„Graf Zeppelin” miał być chlubą Kriegsmarine, a podzielił strategów morskich Hitlera Nasi geolodzy penetrujący dno bałtyckie postarali się niejako w postaci produktu ubocznego o sensację światową. Dosłownie! Stała się tym informacja, że na wysokości Władysławowa, kilkadziesiąt kilometrów od brzegu odkryto na głębokości 80 m wrak potężnego okrętu. Przy dalszych oględzinach z udziałem ekspertów padło ekscytujące stwierdzenie: wszystko zdaje się świadczyć, że jest to wrak niedoszłej chluby hitlerowskiej Kriegsmarine, pierwszego i jedynego lotniskowca niemieckiego, zwodowanego w Kilonii w grudniu 1938 r. i opatrzonego imieniem „Graf Zeppelin”. Ten wielki okręt, jak wszystkie inne – bez względu na to, pod jaką banderą pływały – z miejsca przykuł uwagę ówczesnego świata. Z jednej strony sygnalizował nowy, już bez skrępowania i kamuflowania, etap zbrojeń nazistowskich Niemiec, w tym na morzu, z drugiej – budził zainteresowanie rozwiązaniami konstrukcyjnymi i możliwościami operacyjnymi tego giganta, jako że miał to być najnowocześniejszy lotniskowiec, przewyższający swoją bojową wartością kilkanaście jednostek tego typu już pływających pod banderami Wielkiej Brytanii, Francji, USA i Japonii. Zresztą „Graf Zeppelin” nie był pomyślany przez strategów niemieckich jako jednostka samotna. Stworzony przez ludzi wielkiego admirała Ericha Raedera, dowódcy Kriegsmarine, wstępny plan, ten na najbliższe lata, zakładał budowę dwóch takich lotniskowców, właśnie tego już zwodowanego i jego bliźniaka, na razie opatrzonego znakiem „Träger B”, ale w dalszych planach, znamionujących rosnące apetyty Niemców, widniało jeszcze sześć dalszych takich lotniskowców. Do niedawna starannie skrywając swoje ambicje, nie chcąc ujawniać faktu łamania układów kapitulacyjnych po I wojnie światowej, Berlin starał się przytępić czujność wczorajszych przeciwników, zwłaszcza Wielkiej Brytanii, stwarzając pozory państwa o umiarkowanych apetytach zbrojeniowych. I to do tego stopnia skutecznie, że w czerwcu 1935 r. doszło do zawarcia pomiędzy III Rzeszą i Londynem traktatu, na mocy którego Brytyjczycy zgodzili się na rozluźnienie narzuconych Niemcom rygorów dotyczących zbrojeń morskich. Najistotniejszy był punkt stwierdzający, że III Rzesza może rozbudowywać swoją flotę do wielkości 35% sił Wielkiej Brytanii na morzu – a więc jeśli Brytyjczycy mieli siedem lotniskowców, to Niemcom zezwalano na dwa! Wszystko oczywiście przy pewnych spostrzeżeniach, które już z góry były przewidziane przez nazistów do obejścia, zwłaszcza co do ilości jednostek, ich wyporności i uzbrojenia. Ale Londyn był zadowolony, błędnie uważając, że ten traktat, określający górne, łatwe do sprawdzenia limity ilościowe, będzie skuteczną barierą przed niezbyt wielkim rozwojem Kriegsmarine… Nie trzeba było długo czekać na konsekwencje takiej sytuacji. Niemcy pełną parą ruszyli do przodu, pośpiesznie budując coraz to nowe jednostki, głównie wielkie okręty, które decydowały o pozycji morskiej państwa: pancerniki, ciężkie krążowniki, no i wreszcie lotniskowiec. Okazali się przy tym mistrzami kłamstwa. Rzeczywiste wskaźniki z reguły bywały przy każdej jednostce znacznie wyższe od tych podawanych oficjalnie. Każdy nowy okręt niemiecki przewyższał więc jednostki tej samej klasy innych państw. Tak było z lotniskowcem „Graf Zeppelin”. Początkowo jego wyporność miała wynosić 27 tys. ton, w trakcie budowy, uwzględniając wyznaczone wymogi uzbrojenia, opancerzenia i prędkości, osiągnięto poziom ponad 33 tys. ton. Projektowane w zakładach Brown Boveri w Mannheim silniki o mocy 200 tys. koni mechanicznych miały być najpotężniejszym w owym czasie napędem! Zapewniać miały one i ogromną prędkość okrętu – do 35 węzłów (ok. 60 km/h), i jego siłę. „Graf Zeppelin” miał zabierać na pokład 42 samoloty: 20 wielozadaniowych typu Fieseler Fi-167, 20 myśliwców Messerschmitt Me-109T oraz 12 nurkowców, sławnych sztukasów Junkers Ju-87G. Projekt podlegał permanentnej przeróbce – eksperci ciągle udoskonalali go, dążąc krok po kroku do celu, jakim był lotniskowiec supernowoczesny przewyższający wszystko, co dotąd stworzono w tej klasie okrętów. Wszystko zdawało się wskazywać początkowo, że te ambitne zamiary zostaną zrealizowane. Ale to były tylko złudzenia… Już sama uroczystość wodowania lotniskowca w Kilonii z udziałem Hitlera okazała się momentem bardzo studzącym zapały Raedera i jego admirałów. Wbrew oczekiwaniom, nie jemu, inicjatorowi budowania lotniskowców, przypadła główna rola w tym
Tagi:
Janusz Roszkowski









