Bunt wraca, co widać po rosnącej popularności kapel rockowych wśród młodzieży. Mam nadzieję, że zrodzi się z tego mocne uderzenie Muniek Staszczyk (właśc. ZYGMUNT STASZCZYK, ur. w 1963 r.) – lider, współzałożyciel, wokalista, autor tekstów, a w początkowym okresie także basista grupy T.Love, jednej z najważniejszych polskich kapel rockowych, grającej od 1982 r. Z wykształcenia polonista. Przed założeniem T.Love występował w zespole Atak, przekształconym później w Opozycję. Udzielał się też w takich projektach jak Paul Pavique Movement, Szwagierkolaska, z którym odniósł wielki komercyjny sukces, oraz Rege Inna Polish Style. Autor tomiku wierszy pt. „Gandża”. Wraz z T.Love wylansował mnóstwo przebojów, m.in. „Wychowanie”, „Warszawa”, „King”, „Chłopaki nie płaczą”, „Stokrotka”, „Nie, Nie, Nie”. – Za co nie lubisz dzisiejszych czasów? – Chodzi ci o polską rzeczywistość? – Między innymi. – No cóż, mój stosunek do Polski jest ambiwalentny: moje uczucia krążą między miłością a nienawiścią. Ale to wynika z troski o ten kraj. Bo gdybym miał to wszystko w dupie, pewnie prędzej czy później wyjechałbym stąd. Tylko że jestem tu bardzo zakorzeniony, T.Love jest w gruncie rzeczy bardzo polskim zespołem. Nie ukrywam jednak, że mnóstwo spraw potwornie mnie w Polsce irytuje. – Co najbardziej? – Chyba ta nasza największa paranoja, której doświadczamy na każdym niemal kroku: rozdźwięk między wciąż deklarowanym katolicyzmem a codziennością, w której dominuje brak szacunku dla drugiej osoby, tolerancji, miłosierdzia. – Pytam o to dlatego, że moim zdaniem wasza najnowsza płyta jest gorzka w swej wymowie: z jednej strony T.Love muzycznie wraca do rock’n’rollowych korzeni, ale jeśli idzie o twoje teksty, słychać w nich smutek. – Tak, chcieliśmy wrócić do prawdziwego, surowego rock’n’rolla, z którego T.Love przecież wyrósł. Jeśli zaś chodzi o teksty, to pisząc je, nie wiedziałem jeszcze, jaka partia będzie w Polsce rządzić po wyborach. Ale nie trzeba być prorokiem, żeby wyczuć niezdrową chemię, z jaką właśnie mamy do czynienia. Jakieś narodowe histerie, zapaszek faszyzmu, cenzura, nienawiść. Tymczasem sprawy, które wymagają naprawienia, dziurawe drogi, byt ludzi, leżą odłogiem. Ale czy to jest rzeczywiście gorycz? – A nie jest? W piosence „Jazz nad Wisłą” śpiewasz: „Znów dziś myślałem o emigracji / To jest melodia mojej generacji”… – Nie chciałem nikogo dołować, raczej zależało mi na tym, żeby krytycznie spojrzeć na to, czego trudno nie dostrzec. Ta piosenka powstała po wycieczce do Wiednia, gdzie pojechałem na mecz z synem. On był z kolegą, słyszałem ich rozmowy. Gadali o tym, że fajnie jest chodzić późnym wieczorem po Wiedniu, podczas gdy w Warszawie o tej porze pewnie zostaliby pobici, straciliby rower albo komórkę. To jest właśnie nasza codzienność, której nie znoszę: wszyscy niby są zakochani w papieżu, biorą przykład z jego nauk, a tymczasem w każdej chwili można na ulicy dostać w ryj za wygląd. – Dostrzegam różnicę między najwcześniejszym T.Love, kiedy często naśmiewałeś się z absurdów PRL-u, a dzisiejszymi tekstami, gdzie tę prześmiewczość, luz, życzliwe opisy naszej obyczajowości zastąpiłeś konkretnymi przykładami z życia wziętymi. To jest płyta o Polsce. Bardzo dosadna – to chcę powiedzieć. – Jest o Polsce, ale jest też o mnie, o kolegach z zespołu. Nie jesteśmy już nastoletnimi chłopcami, mamy za sobą długą drogę jako zespół. Ja swoją przygodę z T.Love zaczynałem jako osiemnastolatek, dziś mam 42 lata, w moim życiu prywatnym wszystko idzie dobrze, ale na świat patrzę inaczej niż dawniej. Z biegiem lat, co może jest nietypowe, rośnie we mnie wkurwienie. Na ten globalny trend „happy”, który przejęło również polskie społeczeństwo, przy jednoczesnym handlowaniu tragediami, śmiercią, nieszczęściami, że wymienię WTC czy Biesłan. To zacieranie granicy między pustką popkultury a prawdziwym, dramatycznym życiem jest dla mnie trudne do zaakceptowania. – Taka refleksja często budzi sentyment do przeszłości. Tęsknisz za swoją młodością? – Za PRL-em nie tęsknię, bo dziś jest o niebo lepiej: poziom wolności się zwiększył, demokracja to lepszy system, łatwiej jest żyć. Ale jak patrzę na PiS, które w swej kampanii wyborczej stosowało PRL-owskie chwyty o milionach mieszkań dla wszystkich, choć opierało swoją ideologię na antykomunistycznych emocjach, to przecieram oczy ze zdumienia. Jakiż to paradoks, wręcz groteska. A jednocześnie wraca cenzura. Już słyszałem, że piosenka „Mr. President” budzi protesty. – Nic
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









