Szpital umiera, komornik zabiera

Szpital umiera, komornik zabiera

Kilkanaście milionów złotych zarobili komornicy w 2002 roku na krachu dolnośląskiej służby zdrowia

Szpital winny jest pieniądze firmie X. Firma X składa pozew do sądu. Sąd wydaje nakaz. Z takim nakazem firma X idzie do komornika. Komornik blokuje konto szpitala do czasu, aż ściągnie całość należności dla firmy X. Ze szpitalnej kasy weźmie także prowizję. Często jest to kilkadziesiąt tysięcy złotych od sprawy. Taki scenariusz na Dolnym Śląsku powtarza się ostatnio bardzo często. Komornicy zarabiają krocie na krachu służby zdrowia w tym województwie. Na takie zarobki pozwala im ustawa o komornikach sądowych i egzekucji z 1997 r. Według niej, prowizja komornika wynosi 15% ściągniętej sumy, choć ustalono kwotę zaporową. W 2002 r. wynosiła 48 tys. zł od jednej sprawy. W 2003 jest jeszcze wyższa – 50 tys. zł. A jedna sprawa może trwać dwa tygodnie.

Twarde negocjacje

Poniedziałek, 3 marca. Na biurku Wiesława Ksztonia, dyrektora Szpitala Kolejowego we Wrocławiu, leży list od komornika. Firma farmaceutyczna, której placówka winna jest kilkaset tysięcy złotych, zdobyła nakaz sądowy. Komornik przysłał powiadomienie o zablokowaniu konta szpitala. Jednak w kolejce po pieniądze z rachunku bankowego stoją już inni komornicy. Kolejowy zadłużony jest w ZUS i urzędzie skarbowym. Kolejne zobowiązania dotyczą opłaty za jedzenie, lekarstwa i środki czystości. Szpital ma wielu wierzycieli. Jego dług wynosi około 35 mln zł.
Dyrektor Ksztoń najpierw dzwoni do firmy, która wnioskowała o zajęcie komornicze. Zaczynają się negocjacje. Jednak w rozmowach nie uczestniczy komornik. – Z nim spotykam się bardzo rzadko. Zdarzają się sprawy, że wcale go nie widzę. Ściąga należności z konta szpitala, pobiera swoją prowizję i kończy sprawę – mówi Wiesław Ksztoń. W ubiegłym roku szpital wypłacił komornikom prawie 3 mln zł prowizji. Jest największym „pracodawcą” egzekutorów we Wrocławiu.
Żeby i tym razem komornik nie zajął pieniędzy, należy zdobyć zaufanie dyrektora firmy farmaceutycznej. Trzeba nakłonić go, aby odstąpił od egzekucji i rozłożył zadłużenie na raty. Niestety, w ostatnich miesiącach udaje się to bardzo rzadko.
W tym miesiącu to już kolejny nakaz komorniczy, kolejne zajęcie na koncie tego szpitala. Więc zaczyna się dodawanie sum, na które ostrzą sobie zęby komornicy. Suma przekracza wpływy, na jakie placówka może liczyć z kas chorych. Konsekwencje – nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze na leki i płace. A personel już w ubiegłym miesiącu nie dostał pensji. Szpital zatrudnia około 560 osób. Dyrektor Ksztoń idzie na spotkanie z pracownikami. Zamierza powiedzieć im prawdę. Za ten miesiąc też nie dostaną wypłaty. Pracownicy zastanawiają się nad rozpoczęciem protestu. – Pensja nam się należy! To łamanie prawa. Ale skąd dyrektor ma wziąć pieniądze, skoro wszystko przejmuje komornik?
Drugim problemem, który powtórzy się w tym miesiącu, jest brak pieniędzy na lekarstwa. – Czy chorzy sami będą musieli je kupować? Czy szpital wstrzyma przyjmowanie pacjentów? – pytają pracownicy. – Nie! – bez zastanowienia odpowiada Wiesław Ksztoń. Jednak nie chce ujawnić, skąd bierze pieniądze na lekarstwa. – Na szczęście banki pomagają – dopowiada tajemniczo.
Sytuacja finansowa tego szpitala (w 2002 r. większość wpływów przejmowali komornicy) spowodowała, że przez wiele miesięcy pacjenci dostawali na obiad tylko zupę z wkładką. Teraz mogą zjeść i drugie danie. Jednak muszą za nie zapłacić. Od 4 do 6 zł. – To nie jest wina lekarzy czy dyrekcji. Oni dostają za mało pieniędzy. Ale leczą dobrze – słyszę od chorych.

Komorniczy rekord

Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 we Wrocławiu. Tu w 2002 r. tylko jeden komornik pobrał 800 tys. zł prowizji od ściągniętych pieniędzy. Dla porównania, prezydent Wrocławia zarabia rocznie około 130 tys. zł, a marszałek województwa nieco mniej.
W tym szpitalu sytuacja jest taka sama jak w Kolejowym. Tylko długi większe. PSK 1 ma 62 mln zł deficytu. Za kilka dni skończą się leki. Personel także nie otrzymuje wypłat. Konto placówki blokuje dziewięciu komorników. Dyrektor Dariusz Wołowiec negocjuje z egzekutorami i z firmami, które zleciły ściągnięcie swoich pieniędzy. Usiłuje przekonać komorników, by zwolnili pieniądze płynące za usługi medyczne z jednej kasy chorych (np. śląskiej) i zablokowali konto drugiej (np. małopolskiej). Dzięki temu jest szansa, że do jego placówki trafią pieniądze. A PSK 1 to jedyny tego typu szpital w regionie. Na przykład w klinice anestezjologii zajętych jest 14 łóżek. Pacjenci uzależnieni od respiratora, podłączeni do kroplówek. Co się stanie, jeśli do szpitala nie trafią w tym miesiącu pieniądze? – Będziemy zmuszeni wygasić działalność – odpowiada prof. Leszek Paradowski, rektor Akademii Medycznej we Wrocławiu, której podlega PSK 1. Ostatnią szansą są negocjacje z komornikami i firmami, którym placówka winna jest pieniądze. Rektor organizuje spotkanie. Żaden komornik nie przychodzi. Po raz drugi ustala termin. Zjawia się dwóch, ale bez zgody szefów firm, dla których ściągają pieniądze, niewiele mogą zrobić. Opracowywany jest program ewakuacji około 500 pacjentów szpitala do innych placówek w województwie. – Tych pacjentów nie można przenieść do innego szpitala! Nie mamy odpowiednika w regionie. Likwidacja tylko jednego łóżka w tej klinice to śmierć dla około 50 osób rocznie – ostrzega prof. Andrzej Kuebler, kierownik kliniki anestezjologii w PSK 1. Walka o placówkę trwa. Pracownicy, domagający się zaległych pensji zawiązują komitet strajkowy. W obronie PSK 1 wysyłają apele do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera Leszka Millera, ministra zdrowia Marka Balickiego… Bez rezultatów. Dolnośląska Regionalna Kasa Chorych ma dla tego szpitala 2 mln zł. To wystarczy prawie na miesiąc. Jednak kasa chorych nie wpłaca obiecanej sumy na konto. Zajęcia komornicze w tym miesiącu wynoszą ponad 3 mln zł, więc pieniądze natychmiast przechwycą egzekutorzy.

Paraliż sądu

Pracownicy wielu dolnośląskich szpitali nie otrzymują regularnie pensji. Wielokrotnie walczyli o przyszłość swoich zakładów pracy i swoje wynagrodzenie. Organizowali pikiety pod urzędami, robili wszystko, by odpowiadający za służbę zdrowia wprowadzili program naprawczy. A były już trzy takie programy. Każdy zakładał zmniejszenie liczby szpitalnych łóżek, a co za tym idzie, zwolnienia. Przez wiele miesięcy pracownicy szpitali występowali przeciw komornikom.
– Doświadczona pielęgniarka zarabia u nas około 1 tys. zł. Tymczasem tylko jeden egzekutor w 2002 r. pobrał dla siebie 400 tys. zł – porównuje Iwona Skrybuś, pracownik szpitala im. Rydygiera we Wrocławiu. Personel tego szpitala był prekursorem. Pracownicy po należne im pensje poszli do… komornika. Najpierw kilkaset osób z Rydygiera złożyło pozwy do sądu. Z nakazami udali się do komornika. Konto szpitala blokowali już jego koledzy, ale zobowiązania wobec pracowników trzeba realizować w pierwszej kolejności. Tak mówi prawo. Dopiero potem komornik ściąga pieniądze dla instytucji państwowych, a na końcu dla dostawców prywatnych. Oczywiście, egzekutor pobierze prowizję także od pieniędzy ściągniętych dla pracowników. – Za to, że przekazał nam grudniowe pensje (na początku lutego), wziął sobie prawie 70 tys. zł. Ale co mamy robić? Musimy za coś żyć – mówi Jolanta Nanowska, pracownik tego szpitala.
Od kilku miesięcy personel Rydygiera składa pozwy do sądu. Ich śladem poszli pracownicy innych wrocławskich szpitali. Tylko w tym roku pozwy o wypłatę zaległych pensji złożyło prawie 4 tys. pracowników służby zdrowia. Często są to pozwy zbiorowe, dotyczące nawet kilkuset osób. W sądach pracy nastąpił paraliż. Na wyznaczenie rozprawy trzeba czekać około sześciu miesięcy. Może więc się okazać, że z nakazem za pensję styczniową pracownicy służby zdrowia do komornika pójdą w maju, a wypłatę majową komornik ściągnie w grudniu. A to nie koniec, bo do sądu pukają już inni pracownicy służby zdrowia. – Był u nas personel PSK 1. Pytali, jak wypełnić wniosek, co należy zrobić, by nakaz trafił do komornika – mówi Bogumiła Guzewska ze szpitala im. Rydygiera.

Ciepła robota

Na województwo dolnośląskie i opolskie wyznaczonych jest 77 komorników. W 2002 r. ich prowizja ze spraw związanych z egzekucją pieniędzy od placówek dolnośląskiej służby zdrowia wyniosła w sumie kilkanaście milionów złotych. – Prowizję komorniczą ustalono po analizie sytuacji w całym kraju. Parlamentarzyści sześć lat temu nie mogli wiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja w dolnośląskiej służbie zdrowia. Przecież w Gdańsku czy w Poznaniu komornicy nie zarabiają tak wiele na ściąganiu pieniędzy ze szpitali – tłumaczy Tomasz Kinastowski, wrocławski komornik. – Ponadto niewielu komorników w województwie dolnośląskim zajmuje się egzekucją pieniędzy od szpitali. Na przykład jeden ma wyłączność na wrocławski szpital przy ul. Grabiszyńskiej, inny obsługuje tylko Rydygiera. A wszystko odbywa się w majestacie prawa. Trudno dziwić się firmom czy pracownikom szpitali. Oni chcą odzyskać pieniądze. Mają swoje wydatki. My także musimy zarobić na opłaty. Zatrudniam 15 osób. Miesięcznie potrzebuję około 60 tys. zł na opłacenie wszystkich kosztów, nie wspominając o wypłacie dla siebie. Komornicy wykonują normalną pracę, za którą pobierają legalne wynagrodzenie – podsumowuje Kinastowski.

Ominąć egzekutora

Wszystko wskazuje na to, że komornicy będą otrzymywali nakazy zajęć w placówkach dolnośląskiej służby zdrowia przez następnych kilka lat. Dług szpitali i przychodni w tym województwie to prawie miliard złotych (około 20% zadłużenia w całym kraju).
– Stawki w dolnośląskiej kasie chorych są jednymi z najniższych w Polsce. Przez to szpitale otrzymują zbyt mało pieniędzy. Dług rośnie w lawinowym tempie. Odsetki nas zabijają – taka przyczyna krachu w dolnośląskiej służbie zdrowia pojawia się w wypowiedzi dyrektora każdego szpitala. Czy jest sposób, aby ominąć komorników? Tak. W województwie wdrażany jest program sekurytyzacji. W niektórych szpitalach już funkcjonuje. Banki czy duże firmy wykupują szpitalne długi. Dzięki temu pomijany jest komornik. Takie firmy przetrzymują długi. Policzą sobie procent, ale będzie mniejszy od prowizji komornika. Pozostaje tylko jedno pytanie. Skąd dolnośląskie szpitale wezmą pieniądze na spłatę tak kolosalnego zadłużenia? Czarny scenariusz jest następujący: wkrótce szpitale przejmą prywatne firmy, które teraz wykupują ich długi. Jest i drugie rozwiązanie: na drzwiach szpitali pojawią się kłódki.

„Gazeta Wrocławska”


Zapowiadają strajk generalny

Pracownicy dolnośląskiej służby zdrowia szykują się do strajku generalnego. W różny sposób wyrażali już swoje niezadowolenie. W jednym szpitalu przez 84 dni trwał rotacyjny strajk głodowy, 21 pracowników oddało dowody osobiste, zrzekając się polskiego obywatelstwa, trwały demonstracje, do wielu polityków wysyłano apele i prośby o interwencje. W 17 dolnośląskich szpitalach odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. W ubiegłym tygodniu około 40 pracowników służby zdrowia przez pięć godzin okupowało gabinet wojewody dolnośląskiego. Wynieśli ich stamtąd policjanci, a urząd złożył zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Z kolei przez kilka dni w Urzędzie Marszałkowskim nocowały cztery pracownice szpitala im. Rydygiera. Środowisko medyczne ostrzega: zaostrzenie akcji protestacyjnej na Dolnym Śląsku jest przesądzone.

Wydanie: 11/2003, 2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy