Zakopany za milion złotych

Zakopany za milion złotych

!!!BRAK ZGODY NA PUBLIKACJE DANYCH OSOBOWYCH I WIZERUNKOW OSKARZONYCH!!!! PUBLIKACJA NA ODPOWIEDZIALNOSC REDAKCJI!!! PHOTO MARCIN GADOMSKI SE / EAST NEWS GDANSK N/Z LAWA OSKARZONYCH ROZPRAWA SADOWA W SPRAWIE ZABOJSTWA MEZCZYZNY W MIEJSCOWOSCI KACZKI GMINA TRABKI WIELKIE OSKARZENI MEZCZYZNI ZABILI OFIARE I PROBOWALI WYLUDZIC NA JEGO NAZWISKO KREDYT W WYSOKOSCI MILIONA ZLOTYCH 23/02/2017

Zbigniewa O. przestępcy wplątali w fikcyjną pożyczkę i zamordowali, a potem przejęli jego majątek Wieś Kaczki, 12 km od Pruszcza Gdańskiego, przy drodze na Starogard Gdański. Dwa sklepy, kaplica i dużo nowych domów wyrastających na działkach sprzedawanych przez rolników. Zbigniew O., lat 57, był kawalerem, żył jak inni ze sprzedaży ziemi odziedziczonej po rodzicach. Wypatrzyli go przestępcy, wplątali w fikcyjną pożyczkę, pobili i zakopali żywcem, a potem przejęli jego niemal milionowy majątek. 23 lutego przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces siedmiu oskarżonych w tej sprawie. Zaginiony Był wtorek, 19 sierpnia 2014 r. Janusz G., sąsiad i przyjaciel Zbigniewa O., spotkał się z nim rano. – Około ósmej poszliśmy do sklepu – opowiada – kupiliśmy piwo i coś do jedzenia i wróciliśmy do niego, pomagałem mu przy remoncie chałupy. Koło południa Zbyszek nagle oświadczył, że musi wyjść. Twierdził, że jest z kimś umówiony w pilnej sprawie. Podejrzewałem, że chodzi o sprzedaż działek, bo zabrał ze sobą teczkę z dokumentami. Gdy minęło kilka godzin, a on wciąż nie wracał, zacząłem go szukać. Najpierw pytałem w Kaczkach; sklepowa potwierdziła, że widziała go koło południa, lecz jakby zapadł się pod ziemię. W Trąbkach Wielkich też go nie było, ale spotkałem jego narzeczoną Alicję, młodszą od niego o 30 lat. Mieli brać ślub we wrześniu, zarezerwowali nawet salę na wesele w Kolbudach. Alicja też rozpytywała o Zbyszka i zawiozła mnie do domu. Mówiła, że zajrzy do mnie jeszcze wieczorem. Ale ja już na nią nie czekałem, schowałem się u kolegi. O dziewiątej zadzwonił brat, który mieszka naprzeciwko. Powiedział, że przyjechała Alicja z jakimś mężczyzną i mnie szukają. Brat im powiedział, że wyjechałem do syna do Gdańska, byli podobno trochę zaskoczeni. Potem Alicja przyjeżdżała do mnie jeszcze kilka razy. 20 i 21 sierpnia szukała Zbycha w stodole, w zabudowaniach gospodarczych. Gdy czas mijał, a jego wciąż nie było, zadzwoniłem po radę do żony, która mieszka w Gdańsku i jest emerytowaną policjantką. To ona zawiadomiła policję o zaginięciu Zbycha. Ostrzeżenia Na początku zakładano, że poszukiwany rolnik zapił się na śmierć albo gdzieś wyjechał. – Nieraz przechwalaliśmy się przy piwku pod sklepem, że sprzedamy wszystko i pojedziemy na Hawaje – wspomina Janusz G. – ale to tylko takie żarty były. Zbyszek był bardzo przywiązany do swojego gospodarstwa. Zanim te działki zaczął sprzedawać, żył w biedzie. Mył się w misce. A jak kiedyś do szpitala trafił, to z Gdańska na piechotę przyszedł do domu, bo nie miał pieniędzy na bilet. Potem trochę się odkuł, w 2005 r. nowy dom postawił i powoli go wykańczał. Tak się z tego cieszył, że nigdzie by nie pojechał. Siostra Zbigniewa O. też zapewniła policję, że brat wyjeżdżać z domu nie lubił. W tej sytuacji o związek z zaginięciem Zbigniewa O. zaczęto podejrzewać braci G. – To siostra Zbyszka rzuciła na nas pomówienie – jest przekonany brat Janusza G. – Jak mogła nas tak oskarżyć? To mój kolega był, sąsiad. Po co miałbym go krzywdzić? Parę dni po zaginięciu policja zabrała nas o szóstej rano na przesłuchanie. Mnie, Janusza i jego syna, co wtedy w Gdańsku mieszkał. W naszych domach przeprowadzono rewizję. – Całą chałupę mi przewrócili do góry nogami – żali się Janusz G. – Oskarżyli, że z domu Zbycha telewizor zabrałem. A ja go wziąłem tylko na przechowanie, bo jego dom stał otwarty. Sprowadziłem się do Kaczek 20 lat temu, kupiłem od Zbyszka ziemię, pobudowałem się. Z zawodu budowlaniec jestem, latami robiłem na budowach w Niemczech, na Ukrainie. Pomagałem też Zbychowi dach kryć, ogrzewanie zakładać. I ja mógłbym go zabić? Wszystko robiliśmy wspólnie, nawet na kolędy do mnie przychodził. A oni na przesłuchaniach twierdzili, że wiem, gdzie jest, i że kłamię. Na wykrywaczu kłamstw mnie badali. Ludzie już dziwnie zaczęli na mnie patrzeć. Jest festyn w Trąbkach, a oni znów podjeżdżają. Od razu trzeba było gdzie indziej szukać, niektórzy na wiosce coś tam przebąkiwali. Miesiąc przed zaginięciem do Zbyszka podjechał rolnik z sąsiedniej wsi, co ma plantację, i ostrzegł go przed interesami z Michałem S. Pamiętam też inną sytuację, już po zaginięciu Zbycha. W niedzielę stoimy pod kaplicą, podjeżdża dżipem S. Taki chłop z Trąbek Małych pyta go: „Michał, nie wiesz, gdzie jest Zbychu?”. Odparł: „Byłem w górach na wczasach, nic

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2017, 2017

Kategorie: Kraj
Tagi: zbrodnie