Wydarzenia bydgoskie – druga strona medalu 19 marca 1981 miały miejsce wydarzenia bydgoskie, które chyba ostatecznie pogrzebały nadzieję na pokój społeczny w ówczesnej Polsce. Wtedy to grupa działaczy „Solidarności”, z Janem Rulewskim na czele, została siłą wyrzucona przez milicję z gmachu wojewódzkiej rady narodowej. Zdjęcia pobitego Rulewskiego obiegły świat, Polska stanęła w obliczu jednego z najcięższych kryzysów. Jak doszło do bydgoskiej awantury? Czy była ona nieuchronna? Ile było w niej politycznej gry? Na to pytanie wciąż próbują odpowiedzieć historycy. Na pewno ich wiedzę wzbogacić może relacja jednego z uczestników tamtych wydarzeń, ówczesnego wicewojewody Romana Bąka. Od 26 lat z inicjatywy i dzięki staraniom obecnego senatora Jana Rulewskiego organizowane są co roku w Bydgoszczy obchody przypominania tzw. wydarzeń bydgoskich. Opowiadanie przez tyle lat o masakrze na sali urzędu wojewódzkiego i bardzo ciężkich obrażeniach pana Rulewskiego to kłamstwa. Rulewskiemu po prostu wypadły sztuczne zęby, a udawał, że mu je wybito i przez 27 lat ludzie w to wierzą. A przecież gdyby tak się stało, to co ja i parę innych osób robiliśmy na wolności? Dzisiaj chyba nikt nie uwierzy w to, że prawica, gdyby istniały choćby najmniejsze przesłanki, nie doprowadziłaby przez tyle lat do pokazowego procesu sądowego, pognębiającego przedstawicieli ówczesnych władz wszystkich szczebli, a równocześnie uwiarygodniającego „bohaterstwo” organizatorów tego zamieszania. Przecież przez te 26 lat wiele razy rządziła, a stosowny materiał był do dyspozycji. Przebieg wydarzeń był wielokrotnie i szczegółowo badany przez organa ścigania, a przedstawiciele związków zawodowych mieli stały i całkowity dostęp do gromadzonych dokumentów. Podobno czas jest ojcem prawdy. U nas jest to chyba bardzo długi czas. Dowodem, że z raz stworzonej legendy trudno się wycofać, może być m.in. tzw. Ząb Rulewskiego – najśmieszniejszy pomnik w Europie, a może i na świecie. Wybudowany za pieniądze podatników pomnik zęba, którego nie było, czyli dziury po zębie maskowanej protezą, którą pan Rulewski wyjmował i wkładał w zależności od okoliczności i potrzeb. A przecież pan senator mógł przed decyzją bezmyślnych urzędników wyznać prawdę i nie dopuścić do budowy tego kuriozalnego monstrum. Wydarzenia bydgoskie rozpoczęły się 16 marca 1981 r., kiedy to rolnicy – członkowie kółek rolniczych i ZSL podjęli strajk okupacyjny w siedzibie WK ZSL przy ulicy Dworcowej. Przyczyny tej sytuacji były wielorakie, ale zasadniczą było żądanie rejestracji Związku Solidarność Rolników Indywidualnych. Na wieść o okupacji udałem się natychmiast do siedziby WK, aby wysłuchać postulatów zgromadzonych rolników. Wszystkie przekraczały uprawnienia administracyjnych władz wojewódzkich. Jednym z postulatów było zapewnienie bezpieczeństwa okupującym. Natychmiast w tym samym dniu, nie mając właściwie do tego upoważnienia, podjąłem i przekazałem na piśmie zgromadzonym rolnikom gwarancję bezpieczeństwa osobistego i niewyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec strajkujących. Deklaracja została dotrzymana, chociaż strajk okupacyjny trwał wiele dni. W dniach 16-18 marca odbyły się spotkania kierownictwa urzędu wojewódzkiego z zarządem regionu w sprawie m.in. uczestnictwa przedstawicieli regionu w mającej się odbyć 19 marca sesji WRN, w czasie której, obok przedstawienia nowego wojewody, miały być omawiane problemy rolnictwa. Uzgodniono zaproszenie przedstawicieli zarządu na sesję i zabranie na niej głosu. Z tą decyzją nie było najmniejszego problemu, bo w istocie każdy miał prawo uczestniczyć jako widz w obradach samorządu każdego szczebla. W tym czasie, w przeddzień sesji zarząd regionu wysłał teleks zaadresowany do wszystkich zakładów pracy w Bydgoszczy, zapraszający członków NSZZ „Solidarność” do przybycia do gmachu UW w czasie wystąpienia przedstawiciela MKZ. Działania takie miały charakter albo prowokacji, albo bezgranicznej bezmyślności. Ponieważ trwająca okupacja siedziby WK ZSL i podgrzewanie atmosfery w mieście stwarzały realne zagrożenia dla jakiegokolwiek, nawet przypadkowego incydentu, który mógł przynieść nieobliczalne skutki. I to był główny powód decyzji o przerwie w obradach sesji. Sesja nie została zerwana, ale przegłosowano decyzję o przerwie i podjęciu dalszej części obrad w późniejszym terminie. Chodziło o to, żeby nie dać pretekstu do zbierania się tłumu przed gmachem urzędu wojewódzkiego. Wydarzenia na sali UW były wypadkową awanturnictwa przewodniczącego NSZZ i działania sił porządkowych. W ciągu tych 26 lat podobnych zdarzeń z bardziej istotnych powodów było bez liku. Przytaczany jest argument, że na sali WRN nie dopuszczono do zredagowania wspólnego









