Żebracy we frakach

Żebracy we frakach

Poziom grania orkiestr symfonicznych wynika z poziomu zarobków? Mścisław Rostropowicz, jeden z największych wiolonczelistów świata, tłumaczył kiedyś, dlaczego zajął się dyrygowaniem orkiestrami. – Kiedy ciągnę smykiem po strunach tam i z powrotem – mówił – to każdy ruch oznacza, że jeden dolar wpada do mojej kieszeni. Ale kiedy zamiast smyczka mam w ręku batutę, to każde machnięcie nią przynosi mi już 100 dol. Co się bardziej opłaca? Nasi muzycy orkiestrowi z pewnością zgodziliby się z wyliczeniem Rostropowicza, z tą różnicą, że zamiast 1 dolara trzeba wstawić 1 grosz. W Polsce działają dziś 22 orkiestry filharmoniczne i 15 orkiestr operowo-operetkowych. Do tego dochodzą jeszcze trzy orkiestry radiowe i kilka kameralnych. Jest też prywatna Sinfonia Varsovia, uważana za najlepszą ze wszystkich, jednak poza ścisłą elitą orkiestrową wszystkim muzykom wiedzie się źle albo bardzo źle. „N”-orkiestry Ścisła elita to zespoły mające w nazwie słówko „narodowa”. Litera „N” dla Filharmonii Narodowej, Opery Narodowej i Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia oznacza adres kasy, która wypłaca pieniądze – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Do „N”-orkiestr garną się najlepsi muzycy, bo tutaj zarobki przekraczają dwie średnie krajowe, a nawet, jak w przypadku Filharmonii Narodowej, stawki, których żądali lekarze podczas pamiętnego strajku u schyłku IV RP. Członkowie orkiestr filharmonicznych nigdy się nie przyznają, że są wynagradzani godnie. Raczej będą biadolić i porównywać własne zarobki ze stawkami, jakie można otrzymać w zespołach zachodnich. Jednak ci z „Narodowej” z reguły znajdują się w drugim progu podatkowym, czyli ich dochody oscylują wokół 6 tys. zł miesięcznie. W praktyce otrzymują sporo więcej, bo przecież artystom nadal przysługuje tzw. 50-procentowa kwota uzysku. Nie oznacza to, że tak wysokie są artystyczne pensje zasadnicze. Muzyk otrzymuje często dodatkowe pieniądze za wszystkie koncerty ponadnormowe, za nagrania, występy poza siedzibą, nie wspominając już o zwykłych chałturach. W zasadzie kwestia wysokości zarobków każdego muzyka jest sprawą poufną, wynika z indywidualnego kontraktu czy umowy o pracę, ze stanowiska, jakie się zajmuje w orkiestrze, z liczby dodatkowo wykonanych solówek itd. W świecie artystycznym nie ma równości, jednak różnice w wynagrodzeniach odczuwane są szczególnie boleśnie. Awantury o pieniądze nie omijają żadnej orkiestry, ani z grupy „N”, ani z grup dalszych. Ponieważ na czele „N” jest Filharmonia Narodowa, gaże tutejszych muzyków stanowią argument, że pozostałe „N”-orkiestry powinny do nich dorównać. Kilka lat temu Narodowa Orkiestra Polskiego Radia w Katowicach mocno protestowała przeciwko „N”-nierównościom, muzycy ogłosili bezterminową akcję protestacyjną i napisali do ministra kultury. „Średnie uposażenie artysty muzyka NOSPR stanowi około 60% średniego wynagrodzenia w Polskim Radiu, co plasuje nas na 44. miejscu wśród 47 klasyfikowanych grup zawodowych w radiu. Naszą frustrację pogłębia fakt przyznania ostatnio bardzo wysokich podwyżek instytucjom narodowym podległym Ministerstwu Kultury”, można było przeczytać w petycji. Protest poparł nawet światowej sławy kompozytor, Henryk Mikołaj Górecki. Z właściwą sobie bezceremonialnością zagroził, że jeżeli NOSPR zostanie rozwiązana, to uda się na emigrację. Dziś już w NOSPR nastąpiła poprawa wynagrodzeń. Rzecz o tyle istotna, że przez wiele lat NOSPR, która wcześniej występowała pod nazwą WOSPR, uchodziła za zespół lepszy od Filharmonii Narodowej. Zapaść w sferze wynagrodzeń sprawiła jednak, że poziom artystyczny też poleciał na łeb na szyję. Teraz katowicka orkiestra radiowa dźwiga się z zapaści. A oni dostali więcej! Także na niższych szczeblach zarobkowej drabiny trwa nieustanna walka o kasę. Im te pieniądze są mniejsze, tym spory bardziej żałosne. Ich echa rzadko docierają do wiadomości publicznej, jednak czasami czara goryczy przepełnia się i wszyscy mają wtedy temat do dyskusji. Opinia publiczna miała już okazję rok temu zajrzeć do portfeli w Filharmonii Poznańskiej, gdzie konflikt o podłożu finansowym stał się powodem odejścia dyrektora Grzegorza Nowaka, dyrygenta o międzynarodowej renomie, ale mniejszych zdolnościach współżycia z podległymi mu ludźmi. Dyrektor nie przejmował się zarobkami artystów, którymi kierował, natomiast chętnie szermował groźbami, że będzie wyrzucał z pracy źle grających. Kiedy prasa ujawniła, że dochody dyrektora Filharmonii

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 45/2007

Kategorie: Kultura