Sejmowi kaznodzieje

Sejmowi kaznodzieje

W II Rzeczypospolitej język sejmowych wystąpień posłów w sutannach daleki był od ewangelicznych nakazów

Wyobraźmy sobie Sejm, w którym czołowym mówcą jest o. Tadeusz Rydzyk, oraz Senat, w którym zasiada abp Marek Jędraszewski. Brzmi to absurdalnie, lecz zaledwie 100 lat temu tak właśnie było: ławy parlamentarne w II Rzeczypospolitej często zajmowali duchowni, a nawet hierarchowie kościelni. Sutanny zupełnie nie przeszkadzały im w uprawianiu czynnej polityki, a język ich wystąpień nie był wcale ewangelicznym językiem miłości bliźniego. Polityczny klerykalizm w międzywojennej Polsce był czymś naturalnym – zarówno dla większości wyborców, jak i dla polskiej prawicy, którą owi duchowni najczęściej reprezentowali.

W ostatnich latach modne stało się u nas podkreślanie, że Polska była jednym z pierwszych krajów Europy i świata, które przyznały prawa wyborcze kobietom. Przy tej okazji dodaje się, że już w pierwszym parlamencie II RP – wybranym w styczniu 1919 r. Sejmie Ustawodawczym – zasiadło osiem posłanek (na łączną liczbę 442 posłów). Nikt jednak nie wspomina, że w tym samym Sejmie Ustawodawczym zasiadało ponad 30 księży katolickich (obok trzech rabinów i jednego pastora luterańskiego), co już nie wygląda tak „postępowo” i nieco burzy obraz odrodzonej Rzeczypospolitej jako awangardy liberalnej demokracji w ówczesnej Europie.

Tak liczny udział kleru w pierwszym Sejmie II RP był oczywiście skutkiem sukcesu wyborczego stronnictw prawicowych, które w każdym z dotychczasowych zaborów wystartowały na wspólnych listach. W styczniowych wyborach 1919 r. w byłym Królestwie Polskim listy prawicy zdobyły ponad 41% głosów. Drugie było lewicowe PSL „Wyzwolenie” z niemal o połowę mniejszym wynikiem, a Polską Partię Socjalistyczną poparło zaledwie 9% wyborców. Wprawdzie w Galicji prawicę zdecydowanie prześcignęli ludowcy z PSL „Piast” i PSL-Lewicy, a nawet socjaliści, za to w Wielkopolsce (gdzie wybory zorganizowano dopiero w czerwcu 1919 r.) i na Pomorzu (w maju 1920 r.) prawica nie miała żadnej konkurencji, zgarniając wszystkie mandaty poselskie.

Jeżeli mówimy o ówczesnej prawicy, warto pamiętać, że siłą dominującą była tam Narodowa Demokracja, czyli partia Romana Dmowskiego, która u zarania niepodległości przyjęła nazwę Związku Ludowo-Narodowego. Sukces listy endeckiej w wyborach do Sejmu Ustawodawczego był efektem wieloletniej dominacji tego ugrupowania w Kongresówce i zaborze pruskim. O ile jednak Polacy z Wielkopolski i Pomorza popierali endecję jako czołową siłę antyniemiecką, co w warunkach antypolskiej polityki Berlina było zrozumiałe, o tyle ich rodacy z Mazowsza, Lubelszczyzny czy Kielecczyzny widzieli w endecji przede wszystkim siłę prorosyjską, a więc stabilizującą porządek istniejący nad Wisłą od czasu stłumienia powstania styczniowego. W obu tych zaborach kluczową rolę w organizowaniu poparcia społecznego dla obozu Dmowskiego odgrywało duchowieństwo katolickie, przechodzące do porządku dziennego nad faktem, że twórcy i przywódcy endecji reprezentowali w gruncie rzeczy laicką inteligencję, wyrosłą z ducha pozytywizmu, i sprawy religijno-moralne w ogóle ich nie interesowały (czołowy ideolog wczesnej endecji Zygmunt Balicki stworzył nawet własny system „etyki narodowej”). Sojusz kleru z narodowcami był zatem początkowo sojuszem wyłącznie taktycznym, zbudowanym na dwóch wspólnotach: wspólnocie lojalności wobec władz carskich i wspólnocie niechęci (lub wręcz nienawiści) do Żydów, którym Dmowski w 1912 r. wypowiedział otwartą walkę polityczną i ekonomiczną.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 2/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fot. NAC

 

Wydanie: 02/2024, 2024

Kategorie: Historia

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy