Antyklerykalizm przestanie być potrzebny

Antyklerykalizm przestanie być potrzebny

W czasach, kiedy nawet liberalna prasa bała się krytykować episkopat, metale i punki pokazały, że można myśleć inaczej


Dr hab. Michał Rauszer – kulturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książek „Ludowy antyklerykalizm. Nieopowiedziana historia” oraz „Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich”. Współautor podcastu „Wszyscy jesteśmy ze wsi”.


Polska prowincja jest uważana za bastion postaw konformistycznych wobec Kościoła.
– Zarówno z perspektywy współczesnej, jak i historycznej wieś słusznie kojarzy się z większą religijnością, ale nie do końca słusznie z uległością wobec księdza.

Właściwie do czasów PRL chłopi byli w większości posłuszni wobec kleru, ale przede wszystkim dlatego, że było to na nich wymuszane, bardzo często przemocą. Trzeba pamiętać, że mieszkańcy ziem należących do biskupa czy zakonu byli jego poddanymi. Oznaczało to nie tylko przymus świadczenia pracy czy płacenia czynszu, ale do XIX w. także podległość kościelnemu sądownictwu, bez możliwości odwołania się do jakiejkolwiek wyższej instancji. Na wszystkich chłopach, niezależnie od tego, do kogo należeli, ciążył ponadto obowiązek chodzenia na msze, a kto z niego się nie wywiązał, ten albo płacił karę, albo był zakuwany w tzw. kunę, czyli przypinany łańcuchem do ściany świątyni.

Nawet po uwłaszczeniu, w praktyce aż do zakończenia II wojny światowej, duchowni zachowali sporą część realnej władzy nad lokalnymi społecznościami. Jeśli za bardzo fikałeś, to ksiądz uniemożliwił ci ożenek bądź nie pochował matki, bo dopiero w Polsce Ludowej wprowadzono cywilne śluby i świeckie pogrzeby. Podsumowując: lud oczywiście był religijny i bardzo wobec Kościoła uległy, ale pewna część tej uległości wynikała nie z jego mentalności, lecz z tego, że ta instytucja dysponowała bardzo mocnymi narzędziami nacisku.

Za otwarte przeciwstawianie się duchownym można było zapłacić wysoką cenę.
– Lud nie mógł jawnie im się sprzeciwiać ani ich krytykować, ale mógł praktykować opór „szeptany”, np. opowiadać o nich dowcipy i śpiewać złośliwe pieśni (tak na marginesie, tekst i formuła popularnej piosenki zespołu Piersi z 1992 r., obśmiewającej m.in. pijaństwo i wystawny styl życia proboszcza, są bardzo podobne do analogicznych utworów funkcjonujących w folklorze). Upust antyklerykalnym emocjom dawano także, łamiąc dyscyplinę podczas mszy oraz w dzień św. Szczepana, w który zgodnie ze zwyczajem obsypywano plebana owsem. Gdy parafianie byli mu niechętni, mieszali zboże z kamieniami.

Ważnymi formami samoobrony, stosowanymi również wobec innych panów, były symulowanie lub złe wykonywanie pracy podczas odrabiania pańszczyzny oraz sabotaż. Zdarzały się też spory w sądach biskupich o wysokość danin, strajki, a nawet bezpośrednie bunty, np. pobicia. Podczas rabacji galicyjskiej chłopi atakowali także kościoły, postrzegane jako podpory systemu opresji.

Przypadki całościowego odrzucenia Kościoła były jednak rzadkie.
– Przekonanie, że „inny świat jest możliwy”, było charakterystyczne dla radykalnych ruchów społecznych: komunizmu, socjalizmu czy anarchizmu. Na wsi ludzie myśleli bardziej praktycznie: problemem były dla nich konkretne obowiązki czy zachowania księży. Bo sprzeciw budził nie tylko wyzysk, ale też niemoralne prowadzenie się czy pijaństwo. Świadczą o tym zachowane pieśni, które piętnowały księżowską pedofilię czy wykorzystywanie seksualne lub uwodzenie przez duchownych chłopskich żon.

