Zagadki bioterroru

Zagadki bioterroru

Czy listy z wąglikiem wysyłał szalony pracownik CIA?

Z zamachami na Stany Zjednoczone z 11 września wciąż wiąże się wiele tajemnic. Prasa, najpierw amerykańska, a potem międzynarodowa najpierw w niewiarygodny sposób rozdmuchuje dany temat, później pomija go całkowitym milczeniem.
Nic dziwnego, że powstają niezliczone teorie spiskowe oskarżające władze USA o złe zamiary.
Największą z tych zagadek jest bioterror, który w październiku i listopadzie ubiegłego roku wstrząsnął Stanami Zjednoczonymi i wywołał niepokój na całym świecie. Nieznani sprawcy wysłali do mediów i biur dwóch senatorów listy ze sproszkowanymi zarazkami wąglika, niezwykle zjadliwymi i lotnymi. 18 osób zachorowało, pięć spośród nich zmarło. Wśród ofiar śmiertelnych jest dwóch pracowników poczty. W USA zapanowała wąglikowa histeria. Dziesiątki tysięcy osób pracujących w strefach zagrożenia musiało przez 60 dni przyjmować antybiotyki. Wąglik znalazł się w 20 budynkach federalnych w regionie Waszyngtonu. Odkażenie samych tylko gmachów wokół Kapitolu pochłonęło 23 mln dolarów.
Czasopisma całego świata uznały bioterror w Stanach Zjednoczonych za temat z okładki. Nawet w Polsce redakcje niektórych magazynów odsyłały do analiz laboratoryjnych umieszczone przedtem w hermetycznych torebkach przesyłki od arabskich nadawców, a groźny zarazek trafił do dziecięcych wyliczanek („na kogo wypadnie, na tego wągliczek…”). Od razu pojawiły się podejrzenia, że akty bioterroru są dziełem tej samej bandy islamskich terrorystów, która 11 września dokonała samobójczych zamachów na Pentagon i World Trade Center. Ten „ślad Osamy” przypomniano niedawno. Dr Christos Tsona, który w czerwcu ubiegłego roku leczył jednego z późniejszych terrorystów, Ahmeda Alhanzawiego, doszedł do wniosku, że ten mógł być zarażony wąglikiem. Alhanzawi skarżył się na skórne zmiany na nodze. Zweryfikować tego przypuszczenia nie sposób. Ciało terrorysty zostało

rozerwane na strzępy

(był w porwanym samolocie, który 11 września runął na pola Pensylwanii). Zidentyfikowane listy z zarazkami wysłano jednak później (18 września i 9 października). FBI przebadało zresztą ten trop miesiąc temu i uznała go za nieistotny.
Po wąglikowych zamachach organy ścigania wszczęły śledztwo na niespotykaną dotąd skalę. Za pomoc w ujęciu sprawców Departament Sprawiedliwości wyznaczył nagrodę w wysokości
1,25 mln dolarów. Potem kwotę tę podwojono. FBI utworzyło na swej internetowej stronie specjalną sekcję „Amerithrax”, na której obywatele mogli zgłaszać swoje podejrzenia. W połowie października 2001 r. prokurator generalny John Ashcroft oznajmił, że dochodzenie robi postępy. Potem zapadła niepokojąca cisza, która trwa do dziś. Jak stwierdziła Susan Watts z brytyjskiej rozgłośni BBC, ten pierwszy poważny w dziejach świata akt biologicznego terroryzmu wciąż pozostaje zbrodnią niewyjaśnioną.
Tak zwane osoby zbliżone do kierujących śledztwem nieoficjalnie mówią, że podejrzenia dotyczące terrorystów Al Kaidy czy agentów obcych państw (głównie Iraku) nie potwierdziły się. Uznano, że sprawcą zapewne jest mężczyzna w średnim wieku, Amerykanin, uprzednio zatrudniony w rządowym laboratorium broni biologicznej, obecnie przedstawiciel handlowy prywatnej firmy, podróżujący w interesach z Florydy do Waszyngtonu. Jest to wybitny specjalista od broni biologicznej, dysponujący wysokiej jakości sprzętem, gdyż, jak mówią eksperci, „takiej porcji niezwykle toksycznego, suchego proszku z wąglikiem – najlepszego, jaki kiedykolwiek wyprodukowały amerykańskie siły zbrojne – nie można uzyskać, mieszając drewnianą chochlą w zaciszu domowej piwnicy”.
Ludzi odpowiadających tym kryteriom jest w Stanach Zjednoczonych najwyżej stu. Ich nazwiska może ustalić każdy, używając kilku ogólnie dostępnych przeglądarek internetowych. FBI nie przedstawiło jednak nikomu zarzutów, nie dokonało aresztowań.
Mikrobiolog Barbara Hatch Rosenberg, która przeanalizowała atak bioterrorystów na zlecenie niezależnej Federacji Naukowców Amerykańskich, twierdzi jednak, że FBI prawdopodobnie już w październiku ubiegłego roku

wytropiło sprawcę

wąglikowych ataków i kilkakrotnie go przesłuchało. Zbrodniarz nie trafił jednak za kratki, ponieważ dysponuje rozległą wiedzą o tajnych projektach rządowych dotyczących broni biologicznej. Władze pragną zaś za wszelką cenę uniknąć powiadomienia o nich opinii publicznej, dlatego terrorystę zostawiono w spokoju. Barbara Hatch Rosenberg, która przedstawiła swe poglądy m.in. w programie BBC „Newsnight”, twierdzi, że od tej pory FBI blokuje dochodzenie. Pani Rosenberg nie wyklucza, że listy z zarazkami wysłano CIA, w ramach eksperymentu, który miał wykazać, czy zamachów bioterrorystycznych można dokonywać drogą pocztową. Eksperyment jednak albo wymknął się spod kontroli, albo też został świadomie wykorzystany przez szalonego naukowca pragnącego wyrównać osobiste porachunki. Sprawca czuje się bezpieczny, ponieważ wie dużo. Niektórzy twierdzą, że latem ubiegłego roku Waszyngton nie zgodził się na międzynarodową kontrolę swych laboratoriów z bronią biologiczną, gdyż miał wiele do ukrycia. Na początku września 2001 r., na krótko przed zamachami „New York Times” przygotował artykuły o trzech tajnych rządowych eksperymentach z bronią biologiczną przeprowadzonych m.in. na pustyni Nevada. W ramach jednego z nich prywatna firma Batelle miała wyprodukować zmienione genetycznie zarazki wąglika. Gdyby nie potworny atak terrorystów z 11 września, rewelacje dziennika „New York Times” mogłyby wstrząsnąć Ameryką. Czy służby specjalne USA chronią sprawcę wąglikowego zamachu, aby ten nie wyjawił swej wiedzy o tajemniczych (i prawdopodobnie sprzecznych z układami międzynarodowymi) eksperymentach?
Oczywiście, to tylko jedna z licznych hipotez. Niemniej jednak wiele wskazuje na to, że bioterrorysta zatrudniony był w laboratorium w Fort Detrick pod Frederick w stanie Maryland. Fort Detrick był najważniejszym ośrodkiem amerykańskiego programu broni B.
Od czasu podpisania w 1972 r. międzynarodowego układu o broni biologicznej oficjalnie ograniczano się do „badań o charakterze obronnym”. W Fort Detrick panował jednak karygodny bałagan. Jak ujawnił w styczniu br. dziennik „Washington Post”, na początku lat 90. nieznani sprawcy, zapewne pracownicy ośrodka, ukradli z laboratoriów 27 próbek różnych zarazków, w tym wąglika, eboli, wirusa hanta, małpiej odmiany wirusa HIV oraz dwóch nieznanych, co w języku wojskowym oznacza nowe mikroby wyprodukowane na potrzeby wojny biologicznej. Co więcej, wśród personelu panowała wroga atmosfera. Grupa pracowników systematycznie szykanowała kolegę egipskiego pochodzenia, bioinżyniera Ayaada Assaada. Wiosną 1991 r. powstał nawet złośliwy antyarabski „poemat” porównujący Assaada do wielbłąda. Kiedy inżynier poskarżył się przełożonym, dwóch ciemiężycieli „dobrowolnie” odeszło z pracy. Jak donosi dziennik „Hartford Courant”, jeden z nich, podpułkownik Philip Zack, został w styczniu 1992 r. sfilmowany przez automatyczną kamerę, gdy bez upoważnienia

dostał się do laboratorium.

Epilog nastąpił w końcu września ubiegłego roku. Niektóre listy z wąglikiem już wtedy wysłano, ale histeria jeszcze nie wybuchła. Policja wojskowa w bazie Quantico w stanie Wirginia otrzymała list oskarżający bioinżyniera Assaada o akty bioterroru. Autor listu doskonale orientował się w stosunkach panujących w Fort Detrick, przypuszczalnie sam tam pracował. FBI uwolniło egipskiego naukowca od wszelkiej winy, prawdopodobne jest więc, że wąglika wysłał autor listu do policji w Quantico, kierując się nienawiścią do byłego kolegi i wszystkich wyznawców islamu.
Oczywiście, wysunięto też wiele innych hipotez:
n Niektórzy uważają, że naukowiec bioterrorysta nie chciał nikogo zabić, pragnął tylko nastraszyć władze, aby uzyskać większe środki na badania. Nie przewidział jednak, że przetrwalniki laseczek wąglika przedostaną się także przez szczelnie zaklejone taśmą koperty.
n Skrajni konserwatyści głoszący, że Stany Zjednoczone powinny wrócić do polityki izolacjonizmu, sugerują, że aferę z wąglikiem urządziły kręgi rządowe, aby następnie oskarżyć o bioterroryzm Irak i zyskać pretekst do wojny z tym krajem.
n Socjaliści piszący na swej internetowej stronie światowej zwracają uwagę, że listy z wąglikiem dotarły do biur dwóch senatorów z Partii Demokratycznej. Czyżby za zamachami kryli się ekstremiści z szeregów Republikanów, powiązani z wojskowymi, próbujący wyeliminować głównych przeciwników polityki prezydenta Busha?
To wszystko przypuszczenia skrupulatnie pomijane przez media głównego nurtu. Jednak, jak pisze brytyjski dziennik „The Guardian”, obywatele USA mają prawo poznać prawdę i dowiedzieć się, w jaki sposób narodziły się oskarżenia, że w sprawie wąglika Amerykanie mogli stać się ofiarą własnego rządu.

 

Wydanie: 14/2002, 2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy