Przez sześć lat Piotr Kardyś z Kolbuszowej walczył z Telekomunikacją Polską o usunięcie z jego działki bezprawnie postawionego słupa Nawet najbliżsi traktowali zmagania Piotra Kardysia z Telekomunikacją Polską SA jak walkę z wiatrakami. Teraz wszyscy gratulują mu wygranej. Jednak tylko on sam wie, ile zdrowia i nerwów kosztowało go sześć lat zmagań z potężnym monopolistą. Mieszkaniec Kolbuszowej w Podkarpackiem chciał tylko, by Telekomunikacja przeniosła słup, bo zamierzał w tym miejscu wybudować dom. Gdy jednak w żaden sposób nie mógł się porozumieć, postawił budynek, a sporny słup znalazł się w środku kuchni. Gdy w 1998 r. kupował ziemię, nie przypuszczał, że będzie miał przez to tyle problemów. Nabył trzy działki z zamiarem, że będzie to teren rekreacyjny. Na środkowej stał słup telefoniczny, a linia biegła po jej skosie. – Nie przejmowałem się tym za bardzo – opowiada Piotr Kardyś. – Byłem przekonany, że jeżeli poproszę Telekomunikację, to bez żadnych trudności słup zostanie przesunięty. Swoje nadzieje na szybkie załatwienie sprawy łączył z podobną historią, która przytrafiła się jego ojcu w latach 70. W obejściu druty spoczywały na dachu. Gdy ojciec chciał wykonać przybudówkę, druty bez problemu zostały przełożone. Wtedy jednak inwestorowi było to na rękę, bo podczas deszczu robiło się zwarcie. Teraz Telekomunikacja w przestawieniu słupa nie widziała dla siebie żadnej korzyści. Telekomunikacji powiedział „nie” Kłopoty zaczęły się, gdy Piotr Kardyś postanowił zbudować na środkowej działce dom. Wybrał akurat miejsce ze słupem, bo jak wyjaśnia, najbardziej mu odpowiadało. W innym wypadku musiałby przesunąć dom o 20 m, bo linia biegła po skosie. Wtedy dom stanąłby albo przy samej ulicy, albo z tyłu budynku nie byłoby kawałka ziemi na ogród. – A przecież budując dom, chciałem stworzyć sobie jak najlepsze warunki, w końcu to była moja działka – uważa Piotr Kardyś. Poprosił więc Telekomunikację o przesunięcie linii. Oddział w Rzeszowie zlecił Kolbuszowej zajęcie się sprawą. Dyrektor, który zjawił się na miejscu, przedstawił Piotrowi Kardysiowi warunki, jakie musi on spełnić, by linia została przesunięta. Słupy miały stanąć po jednej i drugiej stronie działki, a linia przebiegać pod ziemią. – I w ten sposób linia miała obejść moją działkę. – wyjaśnia mieszkaniec Kolbuszowej. – Zrobiłem projekt tego obejścia zgodnie z warunkami, jakie przedstawił dyrektor z Kolbuszowej. Okazało się jednak, że Rzeszów stawia inne wymagania. Podczas pierwszych ustaleń Piotr Kardyś miał pokryć poprowadzenie pojedynczej linii, co kosztowałoby go 10 tys. zł. Rzeszów zażyczył sobie jednak podwójne kable, a to wiązałoby się z podwojeniem kosztów. – I wtedy powiedziałem „nie” – opowiada Piotr Kardyś. – Miałem już pozwolenie na budowę i zająłem się domem. Gdy miał zalewać strop, wysłał do TP SA pismo z prośbą o usunięcie słupa. Był przekonany, że wszystko da się załatwić spokojnie, połowę kosztów pokryje on, połowę monopolista. – Ale wtedy zaczęła się wojna – mówi Piotr Kardyś. – Zostałem oskarżony, że bezprawnie buduję dom na swojej działce. Telekomunikacja zwróciła się do nadzoru budowlanego o wstrzymanie prac, domagała się też kategorycznie rozebrania budynku. Chciał sam walczyć z Telekomunikacją, ale w urzędach traktowano go jak intruza. Nie pozwolono mu zajrzeć do akt. Zatrudnił więc adwokata, który poradził mu, by przeciwko TP SA wystąpił na drodze administracyjnej. Jeżeli pójdzie do sądu, to wystarczy, że przegra w jednej instancji i zostanie finansowo zniszczony. Przeszkadzał im dom Skoro TP SA zaskarżyła jego pozwolenie na budowę domu, on zaskarżył pozwolenie Telekomunikacji na budowę 10-kilo-metrowej linii na trasie Kupno-Świerczów przez Kolbuszową, w tym przez swoją działkę. Domagał się uznania tego pozwolenia za nieważne. Swoje racje oparł na prawie budowlanym z 1994 r., gdzie wyraźnie jest napisane, że nie można wydać pozwolenia na budowę linii bez zgody właściciela działki. – Ani poprzedni właściciel, ani ja takiej zgody Telekomunikacji nie udzielaliśmy – zapewnia Piotr Kardyś. Gdy zaczął dokładnie przeglądać dokumenty, okazało się, że TP SA takiego pozwolenia nie uzyskała od prawie 60% mieszkańców, więc budowa linii była bezprawna. Prawo naruszyli też urzędnicy, którzy bez tej zgody wydali pozwolenie na budowę. W latach 60., gdy powstawały linie,
Tagi:
Andrzej Arczewski