Pod koniec XIX w. chłopi zaczęli się organizować politycznie.
– Wszędzie, gdzie pojawił się ruch ludowy, czyli najpierw w Galicji, był bardzo mocno zwalczany przez biskupów i księży. Obawiali się oni, że gdy ludzie na wsi zaczną myśleć samodzielnie, za chwilę mogą dojść do wniosku, że Kościół nie jest im do niczego potrzebny. Jeśli ktoś chce sobie wyobrazić, jak wyglądało wyklinanie działaczy chłopskich, niech sobie przypomni niedawne odczytywanie podczas mszy listów hierarchów przeciwko „potworowi gender” albo to, jak katolicka prasa opisywała uczestniczki Strajku Kobiet. Prof. Andrzej Chwalba pisał, że łatwiej było dostać rozgrzeszenie za kradzież lub pijaństwo niż za czytanie ludowej prasy. Sympatykom „Zarania” czy „Przyjaciela Ludu” księża odmawiali sakramentów i piętnowali ich z ambon.

Efekt był często odwrotny do zamierzonego. W „Zaraniu”, które na początku nie było antyklerykalne, zaczęły się pojawiać np. listy chłopów o tym, że ksiądz nie będzie nimi rządził i że będą sami decydować, co będą czytać. Wincenty Witos, zanim w niepodległej Polsce został premierem, pisał ostre antykościelne teksty, w których wprost nazywał klerykalizm zarazą. Jednak ze względu na przyzwyczajenie chłopów do dominującej roli duchowieństwa oraz ich religijność ruch ludowy nigdy jednoznacznie nie odciął się od Kościoła.

Za to w wyniku kościelnej nagonki wielu mieszkańców wsi zwróciło się przeciwko ludowcom.

– Pionier ruchu ludowego w Galicji, Jakub Bojko, napisał świetną książeczkę „Dwie dusze”. Postawił w niej tezę, że wieki pańszczyzny sprawiły, że każdy chłop ma dwie dusze: własną oraz „niewolniczą”, która w obliczu każdej władzy każe mu zachowywać się w określony sposób. Dlatego może sobie o księdzu myśleć różne rzeczy, ale jak przyjdzie co do czego – będzie mu posłuszny.

Po wojnie do pewnego stopnia antyklerykalne stało się całe państwo.

– Kościół właściwie po raz pierwszy został trochę odspawany od władzy, w związku z czym zniknęło podstawowe paliwo antyklerykalizmu, czyli poczucie, że „ksiądz nami rządzi”. Zwłaszcza w latach 80. częściej uważano go za przestrzeń wolności, w której dobrze odnajdowały się nawet osoby niewierzące. Oczywiście po 1989 r. to się praktycznie skończyło, bo sojusz ołtarza z tronem znowu zaczął być bardzo ścisły. Dopóki jednak Kościół był bliżej ludu, trochę mniej od niego obrywał.

Również dlatego, że każda krytyka duchowieństwa mogła zostać przez rządzących wykorzystana do własnych celów.

– O ile ucichły zarzuty związane z jego władzą, o tyle część ludu miała mu za złe rzekome sprzeniewierzenie się tradycji. Krytykowano reformy wprowadzane po Soborze Watykańskim II, zniesienie kilku świąt, które były dla ludzi ważne, a i to, że tolerowane jest przychodzenie kobiet na mszę w spodniach. Nawet w objawieniach maryjnych bardzo często pojawiał się wątek nadmiernego liberalizmu ówczesnego Kościoła.

W najnowszej książce, która ukazała się pod koniec kwietnia, opisujesz nie tylko chłopskie strategie radzenia sobie, ale też oddolny opór wobec rosnącej pozycji kleru w latach 90.

– Kościół otrzymał mocny mandat społeczny, dzięki któremu zyskał niebywały wpływ na życie polityczne, ale także na to, co i jak się pisze, jak się kręci filmy itd. Jednocześnie prawie wszyscy mieli z tyłu głowy, że jeśli go skrytykują, zostaną od razu oskarżeni o postkomunizm. Bardzo mało środowisk głosiło postulaty antyklerykalne, z biskupami układali się nawet politycy SLD. Oczywiście był tygodnik „Nie”, ale nie wszędzie docierał, poza tym słowo pisane zawsze jest do pewnego stopnia elitarne.

