Od kilku miesięcy w Polsce rośnie poczucie zagrożenia przestępczością W Polsce czujemy się coraz bardziej zagrożeni i rośnie nasza obawa przed tym, że padniemy ofiarą przestępców. W pierwszej połowie tego roku doszło do niepokojącego odwrócenia pozytywnej tendencji wzrostu poczucia bezpieczeństwa z ostatnich kilku lat. Opublikowane właśnie wyniki najnowszego sondażu CBOS, przeprowadzonego w kwietniu 2006 r., wykazują, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Na pytanie: „Czy Polska jest krajem, w którym żyje się bezpiecznie?” zadane reprezentatywnej próbie obywateli 43% Polaków odpowiedziało „Tak”, a 53% – „Nie”. Dokładnie rok temu, odpowiadając na identyczne pytanie, 46% pytanych uznało, iż w kraju żyje się bezpiecznie, 49% zaś stwierdziło, że nie. Boimy się bardziej CBOS już od kilkunastu lat pyta nas o zagrożenie przestępczością. Danych z ostatniej dekady nie można oczywiście porównywać z 1987 r., kiedy to aż 74% Polaków uważało, że w Polsce jest bezpiecznie, i tylko 22% miało przeciwne zdanie. We wszystkich krajach przechodzących transformację sprawdziło się bowiem, że więcej wolności to na początku również więcej przestępczości. Apogeum świadomości zagrożenia w Polsce nastąpiło w kwietniu 2001 r. Potem czuliśmy się coraz bezpieczniej – aż do tego roku. Nasze przeświadczenie o zaczynającej znowu narastać przestępczości zostało potwierdzone drugim kwietniowym sondażem, w którym pytano o to, czy boimy się, że padniemy ofiarą przestępstwa. 55% pytanych odpowiedziało „Tak”, 43% „Nie”. Tu również doszło do odwrócenia tendencji z ostatnich lat. W ubiegłym roku 51% Polaków bało się przestępców, a 45% mówiło, że nie. Dlaczego uważamy, że sprawy bezpieczeństwa obywateli i walki z przestępczością zaczęły zmierzać w złym kierunku? Rzut oka na statystyki pozornie nie daje powodów do obaw. W okresie od stycznia do lipca 2006 r. nadal spadała liczba przestępstw, zwłaszcza kryminalnych, stanowiących największe zagrożenie dla ludzi. Popełniono ich 506 tys., o ponad 10% mniej niż w pierwszych siedmiu miesiącach ubiegłego roku. W dodatku lekko wzrosła wykrywalność, choć nadal jest na żenująco niskim poziomie – 50%, co drugi sprawca może więc liczyć na bezkarność. Całkiem dla hecy, bez powodu Przestępstw mniej, wykrywalność większa, a my się bardziej boimy. Absurd? Jak jednak pisał Pirandello, „Tak jest, jak się państwu zdaje”, więc jeśli po kilkuletniej przerwie zwiększa się liczba obywateli uważających, że zagrożenie przestępczością rośnie, stanowi to istotny problem społeczny. Tym bardziej że nasze przeświadczenie nie jest bynajmniej bezpodstawne. Po pierwsze – mimo że spada liczba przestępstw kryminalnych, rośnie liczba pobić i bójek, choć powinno ich być w naszym kraju coraz mniej (wynika to z demografii – w starzejących się społeczeństwach poziom agresji jest niższy). Spada też, choć nieznacznie, wykrywalność takich czynów. Oznacza to, że po prostu w Polsce coraz łatwiej oberwać, zwłaszcza w większych miastach (tam obawa przed wzrostem przestępczości jest najwyższa). Po drugie zaś – mimo że Polacy są coraz starsi, młodzi ludzie popełniają coraz więcej przestępstw. Liczba czynów karalnych nieletnich rośnie. W 2003 r. popełnili ich 63 tys., w 2004 ponad 70 tys., a w roku ubiegłym już prawie 71,5 tys. Niebezpieczeństwo grożące Polakom ze strony młodych przestępców staje się więc z roku na rok dotkliwsze. Chodzi tu zwłaszcza o zdarzenia o charakterze chuligańskim – paru łobuzów (w pojedynkę atakują rzadko) kogoś uderzy, przewróci, obrzuci wyzwiskami, porysuje karoserię auta, wybije szybę. Nie zawsze są to może czyny bardzo groźne – ale nader dotkliwe, bo dokonywane, jak pisał Ludwik Jerzy Kern w znanym niegdyś wierszu „Dzień chuligana”, „całkiem dla hecy, tak bez powodu” (co stanowi zresztą dobre oddanie prawniczej definicji czynu chuligańskiego), i w każdej chwili coś takiego może spotkać każdego z nas. A czasami konsekwencje bywają tragiczne, bo sprawcy działają z bezprzykładną nieraz brutalnością – jak 22-latek, bezwzględny zbir, który w Poznaniu tak mocno pobił 14-miesięczną córkę swej dziewczyny (karanej zresztą za znęcanie się nad trzyletnim synkiem, którego miała z innym mężczyzną), że dziecko zmarło. Zapłakało w złym momencie, więc ustalili razem z narzeczoną, że należy je skarcić, i przylał, żeby zrozumiało; a ponieważ dziewczynka nadal płakała, to trochę się zdenerwował i lał dalej, dopóki nie ucichła. Przecież musi
Tagi:
Andrzej Dryszel