Zbrodnia zamknięta w beczce

Zbrodnia zamknięta w beczce

Jeszcze dwa miesiące temu jedzono z niej kapustę. Czy pięcioro noworodków już było na dnie? – To mógł być tylko potwór. Coś się robi człowiekowi w głowę czy jak? Nie, normalny by tego nie zrobił… Tak żeby z czystego wyrachowania… Nie wierzę. Jestem przecież matką – Elżbieta Małocha, która właśnie wraca z cmentarza, łapie się za głowę. – Żeby urodzić czwórkę, a pozbyć się pięciorga? We wsi Czerniejów, kilkanaście kilometrów od Lublina, od kilku dni ludzie pytają o to samo. Tajemnicę na razie zna niebieska 60-litrowa beczka z kiszoną kapustą, jakich wiele stoi po gospodarskich piwnicach. Ostatni raz jedzono z niej kapustę dwa miesiące temu. W środę wysypały się z niej zwłoki pięciorga noworodków: czterech chłopców i dziewczynki. Wysypały się maleństwa Makabrę trudno opisać. Jeszcze trudniej zrozumieć. Może dlatego ludzie pozamykali się w domach. Szczekają psy, stukają talerze w zagrodach. Ale sąsiedzi nie chcą mówić. Takiego znaleziska nikt w Czerniejowie nawet w marach sennych by nie wymyślił. Domofon na plebanii też milczy. – To żadna chluba dla wioski. Na całe życie tym dziewczynkom widok zostanie – zamyka mi przed nosem obejście gospodarz z sąsiedztwa. Przy szosie na Biłgoraj znajduje się obejście 44-letniego Andrzeja K., strzeżone przez policyjne wozy. Na oko jak każde we wsi. Domek ze spadzistym dachem, błąkające się kury, przystrzyżone krzewy, doniczki w oknach. Ot, zwykła wiejska posesja, gdzie mieszka z żoną, 38-letnią Jolantą K. i czwórką dzieci (dziewczynki mają 12 i 13 lat, dwaj chłopcy są o parę lat starsi). Wszystko na podwórku jakby zatrzymane w połowie wykonywanej tamtego dnia czynności. Wiaderko przewrócone pod piwnicznym oknem, kombajn na ściernisku, szmata na płocie. Dla dzieci państwa K. od tego zatrzymanego czasu na pewno inaczej będzie biec życie w Czerniejowie. Środa. Dochodzi 14. W domu codzienna krzątanina. Żeby zapełnić dzieciom wakacyjny letarg, babcia zaplanowała sprzątanie. Na dziś miała być piwnica. Już nie można było wytrzymać fetoru dobywającego się z zeszłorocznej kiszonki. Dziewczynki zabrały się za beczkę. Miały usunąć z niej śmierdzącą kapustę i dokładnie umyć. Przewróciły na ziemię, wytoczyły na ściernisko… Najpierw wyleciała kapusta. Nawet się jej nie przyjrzały. Potoczyły beczkę pod dom. Za chwilę znów były na ściernisku. Zobaczyły „to” 200 m od domu, w kupce kiszonki. Makabrę ukrytą w szeleszczących reklamówkach… Wyraźnie odróżniały się tylko główki. Trzy nienaturalnie poskręcane ciała noworodków wysunęły się z folii. Dwie kolejne reklamówki rozpakowali już policjanci, których zawiadomił Andrzej K., ojciec dziewczynek. Ludzie mówią, że gdy zawiał od beczki wiatr, trudno było znieść fetor. Zbigniew Kowalski, sołtys pobliskich Skrzynic Pierwszych, akurat naszedł, jak już ogrodzono teren, jak wynosili czarne worki. Z Andrzejem znają się bardzo dobrze. Właśnie przyszedł odebrać sprężarkę. – Każdy może poświadczyć, że zaradny i dobry z niego chłop. A co się stało? Bidy przecie nie mieli. Zresztą jest co zrobić z dzieciakami – wyrzuca sołtys. – Niejeden by wziął, żeby chować jak swoje od małego. U milczącego 18-latka w sklepie przy remizie kupuję dwa pomidory. – Ty jesteś pewnie synem tej pani? – zadaję kłopotliwe pytanie. – Niestety – matowym głosem zbywa mnie chłopak. Nie przeciągam rozmowy. Co nosiła w tych siatkach? Wokół szkoły, kościoła i sklepu skupia się miejscowe życie. Gospodynie od wczoraj przystają ze sobą, co rusz żegnają się i wzdychają głęboko. Szepczą tylko ze swoimi. Przy obcych jedynie znacząco kiwają głowami, co zapewne oznacza, że swoje wiedzą. – Grzeczne ludzie, pracowite nad wyraz – odburkuje niechętnie kobieta z siatką. – Ona przecież była katoliczka. Nieraz widziałam, jak prowadziła dzieci do kościoła. No, może ostatnio nie… Jolanty K., której nie ma od tygodnia, poszukuje policja. Czy ją pognał gdzie mąż, czy z kim uciekła, może doznała szoku? Jej matka zginęła w wypadku, gdy Jolanta miała 15 lat, niedawno brat. Czy to uderzyłoby jej teraz do głowy? Wieś nie wie. Różnie słychać. – Wiele złego o niej nie mogę powiedzieć. Nie była na miejscu, ale przecież nie kat – zastanawia się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 35/2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Edyta Gietka