Z życia wzięte

Z życia wzięte

Kino cierpi na brak oryginalnych pomysłów, więc obficie korzysta z “prawdziwych wydarzeń” W ciągu ostatnich kilku miesięcy na ekranach kin pojawiło się wiele filmów zaopatrzonych informacją: “oparte na prawdziwych wydarzeniach”. Dotyczy to zarówno wielkich produkcji hollywoodzkich, jak i kameralnych filmów europejskich. Co ciekawe, ich akcja toczy się z dala od elit artystycznych, politycznych czy mafijnego podziemia. Dzisiejsze kino, inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, nie powtarza ogranych schematów fabularnych, takich jak romans prezydenta, afera korupcyjna ze znanymi politykami w tle czy burzliwe życie kontrowersyjnego artysty. Przeciwnie, opowiada historie zwyczajnych, niczym nie wyróżniających się ludzi. Filmowcy często przyznają, że do napisania scenariusza skłoniła ich historia opisana w gazecie, reportaż radiowy lub telewizyjny. Z gazetowych wycinków Na ekranach naszych kin nadal można obejrzeć dwie produkcje hollywoodzkie należące do grupy filmów opartych na faktach: “Erin Brockovich” z Julią Roberts oraz “Koncert na 50 serc” z Meryl Streep. Pierwszy jest historią kobiety, która, pracując w firmie adwokackiej, przez przypadek odkryła, że korporacja wodociągowa dostarczała do wodociągów miejskich zatrutą wodę. Następnie, nie informując swoich szefów, Erin skontaktowała się z ofiarami zatrutej wody i doprowadziła do tego, że korporacja wypłaciła im wielomilionowe odszkodowania. Prawdziwa Erin Brockovich chętnie się zgodziła, by kino wykorzystało jej historię. Co więcej, udzielała konsultacji autorom scenariusza, następnie Julii Roberts, grającej tytułowej postać, po czym na znak akceptacji filmu sama wystąpiła w epizodycznej roli. Podobnie rzecz się miała przy produkcji “Koncertu na 50 serc”. Bohaterką jest nauczycielka muzyki Roberta Guasparos, grana przez Meryl Streep. Robercie udało się zrealizować w szkole dla czarnej biedoty ambitny program autorski gry na skrzypcach. Muzyka uratowała wiele czarnych dzieci od narkotyków i gangów, przywróciła im poczucie własnej wartości. Nauczycielce praca z “gorszymi” dziećmi dała motywację do życia w chwili, gdy już jej nie miała. Zaangażowała się w działalność społeczną, organizowała komitety rodzicielskie i akcje walki o sponsorów programu, na który szkoła publiczna nie miała pieniędzy. O tym wszystkim autorzy filmu przeczytali w prasie i postanowili zekranizować opisaną historię. W okresie przygotowawczym filmu Meryl Streep wielokrotnie spotykała się z bohaterką, uczestniczyła w jej lekcjach, rozmawiała z uczniami i nauczycielami. Jak mówi w wywiadach, chciała być bliżej prawdy. Ciekawe, że do filmów powstałych w oparciu o prawdziwe wydarzenia przyznają się nawet artyści od lat chwaleni za wybujałą wyobraźnię i lekceważenie prawideł tzw. dobrze opowiedzianych historyjek. Nawet tak oryginalnego reżysera, jakim jest David Lynch, klasyk postmodernizmu w kinie, zainspirował reportaż przeczytany w gazecie. Autor “Twin Peaks” i “Blue Velvet” tak bardzo przejął się historią emeryta, który na traktorku-kosiarce przejechał kilkaset mil, by odwiedzić umierającego brata, że postanowił zrobić o nim film. Lynch nie zmienił nawet nazwiska bohatera Alvina Straighta, zaś film zatytułował po prostu: “Straight’s story” (w wersji polskiej: “Prosta historia”). Te zabiegi miały stworzyć wrażenie, że filmowa opowieść jest prawdą, zaś granica między fikcją a rzeczywistością – prawie niedostrzegalna. Prawda a fikcja Na bazie autentycznych wydarzeń powstał także angielski kameralny film “Nazwij to snem”, ogłoszony przez krytykę najlepszym debiutem ostatnich lat. Rzecz dzieje się w czasie strajku śmieciarzy, w ubogiej dzielnicy Glasgow, zasypanej workami śmieci. Bohater, wrażliwy chłopiec, bardzo przeżywa nędzę rodziny i brzydotę swojej dzielnicy. Reżyserka Lynne Ramsay przyznaje, że sama wychowywała się w podobnym miejscu i jako dziecko miała wrażenie, że miasto się rozpada i gnije. Pokazana sytuacja jest prawdziwa, jednak filmowy bohater nosi fikcyjne nazwisko i nie udaje, że jest postacią autentyczną. Całkiem inaczej rzecz się ma z, nagrodzonym Oscarem, “Nie czas na łzy” (“Boys don’t cry”). Film bazuje na autentycznej historii transseksualisty Brendana Teenie i jego romansie z Laną Tisdel. Romans ten miał tragiczny finał: kiedy znajomi Lany, prymitywni ludzie z marginesu społecznego, odkryli odmienność Brendana, zgwałcili go, a wkrótce potem zamordowali. W tym przypadku również gazetowy reportaż stał się podstawą scenariusza. Jednak historia została znacznie “zmodyfikowana” na etapie produkcji: dobudowano nowe, sentymentalne wątki, zmieniono fakty.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska