Zabijanie kopalni

Zabijanie kopalni

“Siersza” była skazana już w momencie wpisania jej do porozumienia z Bankiem Światowym. Lecz znęcanie się nad jej pracownikami przez rok jest nieludzkie Kopalnia “Siersza” w Trzebini jest już historią. Wojna o jej przetrwanie trwała ponad rok. Dziś nieomal wszyscy związani z górnictwem przyznają, że likwidację kopalń rozpoczęto nie od tej, od której należało zacząć, lecz nikt nie ma odwagi cofnąć decyzji. Nie zmienia to faktu, iż bezsensownie zniszczono kawałek majątku narodowego. Ani faktu, iż wskutek gier politycznych przez ponad rok oszukiwano pracowników kopalni. Kopalnia jest połączona 4-kilometrowym korytarzem z elektrownią. Węgiel był dostarczany pod ziemią taśmociągami do zakładu wzbogacania i kotłów elektrowni. Dziś węgiel z pobliskiej “Janiny” jest przywożony wagonami rozładowywanymi na terenie starej kopalni, stąd jedzie ciężarówkami do elektrowni. Na koszt kopalni “Janina”, bo spółka węglowa ma podpisane wieloletnie kontrakty z elektrownią i musi jej dostarczyć węgiel. A w “Sierszy” z likwidowanej właśnie ściany można by brać węgiel jeszcze przez 8 miesięcy. Zasoby węgla “Sierszy” wystarczyłyby na około 20 lat. Zdaniem niektórych – nawet i na sto. Prawda i fikcja “Siersza” to jedyna chyba kopalnia w Polsce, której załoga dobrowolnie zgodziła się na znaczną redukcję zatrudnienia i która w istocie sama wypracowała program naprawczy wymagający wielu wyrzeczeń. To chyba jedyny państwowy zakład pracy, którego załoga w referendum przeważającą większością głosów wyrzekła się należnej jej 10-procentowej podwyżki płac. Wbrew woli swej dyrekcji. Są i o “Sierszy” opowieści fałszywe, jak np. ta, że Społeczny Komitet Ratowania Kopalni to zgromadzenie tępych warchołów, niezdolnych pojąć wyższych racji ekonomicznych. W skład komitetu wchodzą doświadczeni górnicy, sztygarzy, inżynierowie, ekonomiści. Mitem są też ciągłe protesty, dezorganizujące pracę kopalni. Nieprawda – wszystkie protesty prowadzone były tak, aby nie ograniczyć możliwości produkcyjnych. I wreszcie fałsz o znaczeniu fundamentalnym: “Siersza” została przeznaczona do likwidacji jako pierwsza z Nadwiślańskiej Spółki Węglowej dlatego, bo przynosiła największe straty. W rzeczywistości w ostatnich latach “Siersza” przynosiła straty jak wszystkie polskie kopalnie. Pod względem wyniku finansowego brutto znalazła się na 11. miejscu spośród 45 naszych kopalń. Pod względem straty na jednej tonie wydobytego węgla – na 19. To nie wszystko. Zmorą kopalń Nadwiślańskiej Spółki Węglowej jest duże zasolenie wód podziemnych. NSW S.A. uzyskała umorzenie 180 mln kar za zrzut solanki w okresie do kwietnia 1998 r. Obecnie zalega z karami na 150 mln zł. “Siersza” nie zrzuca solanki. Co by było, gdyby kary, i te umorzone, i te zaległe, doliczyć do wyników finansowych kopalń? Na którym miejscu byłaby “Siersza”? Elektrownia “Siersza” była budowana “pod węgiel sierszański”. Inwestycje idą w setki milionów. Czy likwidując kopalnię, można mówić o oszczędzaniu pieniędzy podatników, skoro tak ogromne inwestycje dosłownie wyrzuca się w błoto? Tak, jeśliby nie udało się doprowadzić kopalni do niewielkiej choćby rentowności. A szansa była. 13 listopada 1998 r. ówczesny dyrektor kopalni, Marian Podgajny, powiadomił związki zawodowe, że ich kopalnia przewidziana jest do likwidacji. I wtedy stał się cud: 12 związków zawodowych zjednoczyło się w Społeczny Komitet Ratowania Kopalni. Poza komitetem pozostała tylko “Solidarność”, która próbowała lawirować między władzą a załogą. Pod ziemią wybuchła akcja protestacyjna. 7 grudnia zostało podpisane porozumienie między komitetem a spółką. Postanowiono, iż dla kopalni będzie opracowany program naprawczy. Jego założenia były surowe: nie więcej niż 14 mln strat w pierwszym półroczu i zero strat w drugim, płace nie mogą przekroczyć 50% wpływów ze sprzedaży (w spółce wynosiły one średnio 74%), poważna redukcja stanu zatrudnienia. W kilka dni później “Solidarność” podpisała osobne porozumienie, w zasadniczych punktach zbieżne z ustaleniami pierwszego. W początkach lutego uroczyście podpisano porozumienie w sprawie programu naprawczego. Jego sygnatariuszami – obok związków zawodowych i NSW S.A. – byli także: wojewoda małopolski, prezes Elektrowni “Siersza”, burmistrz Trzebini. Już po trzech miesiącach okazało się, że program naprawczy działa. Związkowców niepokoiły jednak pewne działania dyrekcji. Społeczny Komitet zaproponował więc załodze, by zrezygnowała z 10-procentowej podwyżki płac. Trzy czwarte załogi wypowiedziało się za propozycją. I wtedy lider sierszańskiej “Solidarności”, Jan

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2000, 2000

Kategorie: Kraj