Nikt nikogo nie wyda. Kłusownicy mają broń, a poza tym to są swoi Wchodzimy w głąb lasu. Trudno dostrzec jakieś ślady pozostawione przez kłusowników. – Sprzyja im tegoroczna zima – wyjaśnia Janusz Paczesny, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Suchedniów. – Jeśli nie ma śniegu, nie zostawiają śladów i trudno ich namierzyć. Nawet jak zastrzelą zwierzę, to na czarnej ziemi nie zobaczy się farby. W Świętokrzyskiem – Orzechówce, Siekiernie, Zaleziance, Bronkowicach – kłusownictwo kwitnie na całego. Z lasów ciągnących się od Suchedniowa po Łagów prawie codziennie dobiegają odgłosy wystrzałów. W weekendy usłyszeć można całą kanonadę. Wsie leżą w środku lasów, wśród gór. Kłusownicy znają doskonale teren, poruszają się tu jak u siebie na podwórku. Nad leśnikami mają jeszcze jedną przewagę: to oni pierwsi przy spotkaniu użyją broni. Strzelanina jak na wojnie Wielu leśników mogłoby opowiadać o swoich spotkaniach z kłusownikami, ale bez wymieniania nazwisk. Po co narażać siebie i rodzinę? Przed rokiem, w środku lasu, myśliwi wyszli wprost na kłusowników. I jedni, i drudzy urządzali polowanie. Kłusowników było kilku, a może nawet kilkunastu. Szli w równych odstępach, mieli nawet swojego naganiacza. Traf chciał, że ich linia nagonki pokryła się z linią myśliwych, którzy nadchodzili z naprzeciwka. – I dla nich, i dla nas było to ogromne zaskoczenie – wspomina jeden ze strażników leśnych. Niektórzy myśliwi skryli się za grube pnie drzew. Czterech odważniejszych puściło się w pogoń. Przebiegli kilkadziesiąt metrów i koniec – dostali zadyszki, a tamci, młodzi, śmignęli szybko w las. Innym razem przy martwym dziku doszło do regularnej wymiany ognia. Świeże ślady zobaczył strażnik. Powiadomił leśniczych. W sześciu zaczęli iść. Nagle w odległości kilkudziesięciu kroków zobaczyli mężczyzn zabierających się do podziału dzika. Tamci natychmiast schowali się za drzewa. Szkoda im było jednak upolowanej zdobyczy i strzałami chcieli przepłoszyć nieproszonych gości. Puścili serię nad głowami leśników. Ci nie pozostali dłużni i posłali na postrach kilka strzałów. – Wymiana ognia jak na wojnie – puentuje strażnik. – Całe szczęście, że w takim zamieszaniu nikt nie został postrzelony. Młody myśliwy spotkał w lesie mężczyznę, który spacerował z przewieszonym na ramieniu sztucerem i lunetą. Myślał, że to jego kolega. Spytał o drogę. Wtedy nieznajomy rzucił się do ucieczki. Jeszcze z daleka zdążył wskazać ręką i krzyknąć: Tam twoja chałupa! Raz leśniczy zatrzymał furę, na której leżał zabity dzik. Za to, że za bardzo wtyka nos, dostał kolbą po głowie. Inny spotkał w lesie uzbrojonych mężczyzn w kominiarkach. I co mógł sam zrobić? Odwrócił się na palcach i odszedł. Życie mu jeszcze miłe. Skończył się czas samopałów We wsiach panuje swoista zmowa milczenia, nikt nikogo nie wyda. Kłusownicy mają broń i ludzie się ich boją. – Wspólnie z policją przeprowadzaliśmy rewizję – mówi Janusz Paczesny. – Niewiele to nam dało. Kłusownicy mają swoje skrytki, trudno je znaleźć. Być może przechowują broń poza miejscem zamieszkania. Raz udało się ich nakryć w stodole, gdy zdzierali skórę z sarny. Innym razem otoczono kilkuosobową grupę. Jej łupem padła locha, która miała młode. Udało się wtedy złapać dwóch chłopów, oskarżono pięciu. – Jak w każdej karnej sprawie trzeba mieć niezbite dowody i świadków – przyznaje leśnik. – A komu się wydaje, że łatwo jest złapać kłusownika z bronią w ręku, ten grubo się myli. Janusz Paczesny pamięta, jak z policją patrolował las. W pewnym momencie dobiegł ich odgłos wystrzału. Pościg w lesie niewiele by dał. Postanowiono zaczaić się na kłusownika we wsi Zalezianka. – I rzeczywiście, udało się nam. Nie czekaliśmy długo, gdy z lasu wyłonił się mężczyzna z dubeltówką i plecakiem przewieszonym przez ramię. Próbował jeszcze uciekać, ale nie miał żadnych szans. W plecaku niósł poćwiartowaną sarnę. Rok później ten sam kłusownik został schwytany z grupą, która zastrzeliła lochę. Nosił przy sobie już nową dubeltówkę – opowiada nadleśniczy Paczesny. Czasy samopałów dawno się skończyły, teraz kłusownicy mają lepszą broń od myśliwych. Kupują nowoczesny sprzęt wojskowy, sztucery, noktowizory, nawet kałasznikow
Tagi:
Andrzej Arczewski









