Jak tak dalej pójdzie, nic już nie wszczepię Prof. Zbigniew Religa, dyrektor Instytutu Kardiologii, pomysłodawca budowy polskiego sztucznego serca – Każdego dnia w Polsce umiera dziewięć osób czekających na przeszczep serca. Ile z nich można by uratować, gdyby istniało polskie sztuczne serce? – Teoretycznie każdą. A patrząc na statystyki światowe – jakieś 70%. – Stworzenie tego urządzenia kosztuje 25 mln zł. Dla polskiej medycyny to astronomiczna suma. Dlaczego aż tyle? – Czy dużo, zależy od punktu widzenia. Dla Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii to astronomiczna suma, a dla budżetu państwa grosze. Warto więc spytać, czy dla państwa polskiego to ważny temat, czy nie. – Sądząc po tym, że łatwiej zorganizować medialną zbiórkę, niż uzyskać pomoc z budżetu, nie jest to problem wagi państwowej… – I to jest właśnie dla mnie niezrozumiałe. Pomijając aspekt humanitarny, czyli ratowanie zdrowia, pozostaje jeszcze druga sprawa. Mamy już pneumatyczne polskie serce, sztuczne komory, które stosuję rutynowo. Mój zespół inżynierów udowodnił, że stworzenie implantowanego sztucznego serca też nie stanowi problemu. Takie urządzenie mają w tej chwili tylko Amerykanie. Mamy więc szansę stać się drugim krajem na świecie, który mógłby się poszczycić takim osiągnięciem. – Czyli jest realna możliwość, żeby mniej ludzi umierało, i szansa wejścia przebojem do światowej superelity kardiochirurgii. Dlaczego jedno plus drugie nie daje efektów? – To pytanie proponuję skierować do rządu RP. Ostatnio zadałem je premierowi Millerowi. Po głębokim zastanowieniu stwierdził, że pytanie jest OK. Ponoć zastanawiali się nawet z ministrem Sikorskim, jak znaleźć te pieniądze. Jaki będzie efekt tej rozmowy, nie wiem. Szczerze mówiąc, na zbyt wiele nie liczę. Nie ze względu na osobistą sytuację premiera Millera, ale już wcześniej rozmawiałem z kilkoma premierami i wszyscy byli zachwyceni. Tylko… – Ilu premierów już pan przekonywał? – Trzech przynajmniej. Każdy chwalił, że robimy tu świetną robotę, ale jakoś nic z tych zachwytów nam nie skapnęło. – Kilka razy wspominał pan też, że jeśli uda się uzbierać pieniądze, serce będzie za trzy, cztery, pięć lat. Długo jeszcze będzie pan to powtarzał? – Jeżeli nie ma pewności, że w tym roku dostanie się tyle pieniędzy, a za rok tyle i tak dalej, nie ma co mówić o postępie. Na razie od 1993 r. jest pneumatyczne polskie serce. Mamy sztuczne komory wspomagania serca. Są na zewnątrz, połączone kaniulami (cewnikami), które idą dalej do środka klatki piersiowej i pompują krew. Żeby wszystko działało, musi być czymś napędzane i sterowane. Dlatego chory nie rozstaje się ani na chwilę ze sporych rozmiarów urządzeniem. Może chodzić, leżeć, ale musi być cały czas w szpitalu, cały czas obok tej szafy. Dzięki niej żyje. Sztuczne komory zastosowałem już u 143 pacjentów. Takie urządzenia w Europie produkują tylko Niemcy i Polska. Dlatego pomijając nawet życie tych ludzi, których już udało się uratować, to w końcu powinna być dla nas sprawa prestiżowa. – A kolejnym krokiem powinno być stworzenie w pełni implantowanego polskiego sztucznego serca. – Takiego z całą aparaturą w środku, żeby pacjent mógł w końcu wyjść do domu. Bo warto jeszcze pamiętać, że nie każdemu można zrobić przeszczep. Po pierwsze – nie ma tylu dawców, a po drugie – są chorzy, o których wiemy, że przeszczep serca nic im nie pomoże. I że najpewniej umrą po operacji. – Czyli nie ma co apelować o zmianę sposobu myślenia ludzi i o to, żeby zgadzali się na przeznaczanie narządów na przeszczepy? – Od jakichś sześciu, siedmiu lat na świecie liczba przeszczepów spada. Są takie kraje, na przykład Stany Zjednoczone, gdzie sprawa transplantacji narządów już dawno jest ustabilizowana. Nic więcej się nie zrobi. Jest 90% poparcia społecznego, ludzie wyrażają zgodę i tak dalej. Mimo to zmniejsza się liczba narządów, bo medycyna daje coraz większe szanse na odratowanie ludzi. Trzeba więc szukać innych rozwiązań. Są dwie drogi. Pierwsza to przeszczepy odzwierzęce. Czyli robienie transgenicznych zwierzaków, świń. Wszczepia się im antygeny ludzkie, uczłowiecza pod względem immunologicznym. I tu powstaje problem. Bo o ile w większości potrafimy u ludzi pokonać reakcję odrzucania, to przeszczepiając na obecnym etapie organ zwierzęcy, moglibyśmy przytrzymać człowieka może przez kilka
Tagi:
Paulina Nowosielska









