Początek katastrofy

Początek katastrofy

W ubiegłym roku Morawiecki był gorącym zwolennikiem zniesienia ceł na ukraińskie towary. Za byli wszyscy europosłowie

„By ratować poparcie, PiS wbija Ukrainie nóż w plecy”, pisał 16 kwietnia br. na łamach „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński, dowodząc, że partia Jarosława Kaczyńskiego odwraca się od Kijowa, otwiera kolejny spór z Unią i trwoni kapitał moralny, który Polska zgromadziła w ostatnim roku, pomagając zaatakowanemu sąsiadowi. Dzień później na portalu ua.korrespondent.net Walery Litoninskij opublikował artykuł opatrzony tytułem „Cios w plecy. Sąsiedzi blokują zboże z Ukrainy”. Reakcja dziennikarzy i obywateli ukraińskich na decyzję rządu premiera Mateusza Morawieckiego była jednoznaczna.

W Kijowie pamiętają, że Polska przyjęła największą liczbę uciekających przed wojną Ukraińców, że regularnie zwiększa swoją pomoc wojskową, lecz zakazując eksportu, a nawet tranzytu ukraińskich produktów rolnych przez swoje terytorium, zadała potężny cios gospodarce zaatakowanego sąsiada.

W identycznym tonie wypowiedział się Mykoła Kniażycki, poseł opozycyjnej Europejskiej Solidarności do Rady Najwyższej Ukrainy, który przypomniał, że polskie embargo naruszyło umowy międzynarodowe w ramach Światowej Organizacji Handlu, przepisy wewnętrzne Unii Europejskiej oraz umowę o wolnym handlu między Unią a Ukrainą.

Pamiętajmy, że dotychczas nasz kraj udzielił Ukrainie wsparcia w wysokości ponad 50 mld zł, co stanowi 2% polskiego PKB, o czym dwa tygodnie temu powiedziała w Waszyngtonie minister finansów Magdalena Rzeczkowska w trakcie dyskusji zorganizowanej przez think tank Atlantic Council. Teraz, na skutek błędów popełnionych przez rządzących, pozytywny oddźwięk tych działań słabnie. A jeśli ktoś sądzi, że decyzja o zamknięciu granic – która, jak się wydaje, zyska choć częściową akceptację Komisji Europejskiej – to koniec kłopotów, jest w błędzie. To dopiero początek. Ponieważ do gry wkroczyli ukraińscy oligarchowie, których interesy zostały zagrożone.

Królewięta ukraińskiego rolnictwa

Już w XVI i XVII w. Ostrogskich, Zbaraskich, Zasławskich, Koniecpolskich, Wiśniowieckich, Potockich i Mniszchów szlachta polska i litewska, ze względu na wielkość posiadanych majątków kresowych, nazywała królewiętami. Na początku XVIII w. majątek Potockich na Ukrainie obejmował 70 miast, kilkaset wsi i 11 królewszczyzn, a liczba poddanych przekraczała 400 tys. osób. Pozostałe rody były tylko odrobinę „uboższe”.

Pod tym względem na Ukrainie niewiele się zmieniło. Do niedawna był to kraj rządzony przez oligarchów, takich jak Ihor „Benia” Kołomojski, Rinat Achmetow czy Dmytro Firtasz, którzy wzbogacili się, przejmując kontrolę nad częściami ukraińskiego przemysłu i bankowości. Atak Rosji na Ukrainę w lutym ub.r. znacząco uszczuplił ich stan posiadania. Obok nich wyrośli oligarchowie, którzy dorobili się, tworząc ogromne latyfundia, w niczym nieustępujące majątkom królewiąt.

Bardzo pomogła im w tym Unia Europejska. By zrozumieć, w czym rzecz, należy się cofnąć do 1 stycznia 2016 r. Tego dnia weszła w życie umowa między Ukrainą a Unią Europejską o pogłębionej i całościowej strefie wolnego handlu (DCFTA), będąca najważniejszą i największą częścią podpisanej w czerwcu 2014 r. umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. Umowa ta przewidywała nie tylko powołanie strefy wolnego handlu, ale także przyjęcie przez Ukrainę ok. 60% regulacji prawnych UE, w tym rozwiązań w zakresie energii, przepisów technicznych, sanitarnych, fitosanitarnych, celnych i dotyczących ochrony własności intelektualnej. Umowa miała też zabezpieczyć przepływ kapitału i stworzyć równe warunki konkurencji.

Tego samego dnia, decyzją prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina, przestała obowiązywać umowa o wolnym handlu między Rosją a Ukrainą, co oznaczało zamknięcie rosyjskiego rynku na ukraińskie towary.

Kijów liczył, że otwarcie się na Zachód zrekompensuje utratę rynku rosyjskiego oraz rynków pozostałych krajów Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP). Stało się odwrotnie. Wielkość handlu Ukrainy z państwami UE w 2020 r., wynosząca 39,7 mld euro, była tylko trochę wyższa niż w roku 2013 – 36,8 mld euro.

Kijów zrozumiał, że układ stowarzyszeniowy nie przyniósł krajowi spodziewanych korzyści. Pojawiły się szacunki, że w latach 2014-2020 straty w eksporcie Ukrainy w wyniku utraty rynków WNP osiągnęły wysokość 92,7 mld dol. Czyli ponad połowę ukraińskiego PKB z roku 2020.

Jedynymi sektorami, które w nowej sytuacji radziły sobie lepiej, były rolnictwo i przetwórstwo towarów rolno-spożywczych.

Tak oto wielkie agroholdingi, zajmujące setki tysięcy hektarów najlepszych w Europie gleb – czarnoziemów – stały się filarem ukraińskiej gospodarki. Do największych należy UkrLandFarming PLC zarejestrowany na Cyprze. W jego skład wchodzi kilkanaście spółek zajmujących się m.in. produkcją i sprzedażą zbóż, jaj oraz produktów jajecznych, cukru z buraków cukrowych uprawianych na gruntach należących do holdingu, hodowlą bydła, produkcją nasion, jak również dystrybucją środków i materiałów do produkcji rolnej. UkrLandFarming PLC zarządza dziś obszarem o powierzchni ponad 670 tys. ha gruntów ornych. Posiada sieć elewatorów o pojemności 2,5 mln ton zboża i eksportuje swoje produkty do 40 krajów świata. Współpracuje z globalnymi korporacjami, takimi jak Cargill, Glencore, Marubeni czy Noble Resources. Właścicielem i prezesem agroholdingu jest jeden z najbogatszych ukraińskich oligarchów Ołeh Bachmatiuk.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 17/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. Shutterstock

Wydanie: 17/2023, 2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy