobrony, którą teraz bez skrupułów wykorzystuję w każdej książce, bo na dobrą sprawę nikt na tym nie ucierpi. A te przebojowe bohaterki dodają mi życiowego animuszu, trochę siły. Wspomniałaś o depresji. – Leczę się. Problemy natury egzystencjalnej, źle dobrani znajomi, partnerzy w pracy, stres, wyczerpanie, trudne tematy z serialu „Mroki Dolnego Śląska”. Najgorszy był dla mnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2019, 2019

Kategorie: Kultura