Młody Białystok ruszył na podbój wiejskich dyskotek Jacek przychodzi co sobotę pod białostocki dworzec PKS. O godz. 20 specjalnym autobusem wyjeżdża do swojego ulubionego klubu Fantazja w Jaświłach. Studiuje na drugim roku elektroniki, ale jak mówi, lepiej się czuje wśród 16-letnich panienek, którym zawsze czymś zaimponuje. – Jak mówię, że jestem studentem, szaleją. Zaraz przysiadają się do mnie w autobusie, później na dysce nie ma problemu z wyrywaniem – uśmiecha się tajemniczo Jacek, popalając swoje ulubione malborasy. Tacy faceci jak Jacek na wsi mają co najwyżej dziadków. Nigdy nie doili krów, nie paśli świń, czasem zjedli jabłko z drzewa. Ale lubią wiejskie powietrze i tamtejszych ludzi. – To fantastyczni, kulturalni ludzie. Kiedyś w Fantazji wpadł na mnie jakiś facet, ale od razu przeprosił. W mieście to niemożliwe, chamstwo rządzi! – przekonuje Iza, drobna brunetka. Przyznaje, że zaręczyła się niedawno z Robertem, rosłym chłopem spod Jaświł. I może dlatego tak chwali tych chłopów z Fantazji. Izka na imprezę nakłada zawsze obcisłe czarne spodnie i równie obcisłą, ale zawsze różową bluzeczkę. Taka podoba się Robertowi. W sobotę tańczą zawsze na sali dyskotekowej. Właściciele Fantazji specjalnie przygotowali taką salę dla mieszczuchów. Miejscowi bawią się na sali tanecznej, gdzie o miłości i „szybkich numerkach w toaletce” śpiewają ich ziomale z nowego zespołu disco polo. – Specjalnie zbudowaliśmy dwa duże pomieszczenia, żeby młodzież mogła wybrać – mówi Maciej Laskowski, współwłaściciel Fatazji, też białostoczanin. – Oni czują się tu wybornie, bo, po pierwsze, słuchają dobrej muzyki, a po drugie, zapewniamy im bezpieczeństwo. Ochroniarze każdą burdę duszą w zarodku. I faceci, i didżeje Na Podlasiu jest kilka wielkich dyskotek. Nazwy amerykańskie – Panderoza, Nevada, Victoria, Atlanta – bo właściciele przeważnie pracowali na saksach w Stanach. Panderoza w Janowie, 50 km na północ od Białegostoku, zasłynęła przed laty jako mekka polskiej muzyki chodnikowej, później disco polo. – Dziś disco polo to przeżytek – zauważa smutno Leszek Skibicki, szef Panderozy – więc i klientów mniej. Do nas przychodzą głównie tutejsi, przyzwyczajeni do tego klubu. Jeszcze dwa lata temu stały tu pełne autobusy z Białegostoku. Musieliśmy jednak zrezygnować z autobusów, bo powstała Fantazja w Jaświłach i mamy problem. Konkurencja jest silna. W ostatnią sobotę października w Panderozie pląsało na parkiecie tylko kilkoro białostoczan. Ania, studentka informatyki: – W Janowie jest klimat. W Białymstoku nie bardzo. Muzyka też nam się tu bardziej podoba. Didżeje – rewelacja. No i faceci… Marta, licealistka: – Tak, tak, Anka ma rację z tymi facetami. Przede wszystkim są grzeczni. Złe maniery zostawiają w domu. Nam, młodym dziewczynom, brakuje męskiej delikatności. Na przykład idziemy do Diademu [jeden z bardziej znanych białostockich klubów – red.], a tam jakiś nawalony gość nachalnie prosi na parkiet. To ja już wolę przejechać się kilkadziesiąt kilometrów, ale dobrze się pobawić. Przyjeżdżajcie do Atlanty! Flirt miejsko-wiejski jest na topie. Niby nie widać, kto jest z miasta, a kto ze wsi, ale po kilku słowach każdy w końcu się przyzna, skąd pochodzi. Dziewczyny lubią chłopaków z miasta, chłopaki nie pogardzą dziewczynami z prowincji. 17-letnia Kaśka z Ostrynki koło Janowa w każdy weekend czeka pod Fantazją na tego jedynego. Może być nawet trochę grubszy, byleby był z Białegostoku. – Fajnie z takim kolesiem pogadać, napić się piwa, wyjść na papierosa – mówi Kaśka. – Czasem jest naprawdę miło. – Wiejską dziewuchę łatwiej wyrwać, w mieście stroją fochy, nie chcą tego, nie chcą tamtego, wybrzydzają. A tu raj – przyznaje białostoczanin Krzysiek. Uwielbia polowania na „młode ciałka” w Victorii w Rybołach, 30 km na południe od Białegostoku. Socjolog Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wyjazdy na wiejskie zabawy nazywa ogólnopolską modą na przaśność. – Kiedyś był miejski clubbing, potem homing [imprezy w domu – red.], teraz przyszła kolej na zdobywanie wiejskich parkietów. Uważam, że mamy do czynienia z przejściową tendencją do zakładania dyskotek odpowiadających gustom młodych mieszczuchów. Pewnie młodzi myślą tak: na wsi jest taniej, więcej miejsc parkingowych,
Tagi:
Łukasz Wigda









