Proces Bogusława Sobczuka oskarżonego o molestowanie syna, pokazuje, że wymiar sprawiedliwości nie radzi sobie z takimi sprawami Na wokandę krakowskiego sądu wraca sprawa Bogusława Sobczuka. Rok od skazania aktora i konferansjera za przestępstwa seksualne wobec syna, po pięciu latach od jej rozpoczęcia Sąd Apelacyjny w Krakowie w całości uchylił wyrok skazujący Sobczuka. Z powodu rażących błędów procesowych sprawa skierowana jest do ponownego rozpatrzenia. Podczas gdy sądy nie radzą sobie z wymagającą materią takich procesów, toczy się społeczna dyskusja o planach wprowadzenia wobec pedofilów środka karnego w postaci przymusowej kastracji. Warto podyskutować o drodze do wyroku. Dziennikarka kontra dziennikarz, matka kontra ojciec, w centrum wydarzeń sześcioletni syn obojga, rzecz się dzieje w królewskim mieście Krakowie. W 2003 r. z ust partnerki Bogusława Sobczuka, matki jego syna, pada oskarżenie o molestowanie seksualne dziecka, którego miał się dopuszczać ojciec. Waga oskarżeń niezwykle ciężka, pięć lat temu temat pedofilii jeszcze nie jest chlebem powszednim polskich mediów, a jeszcze mniej – polskich sądów. Dla jednych szok, dla drugich sensacja na niebywałą skalę. Bogusław Sobczuk, rocznik 1947, krakowski dziennikarz, konferansjer, aktor. Zwany przez wielu złotoustym nie ma wielu sobie równych w eleganckiej konferansjerce. Popularność, również poza Krakowem, przynosi mu prowadzenie „Spotkań z balladą” (wspólnie z Jerzym Stuhrem), festiwali piosenki w Opolu i Sopocie, festiwali studenckich czy piosenki aktorskiej. Pracuje w radiu m.in. w popularnym „Lecie z Radiem”, gra w filmach, w tym w „Człowieku z marmuru” u Wajdy czy „Wodzireju” Falka, uczy studentów dziennikarstwa na UJ. Ma za sobą wiele romansów, kilka długoletnich związków. – Smakowałem życie z największą radością. Byłem singlem z wyboru, nigdy samotnym – nie ukrywa. Jak mówią jego wieloletni przyjaciele, aktorka Anna Tomaszewska czy poeta Jan Wołek, na wieść o dziecku Sobczuk szalał z radości i wyraźnie się odmienił. Kiedy syn przyszedł na świat, jemu podporządkował swoje życiowe plany: w podkrakowskiej Rząsce wybudował dom, gdzie zamieszkał z synem i jego matką, na jej życzenie pozbył się zresztą innego, który dopiero co wykończył. Zasadził drzewa. Wziął na siebie codzienną opiekę nad synem: – Byliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. „Późny” ojciec, jak twierdzą niektórzy, jest lepszym ojcem – jego dziecko nie ma żadnej konkurencji w świecie przez jego dojrzałego ojca wcześniej już zdobytym. Nic już z dzieckiem nie rywalizuje. Z Dorotą, która z poprzednich związków ma już dwóch synów, założyli, że najmłodszemu stworzą dzieciństwo takie, jakim Bogusław zapamiętał własne: sielskie, anielskie. Sprawy jednak toczą się inaczej. Sobczuk przyznaje się partnerce do zdrady, ona zabiera syna i wyprowadza się. W sprawie zdrady: – Nie zamierzam się tłumaczyć, ale nic się nie dzieje bez przyczyny – ucina dziś Sobczuk. W sprawie syna: – Wiedziała, co mnie zaboli najbardziej, odcięcie mnie od codziennego bycia z dzieckiem. Na koniec usłyszał: „Wykończę cię”. Wkrótce zatelefonowała do niego wieloletnia przyjaciółka, żona znanego adwokata z Opola, z informacją, że została poproszona przez matkę dziecka o świadczenie w sprawie molestowania przez niego własnego syna. Sobczuk potraktował to jak nonsens: – Jakbym usłyszał, że zostałem szefem Al Kaidy na Polskę. Upadek Wkrótce przekonuje się, że to nie nonsens. Dorota zgłasza się do prokuratury zaniepokojona zachowaniami byłego już partnera wobec ich kilkuletniego syna. Podstawą oskarżeń wobec Sobczuka są wspólne kąpiele, negliż ojca, zabawy z synem, które chłopiec miał opisywać jako gryzienie różnych części ciała, w tym „siusiaków”. „Doris”, jak o niej mówią, zajmuje się m.in. problematyką rodzinną i zdrowotną. W Radiu Kraków pyta w swojej audycji o to, co jest dobre, a co jest złe; komu dużo, a komu mało; kiedy zacząć i po co zaczynać? I zaczyna się: 18 lipca 2003 r. Sobczuk zostaje aresztowany. Na pięć dni przed chłopca, a tydzień przed własnymi urodzinami trafia do krakowskiego Aresztu Śledczego przy ul. Montelupich 7. Spędza tam prawie trzy miesiące. – Stawiłem się na wezwanie do prokuratury, spokojny, że złożę zeznania i wrócę, by dokończyć przerwany obiad – wspomina. Do celi trafił wprost stamtąd, w białej koszuli. Policjanci nie byli zachwyceni, bo został jego rower, z którym coś trzeba
Tagi:
Beata Dżon









