Jak zmienia się stosunek Polaków do Święta Zmarłych?

Jak zmienia się stosunek Polaków do Święta Zmarłych?

Prof. Stanisław Moryto, kompozytor, organista, rektor Akademii Muzycznej w Warszawie Większych zmian nie obserwuję, bo to święto zawsze było głęboko zakorzenione w naszym obyczaju. Następuje wtedy migracja z jednego krańca Polski na drugi. Dzień 1 listopada i jego okolice to także okres wielu imprez artystycznych i okazja do wykonania dzieł wielkiej literatury muzycznej o charakterze żałobnym. Najczęściej granym utworem jest „Requiem” Mozarta, ale wykonuje się też wtedy wiele innych dzieł, nawet z nurtu lżejszego, które też pasują do ogólnego nastroju. W te obchody włącza się wiele instytucji, następuje rozbudowanie obyczaju, nawet jego umocnienie. Kiedyś święto nie cieszyło się poparciem czynników oficjalnych. Pamiętam, że mój ojciec prowadzący na Podhalu orkiestrę dętą zagrał na cmentarzu kilka marszów żałobnych i otrzymał wezwanie na kolegium z zarzutem zakłócania spokoju. Robert Popkowski, właściciel pracowni kamieniarskiej, laureat nagrody Nagrobek Polski Roku 2005 Klient zamawiający pomnik na grób osoby bliskiej stał się bardziej wymagający. Poprawiła się trochę wiedza na temat kamieni używanych na nagrobki, choć dawne gusty pozostały. Lastriko umarło śmiercią naturalną, nie wytrzymało konkurencji gotowych nagrobków importowanych z Chin, gdzie robocizna jest tańsza. Pojawiły się w hurtowniach kamienie z całego świata, nawet z Afryki, Azji i Ameryki. Polskie zakłady kamieniarskie przekształciły się jednak z produkcyjnych w handlowe. Mój robi nagrobki dla szczególnie wymagających, którzy chcą mieć dzieło, coś wyjątkowego bez względu na cenę, coś, co jakoś przybliża sylwetkę zmarłego. Na rynku jednak dominują standardowe wzory. Włosi np. umiejętnie lobbują w sprawie swoich wyrobów. Ich projekty są ładniejsze, ale i Chińczycy uczą się szybko europejskich wymagań. Wcześniej proponowali dosyć egzotyczne ozdoby, węże, smoki, teraz robią dokładnie to, czego oczekuje klient. Zbigniew Skoczek, redaktor naczelny miesięcznika „Kultura Pogrzebu” 1 listopada staje się jednym z najważniejszych świąt. Takiego kultu zmarłych dawno nie było. Nowe pomniki, nowe znicze elektryczne na baterię, które płoną sztucznym ogniem przez kilka tygodni, tanie kwiaty w doniczkach i ogromny wybór ozdób. Z jednej strony, wielki kult, z drugiej, wielkie targowisko. Na cmentarz nie wypada nie pójść, nawet obcy ludzie dbają o opuszczone groby. Coraz ładniejszymi samochodami się podjeżdża i trzeba myśleć o nowych parkingach. Kiedyś zamykało się tylko część ulicy, dziś całą na odcinku kilku kilometrów przed cmentarzem. Jest jak na pikniku, ale zarazem duchowo i nostalgicznie. Niektórzy chodzą na spacer na cmentarz z dziećmi, bo tutaj jest bezpiecznie, nie ma meneli z piwem, teren jest monitorowany. Stawia się świeczkę rodzinie, znajomym, żołnierzom. Cmentarze przestały straszyć, można tutaj spokojnie porozmawiać, a młodzież lubi przychodzić wieczorami. Kościoły otwierają się wtedy na zaduszkowe koncerty rockowe, jazzowe i bluesowe. Ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” Przyjęła się fatalna nazwa „święta zmarłych”, nie bardzo chrześcijańska. Nie mam szerokiego oglądu postaw Polaków, ale w moim odczuciu pamięć o zmarłych jest elementem bardzo trwałym, przy czym wspomnienie śmierci porusza struny religijne w człowieku i to ciągle jest ważny element polskiego katolicyzmu. Także peregrynacje do grobów bliskich trzeba postrzegać jako implicite wiarę w życie wieczne. Zawsze było to święto trochę religijne, trochę sentymentalne i kulturowe, choć to się układało w różnych proporcjach. Komercjalizacja oczywiście wciska się wszędzie, gdzie to tylko możliwe, tak więc paleta lampek czy wiązanek, które można kupić, stała się liczniejsza, ale jest to zjawisko powszechne. Natomiast charakter święta się nie zmienił. Marcin Święcicki, b. prezydent Warszawy, przewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. J. Waldorffa Obserwuję raczej pewną stabilność i wciąż duże zaangażowanie Polaków w upamiętnianie bliskich. Odwiedzamy też groby bohaterów narodowych, co widać na wojskowych Powązkach. Warszawiacy, ale i przybysze z innych miast nie przychodzą tutaj na groby rodzinne, lecz poległych za narodową sprawę. Miejsca pochówku traktuje się jako obiekty sztuki, pamiątki historii narodowej. Przyjeżdżają wycieczki, czasem nawet grupy na rowerach. Samo listopadowe święto stało się hasłem do gremialnego przemieszczania się i powrotów do miejsc związanych z historią rodów. Witold Skrzydlewski, przedsiębiorca pogrzebowy, radny w Łodzi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 44/2007

Kategorie: Pytanie Tygodnia