W mojej ocenie główną przestrzenią ludowej niezgody na pozycję Kościoła w Polsce były po 1989 r. subkultury młodzieżowe, zwłaszcza metal i punk. Te bardzo wówczas popularne środowiska – myślę, że należała do nich lub wokół nich orbitowała ponad połowa młodych ludzi – były jawnie, bezwzględnie i bezczelnie, wręcz obscenicznie antyklerykalne. Miało to szczególne znaczenie dla mieszkańców wsi i małych miast. Gdy takim osobom coś w Kościele się nie podobało, najczęściej były z tym same, bo w okolicy nie było grupek o podobnych intuicjach. Muzyka punkowa czy metalowa z antykościelnym przesłaniem dawała poczucie, że jest się częścią większego ruchu, zachęcając w ten sposób do wyrażania swoich poglądów.

Jak sądzisz, czy tamten bunt przeciw Kościołowi miał jakieś długofalowe skutki społeczne?

– Nic mi nie wiadomo o istnieniu jakichkolwiek badań na ten temat, ale na mój nos zdecydowana większość osób, które w jakimś momencie zaangażowały się w antyklerykalne subkultury, z czasem wróciła na łono społeczeństwa. Dawni metale i punkowcy czasem stali się nawet bardziej konserwatywni niż ich rodzice. Młodzieżowy bunt przeciw Kościołowi i religii bardzo często ma formę wyszumienia się. Jesteś młody, mieszkasz na wsi, trochę pomstujesz na lokalny kler, ale on rządzi dalej, a ty z czasem wyrastasz z radykalizmu.

Z własnych obserwacji mógłbym zarówno podać przykłady osób z warstw ludowych, które w okresie dorastania wykrzykiwały na koncertach antyklerykalne hasła, a teraz są bardziej kościelne niż całe ich otoczenie, jak i wskazać ludzi, którzy dzięki tamtemu zaangażowaniu pozostają poza Kościołem lub są wobec niego krytyczni (co oczywiście nie musi być równoznaczne z niewiarą). W czasach, kiedy nawet liberalna prasa bała się krytykować episkopat, udział w subkulturach pokazał im, że Kościół nie ma władzy absolutnej i że można myśleć inaczej.

Współcześnie podważanie i odreagowywanie władzy Kościoła przyjmuje formę zarówno prowokacyjnych memów z Janem Pawłem II, jak i wypisywania dzieci z lekcji religii oraz aktów apostazji.

– Formy oporu zawsze zależą od tego, do czego się odnoszą. Memy z papieżem pojawiły się w reakcji na jego przesadny kult w przestrzeni publicznej i stawały się tym bardziej brutalne, im bardziej był idealizowany. Dla kultury ludowej typowe jest, że obśmiewa to, co oficjalna kultura każe społeczeństwu traktować bardzo poważnie. Problem z taką karnawalizacją polega na tym, że najczęściej pozwala ona ludziom się wyszumieć, po czym sytuacja wraca do normy. Trwałe efekty będzie miał natomiast moim zdaniem Strajk Kobiet. Wszyscy pamiętamy obrazki, kiedy ksiądz wychodził do grupy dziewczyn, a one krzyczały, żeby wyp… Przed protestami przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego pozycja Kościoła była tak mocna, że w życiu bym nie uwierzył, że coś takiego będzie w Polsce możliwe w wyobrażalnej przyszłości.

Znam osoby z ludu, w podeszłym wieku, które jeszcze 10 lat temu nie powiedziałyby złego słowa o swoim proboszczu, nawet gdyby zrobił najgorszą możliwą rzecz, a teraz klną na kler i jego związki z partią rządzącą. Nadal chodzą do kościoła, bo jest to dla nich ważna przestrzeń, ale ksiądz przestał być jakimkolwiek autorytetem.

Ciekawe byłyby wyniki jakościowych badań nad stosunkiem młodzieży do Kościoła. Znajomi, którzy mają dzieciaki w wieku licealnym, mówią mi, że one przeciwko niemu się nie buntują – on dla nich w ogóle nie istnieje lub co najwyżej jest jakimś śmiesznym reliktem. Wszystko wskazuje na to, że sekularyzacja będzie postępować tak szybko, że wszelki antyklerykalizm przestanie być potrzebny.

Fot. NAC

Wydanie: 19/2023, 2023

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy