Jak dowódcy AK traktowali ludność cywilną w powstaniu warszawskim Od stycznia 1944 r. (po konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie w 1943 r.) Winston Churchill przekonywał premiera Stanisława Mikołajczyka i członków jego rządu, by wyrazili zgodę na zmianę dotychczasowych wschodnich granic Polski według linii Curzona. Odpowiedź władz na uchodźstwie i z okupowanego kraju na argumenty Churchilla była bezkompromisowa: „Wilna i Lwowa nigdy nie oddamy!”. Notabene oddaliśmy w lipcu 1944 r. Po podjęciu przez Komendę Główną Armii Krajowej decyzji o wybuchu powstania w Warszawie główny inicjator pilnego dążenia do rozpoczęcia walk, szef sztabu gen. Leopold Okulicki (Niedźwiadek), oświadczył zebranym: „W Warszawie mury będą się walić i krew poleje się strumieniami, aż opinia świata wymusi zmiany decyzji z Teheranu”. Już te słowa zapowiadały, co będzie się działo w Warszawie i jaka będzie rola (i dola) jej mieszkańców. Oni mieli najmniej liczyć się w rozgrywce generałów, którym się wydawało, że są politykami. 30 lipca zastępca szefa sztabu KG AK płk Janusz Bokszczanin na pytanie gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, czy już zaczynać, czy czekać, odpowiedział: „Póki Rosjanie nie położą ognia artyleryjskiego na miasto, na lewym brzegu Wisły nie wolno nam się ruszyć”. Gen. Antoni Chruściel (Monter) 31 lipca, jeżdżąc rowerem po obrzeżach Pragi, dowiedział się od jakiegoś mężczyzny, że „ruskie” zbliżają się już do Warszawy (w rzeczywistości był to wysunięty zwiadowczy patrol pancerny). I właśnie ten kontakt „operacyjny” przedstawiony na popołudniowej naradzie w KG AK przesądził, że czas zaczynać. Stratedzy AK zakładali, że wzniecając powstanie 1 sierpnia, uprzedzą o 12 godzin wkroczenie Armii Czerwonej do miasta. Czyżby spodziewano się, że Sowieci będą walczyć z Niemcami (kontynuując operację „Bagration”) z marszu, z 1 na 2 sierpnia, by po przeprawie przez Wisłę zameldować się nad ranem w Warszawie? Nie mając rozeznania akowskich i niemieckich stanowisk ogniowych? Założenie, że godziny, a nie dni dzielą lewobrzeżną Warszawę od wejścia Armii Czerwonej, było błędne. W rzeczywistości od 31 lipca 1944 r. do 5 sierpnia niemiecka 9. Armia wraz z dywizją pancerną SS w walkach pod Okuniewem, Wołominem i Radzyminem zadała decydujące ciosy radzieckim wojskom pancernym. W bitwach na przedpolach Pragi 2. Armia Pancerna utraciła 425 czołgów i dział pancernych (50% stanu!). Jest żenującym kłamstwem twierdzenie, że Stalin perfidnie wstrzymał ofensywę swoich wojsk, by nie iść na pomoc walczącej Warszawie. Premier Mikołajczyk przybył do Moskwy 31 lipca 1944 r., mimo niewznowienia oficjalnych stosunków między rządem polskim na uchodźstwie a rządem ZSRR. Wszystko wskazywało, że ta wizyta (3, 6, 7 i 9 sierpnia) będzie miała podstawowe znaczenie i stanie się ostatnią szansą uregulowania relacji polsko-rosyjskich. Nic z tego nie wyszło, ani w kwestii granicy wschodniej, ani utworzenia koalicyjnego rządu z wiodącą rolą PKWN. Do rozmów ze Stalinem doszło z inicjatywy premiera Churchilla, namawiającego uprzednio Mikołajczyka, by „Polacy dogadali się między sobą i Rosją”. Warto przypomnieć, że w Moskwie dużo wiedziano o tym, co się dzieje w polskim Londynie i w kraju. Umożliwiła to działalność słynnej „Piątki z Cambridge” pod wodzą Kima Philby’ego. Wśród przekazywanych do Moskwy depesz były setki poufnych informacji wywiadu brytyjskiego o posiedzeniach polskiego rządu. O operacji „Burza”, o powstaniu warszawskim, wewnętrznych relacjach w polskim obozie emigracyjnym itp. Siedem dni po powrocie Mikołajczyka z Moskwy szef rządu radzieckiego, nie mając już złudzeń co do kompromisowych rozwiązań, a może i usatysfakcjonowany sytuacją, podjął znamienną decyzję. 16 sierpnia przesłał wiadomość do premierów Churchilla i Mikołajczyka, informując, że władze sowieckie odcinają się od „warszawskiej awantury”. Życie? Nieważne! W rozumowaniu dowódców AK, romantyków liczących, że odwróci się karta dziejów, i głoszących hasło: „Powstanie musi się udać”, biologiczne oszczędzenie narodu zeszło na dalszy plan. Można odnieść wrażenie, że życie najmłodszych obywateli nie było dla KG AK elementem myślenia o skutkach zrywu. „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, / za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!”, brzmiały słowa powstańczej pieśni. Dowódcom, liczącym ciągle na zwycięstwo, przyszedł w sukurs rozpropagowany wśród żołnierzy wiersz Jana Brzechwy „Ważne – zwyciężyć!”: „Bo serca nasze odważne, / Nie można ich uciemiężyć.
Tagi:
Jacek Owczarski









