Rozmowa z Humberto Tito Larriva meksykańskim piosenkarzem, muzykiem i aktorem Założycielem Tito & Tarantula Wspomnienia pierwszego filmu pozostają na zawsze. To jak z pierwszą miłością, tego się nie zapomina Przygotowałeś muzykę do kilkudziesięciu filmów i nagrałeś kilka własnych płyt. Jak bardzo różnią się te doświadczenia? Największa różnica polega na tym, że kiedy nagrywasz dla filmu, twoje pomysły są dobre tak długo, jak długo akceptują je reżyser i producent. Możesz zrobić coś idealnie, być z siebie dumny jak nigdy, ale to nie ma znaczenia. Nie liczy się to, co sam myślisz, ważne jest, jak oni to ocenią. Nie można wtedy brać do siebie tego, że reżyser powie ci: To się nie nadaje. Nawet jeśli pracowałem nad czymś kilka dni niemal bez przerwy, on nadal może po prostu to skreślić. Wyobraź sobie: siedzisz godzinami z zespołem, piłujesz jeden kawałek w kółko, opracowujesz go do perfekcji, a potem słyszysz: Eeee, spróbuj inaczej. Najgorzej jest pracować z reżyserem, który sam nie wie, czego chce. W rezultacie zanim się tego dowie, musisz napisać mnóstwo materiału, a tylko niewielka jego część wejdzie do filmu. Masz na myśli kogoś konkretnego? Oczywiście, że mam, ale nie wymienię nazwisk, bo może jeszcze kiedyś z nimi zagram. Było takich ze dwóch czy trzech. Pracuje się z nimi dużo dłużej i trudniej. A rezultaty są różne. Czasem okazuje się, że to całe cierpienie miało sens i efekty są świetne. Ale nieraz po wszystkim oglądasz film i myślisz sobie: beznadzieja. Widzisz, że całość nie trzyma się kupy, że film ma luki, nic do niczego nie pasuje. Jest jasne, co trzeba by zmienić… ale nie masz prawa się wtrącać, to nie twoja rola. Bardzo trudno zrobić dobry film, trzeba być wizjonerem, wtedy wszystko idzie szybko i dobrze. Kiedy robię własną muzykę, płyty zespołu, a nie ścieżkę dźwiękową do filmu, wszystko zależy ode mnie. To łatwiejsze, bo ostateczny kształt płyty to wybór mój i zespołu, ale przez to ponoszę pełną odpowiedzialność za wszystko. Kiedy coś schrzanię, nie mogę się wykręcić i powiedzieć, że to wina upartego reżysera… Może powinieneś pomyśleć o samodzielnym reżyserowaniu. Przychodzi mi to czasem do głowy, tym bardziej że tyle czasu spędziłem w przemyśle filmowym… Niestety nigdy nie miałem wystarczająco dużo czasu. Moja córka, prawie 18-letnia, trochę się tym zajmuje. Na razie reżyseruje filmy w szkole, wychodzi jej to coraz lepiej. Może gdybym zaczął w tym wieku, to dziś byłbym drugim Rodriguezem. Może jej się uda, a ja zagram u niej czarny charakter. Z Rodriguezem pracowało ci się najlepiej? Tak pewnie byłoby najprościej powiedzieć, że najlepiej wspominam pracę z Rodriguezem albo Tarantinem, bo są wielcy, to oczywiste. Mają konkretną wizję filmu i kiedy się z nimi pracuje, wszystko jest jasne. Ale zaskoczę cię, bo najlepiej wspominam reżysera, z którym pracowałem przy pierwszym filmie, Repo man, Aleksa Coksa. To było dla mnie najciekawsze doświadczenie. Alex jest zabawny i inteligentny, dał mi prawdziwą szkołę. Później pracowałem z ponad 50 reżyserami, zapewne wielu było lepszych od niego, ale wspomnienia pozostają, bo tamten film był pierwszy. To jak z pierwszą miłością, tego się nie zapomina. W wielu filmach nie tylko przygotowujesz muzykę, ale też występujesz. Czujesz się przede wszystkim aktorem czy muzykiem? Od początku robiłem jedno i drugie. Jako dziecko grałem w orkiestrze, ale występowałem też w teatrze. W college’u w Meksyku też łączyłem scenę muzyczną i aktorstwo. Za dnia były teatr i telewizja, a nocami grałem w klubach. To zaprocentowało, bo poznałem Angielkę, która okazała się żoną bardzo znanego wówczas muzyka rockowego, Marka Bowena. Spodobał jej się mój występ i zachęciła mnie, żebym pojechał do Hollywood… Od tego się wszystko zaczęło. Muzyka na końcu Kiedy powstaje muzyka do filmu? Równocześnie ze zdjęciami czy później? Z reguły muzyka to ostatni element, powstaje, kiedy film jest, jak mówimy w branży, zamknięty, czyli wszystkie sceny zostały już nakręcone. Czasem wcześniej odbywają się spotkania z reżyserem, dajemy sobie nawzajem wskazówki, reżyser sugeruje, w jakim kierunku mamy iść, jak sobie to wyobraża. Gramy pierwsze fragmenty, staramy się wzajemnie poznać swoje oczekiwania. Wtedy do czasu
Tagi:
Agata Grabau









