Żale Polonusów

Polonia ma pretensje do Polski o wiele spraw. I słusznie Zjednoczona wokół walki o niepodległość, później pomocy “Solidarności”, a wreszcie zaangażowana w przełamywanie obaw wobec naszego wstąpienia do NATO – polska emigracja zawsze łączyła się wokół najważniejszych spraw dla Ojczyzny. Co ją jednoczy dzisiaj? Po II Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy, który skończył się w ub. tygodniu, można odnieść wrażenie, że tym razem musi koncentrować się na własnych problemach: jak dogadać się z rządem w Warszawie, jak stworzyć skuteczną w działaniu organizację, której głos – reprezentujący w sumie jedną trzecią Polaków – będzie liczył się podczas narodowych debat. Jednak na pierwszy plan wysuwa się sprawa “być albo nie być” organizacji polonijnych – pozyskanie młodego pokolenia, które urodziło się za granicą i szybko zapomina o swoich korzeniach. Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że Polska, ta nad Wisłą, w sposób niezrozumiały zraża sobie bezcennego sojusznika – Polaków rozsianych po całym świecie. Że nie ma pomysłu, jak ich zorganizować i spożytkować. W ostatnich latach stosunki między rządem i organizacjami polonijnymi zdecydowanie się pogorszyły, nic więc dziwnego, że Zjazd przeradzał się często w swoistą licytację polonijnych żalów. Jakże często uzasadnionych. Panowie obu Ameryk Dobrym pretekstem, którym można tłumaczyć tę sytuację, jest konflikt polskich oficjeli z przywódcami Polonii obu Ameryk: z prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej – Edwardem Moskalem i prezesem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej – Janem Kobylańskim. Zresztą, jeśli brać pod uwagę zainteresowanie mediów Zjazdem, najważniejsze dla nich było, czy władze polskie mają zaszczycić Zjazd swoją obecnością, skoro będzie na nim Edward Moskal. Ostatecznie stanęło na tym, że Zjazd zbojkotował szef MSZ, zaś premier przybył, ale nie klaskał po przemówieniu prezesa Moskala (za to klaskali delegaci). Drugi z prezesów, Jan Kobylański, na Zjazd nie przyjechał, bo u siebie, w Urugwaju, miał poświęcenie pomnika papieża i dzwonu podarowanego Urugwajowi przez jego fundację. Obserwując obrady, można było odnieść wrażenie, że dla Polaków z zagranicy w ogóle nie liczą się krajowe boje z najważniejszymi postaciami Polonii. Prezes Moskal zaprezentował przemówienie wyważone i unikał tematów, które mogłyby stać się powodem kontrowersji. Odwołał też swoją konferencję prasową. Co więcej, delegaci starali się wpłynąć na Moskala, by nie powtarzał zarzutów pod adresem Jana Nowaka-Jeziorańskiego, żeby nie wracać do debaty sprzed rozpoczęcia Zjazdu. Dlaczego? Odpowiedź jest dosyć prosta. Dla delegatów o wiele ważniejsza była cała masa innych spraw i chcieli je załatwić. “Nic o nas bez nas” to fikcja! Wszyscy nasi rozmówcy (z wyjątkiem jednego) mówili o złych stosunkach z polskim rządem. Największy żal polonusów dotyczy zapisów o podwójnym obywatelstwie. Nasze przepisy wymagają, aby osoba o polskim obywatelstwie posługiwała się jedynie polskim paszportem. Rodzi to komplikacje. Na przykład Polak mieszkający w Stanach Zjednoczonych, mający – obok amerykańskiego – obywatelstwo RP, może przyjechać do kraju tylko na polskim paszporcie. A wrócić do USA, gdzie mieszka od lat i pracuje? Mając nasz paszport, teoretycznie powinien stanąć w kolejce przed ambasadą amerykańską z podaniem o wizę. Z kolei oficjalnie nie może przyjechać nad Wisłę z paszportem amerykańskim, bo polskie władze nie honorują obcych paszportów u obywateli RP, więc nie wbiją wiz do paszportów amerykańskich. W takiej sytuacji najlepiej zrezygnować z wizyty w Polsce. – Posiadanie tego dokumentu powinno być przywilejem i zaszczytem, a stało się przymusem – mówił Janusz Rygielski, przewodniczący Rady Naczelnej Organizacji Polskich w Australii. – Niektórzy z nas czują się tu teraz jak intruzi. Gdy trzeba było załatwiać interesy Polski za granicą, może i byliśmy potrzebni, ale teraz? Patrząc na to, jak się nas traktuje, można wywnioskować, że nie – uważa Maria Orłowicz-Sadowska, delegatka Polonii Francuskiej. Jej zdaniem, sprawy Polonii zaniedbywane są nie tylko przez władze w Warszawie, ale i przez konsulaty i ambasady. – Ludzie, którzy tam pracują, nie mają pojęcia o potrzebach Polaków. Nawet się nimi nie interesują! To przez obojętność naszych placówek dyplomatycznych jest tak wiele skandali z Polakami, którzy nie radzą sobie w nowej rzeczywistości. Nikt “Polaczkom” nie pomoże? Amerykańscy polonusi zarzucali naszemu rządowi, że nie zależy mu na obronie dobrego imienia Polski i jej obywateli, a utarte

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2001, 2001

Kategorie: Wydarzenia