Zły dotyk, dobry film

Zły dotyk, dobry film

Do Oscara kandyduje „Spotlight”. Czy ten film jest potrzebny Amerykanom? Może. Ale bardzo potrzebny jest nam „Spotlight” w reżyserii Toma McCarthy’ego Oscara nie dostanie, bo zagracone biurka w newsroomie przepadną w konkurencji z otchłannymi pejzażami Gór Skalistych ze „Zjawy” z DiCaprio. Ale nie szkodzi. „Zjawę” (i tuzin podobnych) nakręcono, żeby się pogapić, a „Spotlight”, żeby pomyśleć. Zadanie było mordercze – nakręcić film o procedurze. Procedura fatalnie wypada na ekranie. Co innego dzieciak skrzywdzony przez księdza, który się do niego dobierał. Tylko że taką łzawą historyjkę wstawi byle tandeciarz. Ale pokazać krok po kroku mechanizm molestowania w Kościele, i to tak, by widz przez dwie godziny siedział na brzeżku fotela – o, do tego już trzeba klasy. Oglądajmy drobnymi kroczkami Akcja biegnie jak górski strumyk, ale my powinniśmy oglądać film nieskończenie powoli. Bo dotyczy on w równej mierze Bostonu, jak i Tylawy czy Poznania. I Poznań (gdzie w pałacu biskupim ciągle rezyduje abp Paetz) czy Tylawa (w której proboszcza oskarżono o molestowanie dziewczynek) może od Bostonu wiele się nauczyć. Po belfersku więc zapraszam: przepowiedzmy sobie ten film jak lekcję. W Bostonie ksiądz molestował dzieciaki – zdarza się w najlepszej rodzinie. Miejscowa gazeta „The Boston Globe” sprawę odfajkowała w krótkim felietonie i temat zdechłby następnego dnia. Gdyby nie – bardzo ważne! – nowy naczelny. Do miasta przyjechał wczoraj, nie ma rodziny, którą można by go szachować, nie lubi bejsbolu (odpada rytualny ochlaj po meczu w gronie „ojców miasta”), w dodatku – Żyd. Kościół ani go ziębi, ani parzy – po prostu w pedofilach w sutannach wyczuł temat na pierwszą stronę. Dziennikarzom miejscowym, z których każdy przypisany jest do jakiejś parafii, nawet przez myśl by to nie przeszło. Wpierw jednak rytuał – skąd my to znamy? – w postaci kurtuazyjnej wizyty u lokalnego biskupa. Nawet dowcipny facet: wręcza naczelnemu „przewodnik po Bostonie”. Ślicznie opakowany „Katechizm Kościoła katolickiego”. Uwaga! – nie Ewangelię, lecz katechizm. Wiadomo dlaczego, wiadomo, co chce powiedzieć. Katechizm, czyli kościelny regulamin, stoi wyżej niż Ewangelia. Regulamin tę Ewangelię – gdy trzeba – uchyla, zawiesza, czasem unieważnia. Księdza, a już biskupa szczególnie, obowiązuje przede wszystkim wierność wobec Organizacji i jej Regulaminu. Przykazania są na drugim miejscu, Ewangelia jeszcze dalej. Że widzowi nasuwa się skojarzenie z mafią? Widzowi tak. Ale przeciętnym bostończykom się nie kojarzy. Podobnie jak poznaniakom czy tylawianom. Bo gadki o molestowaniu przez duchownych po prostu słyszy się od czasu do czasu tu i tam. Stały temat w sezonie ogórkowym. W Bostonie mawiają: „W każdym koszu znajdzie się kilka zgniłych jabłek obok mnóstwa zdrowych owoców”. Otóż nie – powiada nowy naczelny „The Boston Globe”. Kościół naciska, żebyśmy tak myśleli. Puści się do druku jedną, drugą ckliwą powiastkę o księdzu zboczeńcu i jego ofiarach, westchnie się, że trudno, że zdarzają się tacy. I po sprawie. Nie! – upiera się naczelny – to nie rozproszone przypadki. Molestowanie w Kościele to stała procedura, która przebiega według ściśle ustalonych mechanizmów. This is big! – pada raz po raz z ekranu. To sięga od małej parafii etapami w górę – aż po szczyty hierarchii watykańskiej. Wzorcowy pedofil Łatwo powiedzieć, trudno udowodnić, a jeszcze trudniej odkryć stały sposób zamiatania pedofilii pod dywan (w filmie słowo klucz brzmi: pattern – wzór). Otóż pattern jest taki: o księdzu umoczonym w pedofilię ukazuje się artykuł w lokalnej gazetce; lokalna społeczność jest oburzona, więc biskup przenosi księdza do nowej parafii. Z tym że ci nowi parafianie nie są informowani, kogo takiego arcypasterz im zsyła. Ksiądz zboczeniec znowu więc wpycha ministrantom łapę w spodnie. W ślad za tym w lokalnej prasie ukazuje się artykuł, społeczność jest oburzona, księdza przenoszą. I tak kapłan się przemieszcza ruchem konika szachowego do późnej starości. Co jest możliwe, bo miejscowi czytają tylko swoją lokalną gazetę. Nie mają pojęcia, że na temat ich proboszcza ukazało się pięć bardzo podobnych tekstów w innych lokalnych gazetkach. Skutkiem tego łatwo im wcisnąć historyjkę o „kilku zgniłych jabłkach” itd. Przy tym pedofil w sutannie też ma swój pattern. „To drapieżnik, w dodatku przebiegły”, słyszymy z ekranu. Nie atakuje na ślepo. Wybiera dzieci z rodzin ubogich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2016, 2016

Kategorie: Kultura
Tagi: Wiesław Kot