Dlaczego rząd Sikorskiego lekceważył zbrodnie wołyńskie Pierwsze antypolskie akcje ukraińscy nacjonaliści przeprowadzili tuż po zajęciu Kresów przez wojska niemieckie w czerwcu 1941 r. Z każdym miesiącem liczba polskich ofiar rosła, aż do apogeum rzezi w lipcu i sierpniu 1943 r. Jednak tym, co wówczas zajmowało polskie władze emigracyjne, wcale nie była eksterminacja ludności polskiej na Kresach. Dla polityków w Londynie liczyła się głównie walka o przedwojenne granice, w której kartą przetargową stało się życie obywateli. Władze emigracyjne liczyły na współpracę z ukraińskimi nacjonalistami w budowie wspólnego antyradzieckiego frontu. Najważniejsze – utrzymać granice Na posiedzeniu Rady Ministrów 31 grudnia 1942 r. omawiano przede wszystkim możliwość wymuszenia na aliantach „bombardowań odwetowych”, które miały powstrzymać Niemcy przed dalszą eksterminacją ludności polskiej. Jednak pod koniec posiedzenia odniesiono się – choć nie wprost – także do wydarzeń na Kresach. Wicepremier i szef MSW Stanisław Mikołajczyk martwił się „używaniem Ukraińców przez Niemców do tępienia ludności rdzennie polskiej”. Tym bardziej wszelkie żądania Brytyjczyków (naciskanych przez Moskwę), aby polska propaganda zaprzestała działalności wśród Ukraińców, były w jego opinii „całkowicie niedorzeczne”. Przypomnijmy, że początkowo, tj. wraz z rozpoczęciem okupacji niemieckiej na tym terenie w połowie 1941 r., proces ukrainizacji miał charakter głównie propagandowy. Zajmująca się tą tematyką historyczka Ewa Siemaszko pisze, że w tym czasie „nacjonaliści ukraińscy rozpoczęli depolonizację od ukrainizacji dzieci z rodzin mieszanych, wywierając naciski, by uczęszczały do szkoły ukraińskiej”. Jednak już wówczas dochodziło do pierwszych mordów na ludności polskiej. Zdaniem Ewy Siemaszko w lipcu 1941 r. „pod wpływem plakatów i odezw Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) nawołujących do zniszczenia innych niż ukraińska narodowości, w tym Polaków, przetoczyła się fala zabójstw Polaków i Żydów”. Dzięki dobrej siatce wywiadowczej polskie władze emigracyjne były poinformowane o komplikującej się sytuacji na Kresach. Mimo to lektura protokołów z posiedzeń rządu emigracyjnego z lat 1941-1944 dowodzi jego lekceważącej postawy wobec rosnącego napięcia etnicznego. W kolejnych naradach wewnętrznych, a także w rozmowach z przedstawicielami państw sojuszniczych, rząd zachowywał nieustępliwość w kwestii jakichkolwiek koncesji terytorialnych na wschodzie, lekceważąc doniesienia struktur Państwa Podziemnego. Doskonale to ilustruje sprawozdanie z podróży do USA premiera Władysława Sikorskiego, wygłoszone na posiedzeniu Rady Ministrów 21 stycznia 1943 r., w obecności prezydenta Władysława Raczkiewicza. W czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych Sikorski spotkał się m.in. z prezydentem Franklinem D. Rooseveltem. W mniemaniu polskiego premiera podróż zakończyła się wielkim sukcesem, zwłaszcza w sprawie wywierania presji na ZSRR, do czego – zdaniem Sikorskiego – przychylały się też władze amerykańskie. W przemówieniu polski premier podkreślił, że „Roosevelt uważa włączenie do Polski Prus Wschodnich za konieczność, zrozumiał również potrzebę włączenia Gdańska”. Zarazem jednak „zyski terytorialne na zachodzie nie mogłyby kompensować koncesji na wschodzie. Powiedziałem, że w moim rozumieniu Stalin dąży raczej do odebrania nam Ukraińców aniżeli terytorium”. Niczym premier mocarstwa kolonialnego Sikorski traktował Ukraińców (ale nie tylko) niezwykle przedmiotowo, zupełnie negując nowy stosunek sił na Kresach. Podczas rozmowy 4 grudnia 1941 r. Stalin zapytał polskiego premiera: „Co wam po Białorusinach, Ukraińcach i Żydach? Wam potrzebni Polacy, to najlepsi żołnierze”. W odpowiedzi Sikorski stwierdził, że nie myśli „o ludziach, tych można wymienić na Polaków obywateli sowieckich”, ale nie może „z punktu widzenia zasadniczego przyjąć sugestii o płynności granic Rzeczypospolitej”. Trudno nie dostrzec w tej wypowiedzi typowej dla elity II RP lekceważącej postawy wobec mniejszości narodowych zamieszkujących tereny państwa polskiego. Być może również z tego powodu informacje o potężniejącej fali agresji wobec Polaków na Kresach nie wywołały takiej reakcji władz emigracyjnych, jakiej należało oczekiwać. Tymczasem, jak przypomina Ewa Siemaszko, „począwszy od 1941 r., OUN zintensyfikowała przygotowania do eksterminacji Polaków, rozwijając sieć organizacyjną i »uświadamiając« Ukraińców o konieczności pozbycia się Polaków, a także podżegając do nienawiści wobec sąsiadów, z którymi wcześniej utrzymywali poprawne stosunki”. W połowie 1942 r. OUN miała już dobrze uzbrojone i wyszkolone oddziały partyzanckie, które później przybrały nazwę Ukraińskiej Powstańczej Armii – UPA. Wkrótce zaczęły one kontrolować spore obszary Kresów