Na studia z „Przeglądem”

Zarobili na turystyce W konkursie wirtualnych przedsiębiorstw miejsce na podium wywalczyli studenci z WSPiZ im. Leona Koźmińskiego Jak w typowym dowcipie – Polka, Anglik i Francuz otrzymali do dyspozycji po jednej wyspie i każda osoba miała rozwinąć na niej interes turystyczny. Anglik wymyślił wczasy dla całej rodziny. Francuz postawił na luksusowy wypoczynek z odrobiną seksu. Polka wahała się, co wybrać. Na początku myślała o turnusach dla najbogatszych, ale po analizie sytuacji przerzuciła się na wypoczynek dla odlotowej, dyskotekowej młodzieży. I właśnie umiejętność dokonania zwrotu w budowaniu firmy oraz znalezienie nietypowego klienta oceniono szczególnie wysoko. Rzeczywistość turnieju była bardziej skomplikowana, choć równie malownicza. O sukces w turystycznym biznesie walczyło sześć pięcioosobowych drużyn. Poza tym trzy startowały poza konkursem, a ponad 60 funkcjonowało wirtualnie, aby konkurencja była maksymalnie duża i wyrównana. Polska drużyna przygotowana przez Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego z Warszawy w rzeczywistości składała się z czterech młodych Polek oraz jednego Anglika – słuchaczy MBA. W międzynarodowej konkurencji nasi studenci zajęli trzecie miejsce i wyprzedzili renomowane zespoły złożone z doświadczonych menedżerów. Na przykład Holendrzy byli świetnie przygotowani, każdy przyjechał z własnym notebookiem. Jednak zgubiły ich rutyna i przekonanie, że wiedzą najwięcej. Każdy Holender był indywidualnością i decyzje podejmowali większością głosów. Polska drużyna prowadzona przez prof. Witolda Bieleckiego, prorektora WSPiZ im. Leona Koźmińskiego, choć miała tylko dwa notebooki, w tym jeden częściowo niesprawny, umiała się zorganizować. „Prezesem” została najspokojniejsza z grupy Magda Kopczyńska, działem finansowym spółki The Tranquil Isle zajął się John Presland, a pozostałe trzy panie: Anna Pęciak, Anna Miller i Maja Sługocka, reprezentująca polski oddział firmy Procter & Gamble, tworzyły dział marketingu. Wysepką z archipelagu Simdives, hipotetycznie położoną gdzieś koło Malediwów na Oceanie Indyjskim, były dwa złączone stoły w szkole biznesu w Audencji, na północno-zachodnim wybrzeżu Francji. Fikcyjne transakcje przeprowadzano bezgotówkowo za pośrednictwem sieci komputerowej. Kilkugodzinna sesja symbolizowała jeden rok realnego gospodarowania na wyspie, podczas którego należało zbudować wirtualną infrastrukturę turystyczną, przedstawić oferty, pozyskać klientów i zgromadzić przychody. Każdy rok kończył się bilansem. Następną sesję rozpoczynała analiza wyników ekonomicznych dla całego „archipelagu”. Informacje napływające po każdej sesji były jednak niepełne, stąd konieczność podejmowania decyzji obarczonych ryzykiem. Każda grupa mogła zamówić badania rynkowe, oceniające nastroje konsumenckie i dające więcej przesłanek podjęcia właściwej decyzji. Jednak za to trzeba było sporo zapłacić. Zwycięzców typowano na podstawie ostatecznej wartości firmy po „sześciu latach”, czyli sześciu sesjach trwających w sumie dwa i pół dnia. Słuchacze studiów MBA z europejskich uczelni ekonomicznych, mających elitarną akredytację EQUIS, rywalizowali ze sobą naprawdę, choć podstawowe zachowania menedżerskie były tylko symulowane. Firmy gospodarujące na sąsiednich wysepkach mogły zawierać porozumienia, obniżając koszty i łagodząc skutki walki konkurencyjnej, mogły też kupować akcje emitowane przez konkurencję. Autorzy gry symulacyjnej przewidzieli jednak możliwość zerwania sojuszu, co odrzuconemu partnerowi przynosiło kłopoty i tysiąc wirtualnych euro strat. Polska firma miała na początku podwójnego pecha, po pierwsze przy zakupie turystycznych bungalowów wypisała na rachunku o jedno zero za mało, co mogło oznaczać przegraną. Ten błąd, związany z niejasnością formularza zakupu udało się jednak wyjaśnić w drodze negocjacji. Drugą porażką był nieudany alians z hiszpańską „wysepką”, na której działał też jeden Polak, student z Barcelony. Po zerwaniu umowy o współpracy nieuczciwi partnerzy nie mieli nawet odwagi przyjść na obiad. Nasza drużyna wyszła z dołka, gdy podjęła zdecydowaną decyzję o zmianie profilu oferty turystycznej, przebudowaniu hoteli i zakupieniu reklamy wypoczynku dla imprezowiczów. Zmieniła się oczywiście także nazwa wirtualnego przedsiębiorstwa – na The Party Island (balangowa wyspa). Pomysł był na tyle nośny, że firma zaczęła przynosić zyski. – Gdybyśmy mieli jeszcze dwie sesje (dwa symulowane lata) – konkluduje Ania Miller – znaleźlibyśmy się na drugim miejscu. Ale i ta nagroda -500 prawdziwych, a nie wirtualnych euro dla grupy (za pierwsze miejsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 24/2004

Kategorie: Przegląd poleca