Zawał po „viagrze” – Rozmowa z prof. Zbigniewem Fijałkiem

Zawał po „viagrze” – Rozmowa z prof. Zbigniewem Fijałkiem

Rozmowa z prof. Zbigniewem Fijałkiem, dyrektorem Narodowego Instytutu Leków Firmy farmaceutyczne ukrywają informacje o fałszywych lekach. Nie są zainteresowane ujawnianiem, że na rynku są inne, tańsze lekarstwa – Urzędy celne z roku na rok informują o coraz większym przemycie do Polski sfałszowanych i nielegalnych lekarstw. – Tak, wiem. Mniej więcej o połowę… – Jednak dane Światowej Organizacji Zdrowia od lat wskazują, że w krajach wysoko rozwiniętych problem sfałszowanych lekarstw dotyka zaledwie 1% całego rynku farmaceutyków. Jak to jest? Coraz więcej nielegalnych lekarstw, a 1% się nie zmienia? Dlaczego? – To tylko szacunkowe informacje i jako takie są albo bardzo prawdziwe, albo mało prawdziwe. Dotyczą wszystkich dostępnych na rynku farmaceutyków. Jeśli chodzi o legalną sieć sprzedaży, to może być ona monitorowana dobrze i wtedy wiemy dobrze, co sprzedajemy, albo może być monitorowana coraz słabiej i wtedy nie wiadomo, czy fałszywych leków nie ma, bo nie znaleźliśmy, czy nie ma, bo nie szukaliśmy. Ten 1% trzeba traktować tylko jako przybliżony, bo jeśli chodzi o internet, to szacunki sfałszowanych lekarstw sięgają od 50% do 90%. – A jak to jest w Polsce? – Osobiście używam określenia, że nie znaleziono fałszywych lekarstw w legalnym obrocie. Nigdy nie będziemy wiedzieć, czy fałszywe leki są w legalnej sieci, czy nie. Prawdopodobnie jeżeli są u nas podróbki, to jest ich bardzo mało. W Wielkiej Brytanii natomiast znaleziono najwięcej sfałszowanych leków w legalnej dystrybucji. Dlaczego? Bo ich system kontroli działa wbrew zainteresowanym wysoką sprzedażą wytwórcom leków. – To znaczy, że koncernom farmaceutycznym nie zależy na wykryciu fałszywek? – Brytyjczycy swój sukces paradoksalnie zawdzięczają importowi równoległemu, który w UE jest oskarżany o to, że jest jednym z głównych powodów funkcjonowania sfałszowanych leków w obrocie. Firmy farmaceutyczne ukrywają informacje o fałszywych lekach z jednej prostej przyczyny. Nie są zainteresowane ujawnianiem, że na rynku są inne, tańsze lekarstwa. – Jeżeli w Polsce nie znaleziono na legalnym rynku fałszywych produktów leczniczych, to może ich nie ma? – Szafy naszego instytutu wypełnione są dowodami. My jako instytut jesteśmy zobowiązani informować naszych partnerów w UE o tym, jakie lekarstwa u nas przechwycono, w jakim opakowaniu, w jakiej formie, o jakim składzie. Naszym problemem jest to, że u nas z roku na rok jest coraz mniej kontroli państwowych, bada się mniej leków. Środków na kontrolę z budżetu znacząco ubywa. W telewizji była reklama środka na odchudzanie Alli. Na rynku europejskim znaleziono sfałszowane alli oferowane w internecie, ale o innym składzie niż lek właściwy. Ile jest na rynku wszystkich sfałszowanych leków, tego nie wiadomo. – A suplementy diety? To są lekarstwa czy nie? – To dziwny, bardzo dziwny rodzaj produktu, który stanowi dla nas olbrzymią bolączkę. W tej chwili na rynku jest ok. 8 tys. produktów deklarowanych jako suplement diety. To jest rynek wart 2 mld zł w ubiegłym roku. To jest coś, co stoi w aptece, wygląda jak lek i ten, co sprzedaje, nie wie często, czy to jest lek, czy suplement. A ten, kto kupuje, nie wie tym bardziej. Tam nie ma ulotki informacyjnej, brakuje informacji o interakcjach z innymi lekami. Firmy obchodzą problemy z rejestracją, bo jest długotrwała i kosztowna, a suplement diety wprowadza się przez deklarację składaną w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Podaje się skład takiego środka i to wszystko. – Ale często okazuje się, że suplementy zawierają składniki właściwe lekarstwom. – Wtedy mamy do czynienia z fałszowanymi suplementami. Bardzo często są to produkty na odchudzanie. Są zadeklarowane jako zioła, ale faktycznie mają w składzie substancje lecznicze. Tak samo ziołowe produkty na dysfunkcje erekcji. Tak naprawdę zawierają bardzo często sildenafil, aktywny składnik viagry. Przyjmowanie suplementów na odchudzanie niesie poważne zagrożenie dla zdrowia, ale tego nigdzie się nie podaje. Albo sterydy. Mieliśmy przypadek studenta z Gdańska. Przyjmował sterydy niby roślinne. Trzy razy robiono mu płukanie wątroby, ledwo został uratowany. Na szczęście w większości przypadków nie są to substancje, od których się od razu umiera. – Dlaczego do tej pory w Polsce nikt nie słyszał o poważnych konsekwencjach użycia sfałszowanych leków? – W normalnej procedurze działania niepożądane są monitorowane przez wytwórcę, a tu wytwórca nie jest zainteresowany. Osoby, które kupują sfałszowany lek, często nie wiedzą, że to spowodowało niepożądane skutki, albo nie przyznają się, że kupiły na bazarze czy w internecie. Trudno dostać się szybko

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2010, 2010

Kategorie: Kraj