Zamach na in vitro

Zamach na in vitro

Projekt Gowina, i tak restrykcyjnie ograniczający zapłodnienie pozaustrojowe, okazał się zbyt liberalny. PiS ma ustawę całkowicie zakazującą tej metody Jest już kolejny, tym razem PiS-owski projekt ustawy o ochronie genomu i embrionu ludzkiego, zakazujący stosowania zapłodnienia pozaustrojowego. W imię wyższego dobra 1,3 mln niepłodnych par odbiera się szansę na prawdziwą rodzinę. A naukowcom podcina się skrzydła. Bezpłodność była problemem opisywanym już w Księdze Rodzaju. Abraham pierwsze dziecko miał ze swoją służącą, a jego 96-letnia żona Sara urodziła za sprawą aniołów. Rebeka, żona Izaaka – dopiero po wielu latach urodziła Ezawa i Jakuba. Dziś Kościół katolicki zdecydowanie sprzeciwia się jakiejkolwiek medycznej ingerencji w ludzką płodność, w tym zapłodnieniu pozaustrojowemu. Dziecko jest darem Boga, który trzeba przyjąć, a jeśli tego dziecka nie ma, należy być pokornym. Kościoły protestanckie, islam i buddyzm in vitro nie potępiają. Postawa Kościoła katolickiego jest twarda. – Nie można czynić zła, aby z tego było jakieś dobro. Nie można leczyć cierpienia jednej osoby przez zadawanie cierpienia drugiej osobie – twierdzi bp Stanisław Stefanek, ordynariusz łomżyński, wiceprzewodniczący Rady Episkopatu ds. Rodziny. – Owoc przekazywania życia ludzkiego od pierwszej chwili swojego istnienia, a więc od utworzenia się zygoty, wymaga bezwarunkowego szacunku. Istota ludzka powinna być traktowana jako osoba od chwili poczęcia. Ma nienaruszalne prawo do życia – podkreśla biskup. Gowin za miękki Odzwierciedleniem takiego podejścia był restrykcyjny projekt ustawy tworzony pod kierunkiem posła PO, członka Komisji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Niewierzącymi, Jarosława Gowina. Zakazuje on m.in. zamrażania zarodków, by można je było wszczepić kobiecie po nieudanej próbie zapłodnienia, a także diagnostyki preimplantacyjnej. Ale dla niektórych środowisk katolickich nawet taki projekt jest zbyt liberalny. Dlatego równolegle z zespołem Gowina pracowali nad ustawą posłowie PiS. Głównym twórcą PiS-owskiego projektu jest lekarz ginekolog, b. wiceminister zdrowia, obecnie poseł PiS (start do europarlamentu skończył się niepowodzeniem), Bolesław Piecha. Zdaniem Piechy, metoda in vitro „nie powinna być w Polsce stosowana jako niegodziwa moralnie”. Stworzony przez jego zespół projekt ustawy o ochronie genomu i embrionu ludzkiego zakazuje stosowania zapłodnienia pozaustrojowego. Żadnych kompromisów. Całkowicie delegalizuje in vitro, klonowanie, tworzenie hybryd i chimer ludzkich oraz „nieterapeutyczne eksperymenty na ludziach, także w najwcześniejszej fazie ich życia”. Do walki o całkowity zakaz in vitro włączył się niezwykle aktywnie specjalnie założony komitet Contra In Vitro. – Nie można przedkładać chęci posiadania dziecka nad życie ludzkie. Tu zabija się zarodki. Jedno dziecko się rodzi, a giną jego bracia i siostry – przekonuje Jacek Kotula, przewodniczący komitetu. Sam jest ojcem czwórki dzieci i aktywnym działaczem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Rzeszowskiej – Musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Nie możemy czekać na działanie posłów. Bo tak naprawdę mamy do wyboru projekt lewicy, która chce, żebyśmy jeszcze dopłacali do in vitro, albo pomysły posła Gowina, który choć katolik, chce iść na dziwne kompromisy – argumentuje Jacek Kotula. Żeby kolejny projekt trafił do Sejmu, trzeba było zebrać przynajmniej 100 tys. podpisów. Zebrano o 50 tys. więcej. Pod białostockimi kościołami. – Inicjatywa jest godna poparcia i sam zachęcałem do złożenia podpisu. Przez to, jako ludzie wierzący, możemy zamanifestować swoje „tak” dla życia – mówi ks. Andrzej Dębski, rzecznik białostockiej kurii. Coś takiego w cywilizowanym kraju… – Ten projekt to zakaz leczenia – nie ma wątpliwości prof. Marian Szamatowicz. Lekarz, który w tymże Białymstoku dokonał pierwszego w Polsce zapłodnienia in vitro. – Nie do pomyślenia, że coś takiego chce się wprowadzić w cywilizowanym kraju. – Widać, że niektórzy dążą, byśmy byli drugą Kostaryką (tylko tam jest zakaz in vitro – przyp. autorki). Bezpłodność to problem zdrowotny. A tylko w bardzo małej grupie pacjentów sprawdza się leczenie farmakologiczne. Pozostałym zostaje zapłodnienie pozaustrojowe – dodaje prof. Sławomir Wołczyński, kierownik Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej białostockiego Uniwersytetu Medycznego. – Prawo nie może narzucać wszystkim obywatelom czegoś, co jest akceptowane tylko przez część społeczeństwa – dodaje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 24/2009

Kategorie: Kraj